Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

Brygada Kryzys

Autor tekstu: Piotr Buratyński
16.11.2014

Festiwale cieszą. Festiwale męczą. Mógłbym po ostatnim seansie ostatniego dnia 12. edycji MFF Tofifest w Toruniu pod nosem zaśpiewać za Robertem Brylewskim: „Jestem już zmęczony…”. Dla mnie końcowym seansem był niedzielny pokaz „20 000 dni na Ziemi”. Sztywnym od egocentryzmu, emanującym nieznośnym geniuszem filmem Nicka Cave’a (Nie, nie Iaina Forsyth’a i Jane Pollard). Wobec tego filmu nie było sensu kończyć frazy z wspomnianej piosenki Kryzysu: „…mam już dość”. Choć chodziło po głowie, nie zmierzało w tym ostatecznym kierunku. Nie o wyrok chodziło ani mnie, ani jemu. A przy okazji, o co chodziło Brylewskiemu, Tymańskiemu i reżyserowi Jankowskiemu w „Polskim gównie”, jednym z filmów który wypełnił po brzegi salę kinową Od Nowy? „Jestem sam w dolinie lalek”? „Jestem złodziej ognia”? „Fallen, falllen is Babylon”? Czy po prostu „Ganja, ganja, ganja, ganja”? W tym bardzo długo oczekiwanym dziele polskiej rock-bohemy, którego plakat zdobił moją ścianę na długo, nim można było je zobaczyć, chodzić mogło o dobrą zabawę, o niepowtarzalną chwilę w filmowym akcie tworzenia. „Kocham szaleństwo planu filmowego” mawiał Alan Parker. Chciałbym je zobaczyć. Niekoniecznie ten scenariusz. W pośredni sposób ukoronowany „Polskim gównem” Brylewski wzrusza mnie w tym filmie. Szkoda tylko, że laurka na cześć tego genialnego muzyka leży na stercie wniosków dość powierzchownych, nudnych, przy których pokiwamy głową: „tak, tak, zgadzam się” i zapomnimy o układach choreograficznych Halamy, włączając telewizor, a w lepszym wypadku, już na następnym filmie festiwalu. Być może następnym będzie Dolanowskie „Mommy”, kolejny wielki hit programu Tofifest? Nie mnie o tym pisać, choć widzę tu nie tyle pop, co odwagę w stylu Kechiche’a „Życia Adeli”. Porównanie równie bliskie, co dalekie. Pozycja w repertuarze równie daleka, co i bliska w czasie wyświetlania, jak „Majdan” Siergieja Łożnicy. Dolan i Łożnica zaraz po sobie, z przerwą dla mózgu wypełnioną papierosem przed Od Nową, to dwie zupełnie inne kinematografie, inne kultury i inne społeczeństwa. Łożnica stworzył arcydzieło, rzecz obecnie niemożliwą. Film antropologiczny, będący jednocześnie świadectwem. Film okrutny, będący drażniącym odciskiem chwil, w których tworzą się mitologie. Dalekie od postmodernistycznej gadaniny, bliskie, jak upadająca obok Ciebie kostka brukowa, koktajl Mołotowa. Sposób obrazowania klarowny, czysty, sprawiedliwy. Co wobec takiego ciosu w wykonaniu Łożnicy począć z flirtującym z kłamstwem mediów filmem Alaina Margot „I Am Femen”? Czy Laura Mulvey przyklasnęłaby filmowi o feministkach, który chce mówić i walczyć z językiem systemu za pomocą reguł jego własnej składni? Pasmo ukraińskie okazuje się, podobnie jak w latach poprzednich pasmo gruzińskie czy syryjskie, jednym z najciekawszych. Problematycznych, owszem, ale aktualności nigdy nie wolne są od błędów i potknięć. To jest żywe. O współczesności wiele mówią filmy z programu oznaczonego jasnozielonym kolorem Flandrii i Walonii. „Deux jours, une nuit” braci Dardenne mówi jednocześnie o chorobie kapitalizmu, jak i chorobliwym aspekcie narcyzmu/narcystycznym wymiarze choroby. A może to to samo? Rewelacyjny „Violet” Basa Devosa, inspirowany nieco kinem Hanekego, uczynił ze swoich kadrów kompozycje abstrakcyjne. A w kadrach tych widzimy nadal tylko (aż?) chłopców na swoich BMX-ach. Film hipnotyzujący, plastycznie wysmakowany, o doskonałych jazdach kamery i jeden z najlepiej udźwiękowionych filmów, jakie miałem ostatnimi czasy słyszeć (!). Nie tak daleko temu belgijskiemu cymesowi do współczesnego polskiego kina. Teksturalne „Hardkor Disko” równie krępujące, co oryginalne lub śmiałe i pstrokate „Między nami dobrze jest” wyrażają te same lęki czy raczej wyrażają niechęć do ich przeintelektualizowanego deklarowania. Raczej je podają niczym przystrojony na talerzu cymes. Skoro już wkradło się żydowskie słownictwo w mój wywód, zwrócę jedynie uwagę na „przeciwległy biegun polskiego kina”, jakim jest hucpa w postaci banalnych i a-symbolicznych filmów Sasnali („Huba”) i Majewskiego („Onirica. Psie pole”). Filmy, które stwarzają pozory, że powinieneś podczas nich myśleć. Koniec końców, ta tradycja odbija się w  poczuciu winy, w braku zrozumienia kina najmłodszych twórców. Pewnie nie bez powodu w jury festiwalu znalazł się, m.in. Tomasz Wasilewski. Wreszcie! Powinienem wspomnieć o konkursie OnAir. Niemniej, jestem zawiedziony oficjalną selekcją filmów konkursowych, reprezentujących w prosty, scenariuszowy sposób „gorące” tematy i „modne” trendy (wyróżnia się „Zero motivation” w reżyserii Talii Lavie). Protokół dostępny jest na stronie festiwalu (http://www.tofifest.pl/pl/news/223). To, co w Tofi najsmaczniejsze okazuje się na obrzeżach. I to bardzo.

Pora na drugi i ostatni akapit niniejszego tekstu, w którym to pragnę zaznaczyć mój osobisty podziw dla nowej inicjatywy na MFF Tofifest. Mianowicie, wytypowanie jury spośród studentów, którzy przyznali w tym roku własną nagrodę (otrzymał ją znany już na Tofifeście G. Ovashvili za „Kukurydzianą wyspę”). Jest to kolejny krok po sekcji Lokalizacje, którym twórcy imprezy w sensowny sposób zespalają regionalne środowisko filmowe i starają się je realnie konstruować. Sam seans potrafi być czymś biernym, pasywnym. Należy go wspomagać. W taki właśnie sposób.

 

Subiektywny ranking 5 najlepszych filmów, jakie dane było mi zobaczyć na 12. MFF Tofifest:

 

  1. „Majdan. Rewolucja godności” – reż. Siergiej Łożnica
  2. „Violet” – reż. Bas Devos
  3. „Dwa dni, jedna noc” – reż. Jean-Pierre i Luc Dardenne
  4. „Sils Maria” – reż. Olivier Assayas
  5. “Free Range: Ballaad maailma heakskiitmisest” - reż. Veiko Õunpuu

 

 

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry