Wyszukiwanie

:

Treść strony

Literatura

G. Besier, K. Stokłosa, „Europa dyktatur”, przeł. J. Hashold, Warszawa 2009

Autor tekstu: Wojciech Włoch
03.07.2017

Niedawno w „Tygodniku Powszechnym” ukazał się ciekawy artykuł Klausa Bachmanna zatytułowany „Kto broni demokracji” („TP”, nr 24 (3544), 11 czerwca 2017, s. 24-25), w którym autor poddaje krytyce opozycję za niedostateczne działania podejmowane w celu obrony demokracji. Nieco ironicznie Bachmann wskazuje, że jeśli przyjrzymy się działaniom ugrupowań opozycyjnych, to stwierdzić musimy, iż demokracja nie jest w Polsce zagrożona. „Gdyby opozycja uznała, że demokracja jest w Polsce zagrożona, zaprzestałaby wewnętrznych sporów i rywalizacji. Zamiast tego stworzyłaby stały komitet zrzeszający wszystkie partie, które są reprezentowane w Sejmie i w samorządach i mają w miarę realną szansę się dostać do parlamentu w następnych wyborach. Dla członków takiego komitetu byłoby jasne, że najpierw trzeba walczyć o utrzymanie demokracji, a potem wrócić do normalnej rywalizacji partyjnej”. Abstrahując niejako od współczesnych wydarzeń, warto zadać pytanie, czy rzeczywiście można tego wymagać od polityków? Czytając „Europę dyktatur” autorstwa Gerharda Besiera i Katarzyny Stokłosy można mieć co do tego wątpliwości. Autorzy analizują wydarzenia polityczne w państwach europejskich w okresie między końcem I a końcem II wojny światowej oraz czas po tej ostatniej1. Z opowieści wyłania się obraz chaotycznych działań, nieoczekiwanych konsekwencji, niezrozumienia sytuacji, a także zwykłych przypadków (zdarzeń nieplanowanych, nieprzewidywanych, a przez to zaskakujących), które doprowadziły do odrzucenia parlamentaryzmu na rzecz reżimów autorytarnych i totalitarnych. Patrząc ex post, rzeczywiście wszystko nam się układa w pewien czytelny proces: dysfunkcjonalność parlamentów, konflikty społeczne, kryzys ekonomiczny, wzrost znaczenia partii radykalnych, a na końcu przejęcie przez nie władzy. Czy ówcześni aktorzy polityczni nie zdawali sobie sprawy z zagrożeń? Zdaje się, że przynajmniej niektórzy rozumieli niebezpieczeństwa. Dlaczego zatem nie powstał „stały komitet obrony demokracji”? Pewnie można podać wiele odpowiedzi, ale narzucają się dwie: rywalizacja i niepewność. Polityka jest m.in. rywalizacją o władzę, sporem o idee i interesy... Stan zawieszenia sporu byłby stanem niejako „nienaturalnym”. Aktorzy polityczni musieliby powstrzymać swoje ambicje, ograniczyć cele, zrezygnować z dotychczasowych strategii. Coś musiałoby ich do tego nie tyle skłonić, co przymusić. I tu można by powiedzieć, że przecież wizja nadejścia autorytaryzmu czy totalitaryzmu mogłaby to zrobić! Wydaje się to niemalże oczywiste, gdy patrzymy wstecz, ale czy takie było to dla ówczesnych partii i innych podmiotów politycznych? Ex post łatwo o deterministyczny obraz wydarzeń, ale z punktu widzenia uczestnika zdarzenia polityczne raczej nie układają się w klarowny i zdeterminowany ciąg przyczyn i skutków (no chyba że posiada się „teorię przebiegu dziejów”, ale nawet ją posiadając, można raczej być przekonanym co do tendencji – np. upadku kapitalizmu czy zwycięstwa rasy – niż konkretnych zdarzeń). Kalkulacje polityczne zawsze obarczone są swoistą niepewnością, wrażliwością na to, co jawi się jako „przypadek”. Czy z punktu widzenia uczestnika można być pewnym, że w danym czasie demokracja rzeczywiście jest zagrożona? Czy stowarzyszenie się w ponadpartyjny komitet rzeczywiście obroni demokrację, czy tylko słabsze ugrupowania zostaną zdominowane przez większe? Czy takie stowarzyszanie się w ogóle ma sens? Przecież ewentualni wyborcy mogą się poczuć zniechęceni tym, że ich partia przestaje walczyć o ważne dla nich interesy czy idee. Pytania można mnożyć... Książka „Europa dyktatur” może nas tylko utwierdzić w przekonaniu, że powstanie „jednolitego frontu obrony demokracji” jest trudne, a kiedy jest już pewne, że zagrożenie demokracji jest realne, to na taki „front” jest często za późno.

1 Książka składa się z dwóch wspomnianych wyżej części, a zakres omawianych w niej państw jest szeroki. Można powiedzieć nawet, że wyczerpujący, albowiem dotyczy historii m.in.: Rosji/ZSRR, Białorusi, Ukrainy, państw bałtyckich, Włoch, Węgier, Niemiec, Polski, Austrii, Portugalii, Hiszpanii... Niestety nie czyta się jej łatwo, co nie tyle jest winą „ciężkiego stylu”, co raczej „encyklopedycznego”. Natomiast w przypadku użycia abstrakcyjnych pojęć widać pewną nieprecyzyjność, jakby autorzy chcieli uzupełnić podręcznikowy opis o pewien ogólny filozoficzny wymiar. Jest też niestety trochę literówek i pomyłek edytorskich.

 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry