Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

O czym już zapomnieliśmy, czyli na temat pańszczyzny

Autor tekstu: Rafał Derda
Ilustracja: Andrzej Kilanowski
05.05.2016

Content warning: piszę językiem sarkastycznym o rzeczach poważnych. Kiedy pisze się o pewnych rzeczach, to naprawdę, ale to takie really naprawdę, można się tylko śmiać albo płakać. Wybrałem śmiać się. Wybaczcie więc niektóre kpiarskie zdania, to tylko psychologiczna reakcja obronna.

1 maja jest nie tylko świętem pracy. Tego samego dnia obchodzone jest święto nieoficjalne, prawie że półprywatne, ale moim zdaniem nie mniej ważne. Chodzi mi o Dzień Wolności Chłopskiej1, wydarzenie odbywające się corocznie w Gorajcu, upamiętniające zniesienie w 1848 roku pańszczyzny w zaborze galicyjskim. O wydarzeniu tym dowiedziałem się podczas dyskusji po pokazie filmu „Niepamięć” Piotra Brożka, pierwszego dokumentu nakręconego w III Rzeczpospolitej, który mierzy się z tematem wpływu pańszczyzny na naszą mentalność. Okazuje się, że wpływ ten był niemały, ale do tego stopniowo dojdziemy.

Na początek trochę o filmie. „Niepamięć” opowiada o dwójce młodych ludzi, wywodzącej się z rodziny chłopskiej Magdalenie Barteckiej oraz potomku hrabiowskiej rodziny Franciszku Antonim Ledóchowskim. Odwiedzają oni nawzajem swoje domy rodzinne, poznają swoje korzenie, tło społeczne, zastanawiają się, jak bardzo przeszłość ukształtowała dziś. Nie jest to dokument stricte historyczny, jednak nie wydaje mi się, by było to celem jego twórców. Jest to raczej film - przypomnienie o krzywdzie i niesprawiedliwości, o której niesłusznie zapomnieliśmy, film, który jednocześnie jest też ostrzeżeniem przed ponurą historią, która może się powtórzyć2. Zagłębmy się może trochę w istotę sprawy.

Pańszczyzna została ostatecznie zniesiona na ziemiach polskich w 1864 roku. Rok później zniesiono niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych. Zbyt daleko idące porównanie? To przyjrzyjmy się faktom. Pańszczyzna łączyła się bezpośrednio z poddaństwem, czyli zakazem opuszczania przez chłopa miejsca zamieszkania. Nie wolno też mu było posyłać dzieci na naukę do miasta, ponieważ poddaństwo było dziedziczne, tj. chłopem się urodziłeś, chłopem miałeś umrzeć. Pańszczyzna była również uznaniowa. Pan szlachcic mógł dowolnie ustalać liczbę dni przeznaczonych na pracę w jego folwarku, dzięki czemu nie było problemu, by zwiększyć je na przykład do dziesięciu dni w tygodniu (sic!)3. Oprócz pańszczyzny zwyczajowej istniały również tzw. powaby, czyli roboty nadzwyczajne, np. w trakcie żniw lub sianokosów, które wynagradzane były jedynie posiłkiem. Słabo, co nie? To poczekajcie. Mamy już poddaństwo, pańszczyznę dziesięć dni w tygodniu oraz powaby. To dodajcie jeszcze sobie darmochy, zwane również daremszczyznami, czyli prace nieregulowane żadnym aktem prawnym, które pan mógł zlecić do wykonania chłopu jedynie na postawie tego, że to właśnie on był panem. Obejmowały one szereg różnorakich czynności, od łowienia ryb po kopanie rowów irygacyjnych, a gdy w dziewiętnastym wieku spisano wszystkie objęte daremszczyzną usługi, okazało się, że ich liczba wynosi... poczekajcie na werble... sto dwadzieścia jeden. Nie wiem jak wy, ale ja to widzę tak, że pan mógł wymyślić coś zupełnie od czapy, powiedzieć, że jest to daremszczyzna i po sprawie. Przedsiębiorczość godna pozazdroszczenia. Nie usłyszeliście jeszcze o propinacji. Był to przywilej szlachecki nakazujący chłopom zakup alkoholu wyprodukowanego na szlacheckim folwarku, często z pszenicy, którą oni sami zebrali. Czy chcieli tego, czy nie, chłopi musieli przepijać część swojej wypłaty, dając tym początek jednej z najbardziej niechlubnych polskich tradycji4. Jakby się temu wszystkiemu dokładnie przyjrzeć, to jedynym, co odróżniało sytuację chłopa od sytuacji niewolnika, było to, że nie można go było bezkarnie zabić. Ale, ale... W Polsce aż do roku 1768 istniał porządek prawny oparty na karach kompozycyjnych, czyli sprawę zabójstwa można było umorzyć główszczyzną, to znaczy karą pieniężną. Oczywiście prawo to, z przyczyn ekonomicznych, przysługiwało w praktyce jedynie szlachcie, ewentualnie bogatemu mieszczaninowi. Chłop musiał dawać gardło. Za zabójstwo szlachcica główszczyzna wynosiła 240 grzywien, za chłopa 30. Aha. Prawie bym zapomniał. Oczywiście za kobietę płacono połowę ceny. Dodatkowo połowa z tej połowy szła do pana majątku, w której dany chłop/chłopka pracował/a. Nie wiem, czy wy macie to samo, czytając te słowa, ale ja, pisząc, wprost czuję nad głową świst magnackiego bicza.

Dobra, dobra... powiecie. Uciskał, to uciskał, po co drążyć temat? To raz. Po drugie, powiecie, sytuacja chłopstwa na ziemiach Rzeczpospolitej nie wyglądała tak tragicznie aż do połowy szesnastego wieku. Wszystko racja, chłopi do pewnego momentu mieli się ekonomicznie całkiem nieźle, czasem nawet górowali majątkiem nad biedniejszymi szlachcicami. Rzecz jednak zmieniła się diametralnie, kiedy Polska, dzięki połączeniu żyznej Ukrainy ze szlakiem wiślanym, otworzyła się na handel z Zachodem. Holandia i Francja płaciła za pszenicę dużo i chętnie, trzeba było zatrudnić pracownika, by to zboże zebrać, a najlepiej by było, gdyby temu pracownikowi zapłacić jak najmniej. Gospodarka oparta na taniej pracy roboczej, do której nie potrzeba wykwalifikowanej technologii, która to gospodarka jest mocno powiązana, a nawet mocno zależna od koniunktury bardziej rozwiniętych gospodarek państw zachodnich. Czy ten model ekonomiczny z I Rzeczpospolitej czegoś wam czasem nie przypomina? Pamiętacie tę nudną lekcję historii, na której kazali nam zapisywać daty nadawania kolejnych przywilejów, a wy nie pamiętacie już, nawet czego dotyczyły? Przypomnę wam. Dotyczyły stopniowego wdrażania porządku prawnego, który legitymizował wyzysk większości przez mniejszość, aż do prawie całkowitego zniewolenia większości społeczeństwa. A wiecie, że tzw. umowy śmieciowe jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych byłyby prawnie nie do pomyślenia?

Kolejna kwestia. „Legia pany”5, „siedź cicho, chamie”, „idę odrobić pańszczyznę”. Język nie kłamie, jest lepszym odbiciem naszej mentalności, niż jesteśmy w stanie to przyznać. Pańszczyzna przeorała nasze widzenie relacji społecznych w sposób fatalny i długotrwały. Jesteśmy społeczeństwem, któremu brak ufności, zarówno w stosunku do innych osób, jak i do instytucji państwowych. Nie budujemy społeczeństwa obywatelskiego, ale trudno to zrobić, jeżeli wywodzimy się ze wspólnoty o horrendalnych dysproporcjach w dystrybucji dóbr, ze wspólnoty, w której prawo wspierało tylko jedną warstwę społeczną. Różnica między tymi, którzy mieli, a tymi, którzy na nich pracowali, była wtedy więcej niż wyraźna i najsmutniejsze jest to, że po krótkim okresie PRL-u, kiedy te dysproporcje zmalały (ale tylko dlatego, że mało kto miał cokolwiek), sytuacja znowu staje się niepokojąca. Rozwarstwienie społeczne wraca obecnie powoli, w warunkach miasta, a nie wsi, ale trudno nie zauważyć podobieństwa procesów. Ciągle myślicie, że było, minęło? Może jednak warto obejrzeć sobie „Niepamięć”, poczytać trochę na temat6, by przypomnieć o tym, co może do nas wrócić.

3 Oczywiście, odrabiała je cała rodzina, a nie jedna osoba, ale sam fakt, że można było wydać takie zarządzenie, nadaje nowego znaczenia wyrażeniu „szlachecka fantazja”.

4 Takie piosenki to się z kosmosu nie biorą:

">

 

5 Niekoniecznie Legia, taki przykład tylko.

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry