Wyszukiwanie

:

Treść strony

Muzyka

Parentingowy Poradnik Muzyczny

Ilustracja: Marta Wincenty-Cichy
28.02.2019

Z zamysłem napisania tego artykułu nosiłem się już od bardzo dawna. Właściwie odkąd zostałem ojcem po raz pierwszy, zacząłem zbierać nań materiały. Potem urodziła się nam druga córka i znowu wszystko zeszło na dalszy plan. Ale temat ten wciąż się pojawiał. Można by rzec, codziennie, zwłaszcza odkąd starsza córka zaczęła w sposób werbalny wyrażać swoje życzenia. Także te muzyczne. Muzyka w naszym domu rozbrzmiewa właściwie bez przerwy i córka ma swoje gusta, na które w dosyć dużej mierze mieliśmy wpływ. Zofia posiada więc swoją półkę na winyle oraz CD. Bo tak jak to jest również przy muzyce, nazwijmy ją „dorosłą”, muzyka dla dzieci może być lepsza i gorsza. I niestety również jak przy muzyce „dorosłej” tej gorszej jest dużo więcej. Oto więc jest Parentingowy Poradnik Muzyczny, my przebrnęliśmy przez tę złą muzykę, więc wy już nie musicie.

Pierwsza rada w wyborze piosenek dla waszych dzieci: ostrożnie z YouTubem. Mainstream dziecięcy to absolutne dno. Smok Edzio jest tego najlepszym przykładem, gdzie tradycyjne piosenki takie jak „Ta Dorotka” czy „Jadą, jadą misie” przearanżowane zostały w disco polo najgorszego sortu. Do tego animacja, za którą powinno się karać. Kanał ten jest jednak dosyć popularny i w pewnym momencie, czy się wam to podoba, czy nie, Smok Edzio pojawi się w liście proponowanych następnych utworów do odtwarzania. Kolejnymi rzeczami, które nieświadomemu słuchaczowi są w stanie zlasować zwoje mózgowe, są piosenki „Idziemy do zoo” albo „Mucha w mucholocie”. Przykładów muzyki dziecięcej, która nigdy nie powinna była powstać, jest w internecie mnóstwo. Ale całe szczęście są artyści, którzy traktują dzieci poważnie i zamiast miałkiej papki, infantylnej melodii i banalnej rytmiki, dają nam coś dużo więcej.

Przykładem takich artystów jest Ferid Lakhdar, którego utwory można również znaleźć na tym popularnym serwisie streamingowym. „Wesoło gra lokomotywa” będzie więc pierwszym przystankiem na tej trasie. Utwór promujący album w całości inspirowany wierszami Tuwima doskonale obrazuje, jak powinno się pisać muzykę dla dzieci. Ferid swoje trzy grosze dołożył również do kanału Śpiewanki.tv, gdzie nowe aranżacje popularnych piosenek wciąż trzymają wysoki poziom oryginałów. „Cztery łapy” czy klasyk „Dzik” to z pewnością jedne z jaśniejszych punktów programu. Zbiór najlepszych utworów z tego kanału został wydany na płycie CD. Nie jest to jednak pozycja łatwa do zdobycia, choć wytrwały poszukiwacz znajdzie miejsce, gdzie można ją kupić. „Małe bajki”, czyli piosenki inspirowane Tuwimem, o których też wspomniałem, są już niedostępne. Niestety. Ale najbardziej boli brak możliwości dostania płyty Ferida pod tytułem „Przygody smoków i dinozaurów”. Ten bowiem album to majstersztyk muzyki dziecięcej. „Czy plezjozaur to dinozaur”, „Zatańcz z diplodokiem” czy „O gekonie, który chciał być smokiem” to genialne teksty, napisane przez osobę, która naprawdę zna i rozumie dzieci, do tego ciekawe melodie i niesamowity klimat. Ale jak wspomniałem, płyty tej nie można już nigdzie dostać. Ale można jej posłuchać na Spotify.

Na Spotify można również znaleźć piękne przykłady anglojęzycznych piosenek. „You Are My Sunshine” Elizabeth Mitchell czy „When I Was a Lad” brytyjskiego duetu Megson. Ta pierwsza to przede wszystkim niesamowity głos wokalistki, której akompaniuje mąż oraz jej dzieci. Dzieci, które w przeuroczy sposób nie trzymają rytmu lub gubią słowa. Ciepłe i naprawdę przyjemne utwory. Jaśniejszymi punktami, jeśli jakieś już trzeba wybrać spośród doskonałego zbioru, niech będą „So Glad I’m Here”, „Ladybug Picnic”, „Car Car” oraz „Here Comes My Baby”. Megson to z kolei nowe aranżacje folkowych brytyjskich kołysanek. Para muzyków napisała również kilka własnych kawałków, które wciąż wpisują się w konwencję brytyjskiego gitarowo-banjowego folku. „Bee-O” było pierwszym megahitem naszej córki i gwarantuję, że nawet po setnym przesłuchaniu nie będziecie mieli ochoty popełnić harakiri. Wciąż lubię ten album, a przy podstawowej znajomości języka angielskiego możecie również wychwycić kilka żartów skierowanych bezpośrednio do rodzica. Oba albumy można dostać jeszcze na płycie kompaktowej za pośrednictwem Amazona. Tak samo jak wciąż dostępne są „Kołysanki-Utulanki” Grzegorza Turnaua i Magdy Umer. Tych artystów nie trzeba przedstawiać nikomu, bodaj najlepsze głosy polskiej sceny muzycznej. Klasyczne polskie kołysanki w jazzowej aranżacji są genialne i jest to absolutny „must have” każdej dziecięcej kolekcji. Tu nie ma słabych momentów, ale „Kołysanka dla okruszka” czy „W muszelkach twoich dłoni” to arcydzieła. A żeby zagłębić się choć trochę w to, co Wojtek Waglewski zrobił z Małym Wu Wu, potrzebowalibyśmy osobnego artykułu.

W zestawieniu tym nie może zabraknąć Jerza Igora! Muzycy znani z udziału w formacjach takich jak Pink Freud, Paula & Karol czy Levity napisali dwa albumy z muzyką dziecięcą: „Zimą” oraz „Mała Płyta”. Obie można zakupić multimedialnie za pośrednictwem serwisu BandCamp. Istniała też możliwość dostania fizycznego medium, ale nie wiem, jak ich dostępność wygląda obecnie. „Lisy” z zimowej płyty to świetny utwór. Po prostu. Bardzo dobrze napisany, genialnie wyprodukowany, ciekawa rytmika, wpadająca w ucho melodia i dobra historia do opowiedzenia. „Dzień” z tego samego zbioru ma nawet fragment rapowany, bo kto powiedział, że dzieciom nie można rapować? „Opowiem wam o świetle, jest ono konieczne! Jest światło w lodówce i jest światło słoneczne!” „Mała Płyta” jest bardziej sennym zestawieniem, ale senność ta jest zapowiedzią naprawdę niesamowitych snów. „Sen”, „Sowy”, „Pies” czy wreszcie „Królewicz” powinien usłyszeć każdy muzyk aspirujący do pisania piosenek, nie tylko dla dzieci. Tak się to powinno robić!

Nowa muzyka dziecięca jest również tłoczona w winylu. BARK określają się mianem „kindie rocka”. Debiutanckie LP wydane zostało na czarnej płycie w prostej okładce. Piosenki po angielsku obfitują w onomatopeiczne fragmenty, więc znajomość angielskiego nie jest wymogiem, by tę płytę polubić. Dużo fajnych melodii, ciekawy głos, zmiany rytmu. Klimatem jesteśmy dosyć blisko Elizabeth Mitchell, jednak słychać wyraźnie, że panowie mieszkają w Kalifornii, a Elizabeth w stanie Nowy Jork. Jedynym minusem tej płyty jest to, że jest króciutka. Osiem dwu-trzy minutowych utworów. Ale jest to naprawdę niezłe wprowadzenie dziecka do tematu amerykańskiego blues rocka. Daj swojemu dziecku polubić BARK, a dziecko podzieli Twoją miłość do The White Stripes czy The Black Keys. Płyta ta jest dostępna poprzez BandCamp.

Również tam można nabyć winyl „City in the Clouds” pochodzącego z Niemiec multiinstrumentalisty Daniela Lipperta. Nie ma tu wokali, jest to dzieło instrumentalne, w całości napisane z myślą o dzieciach w konwencji New Age, ale to wciąż dosyć płytkie określenie tej muzyki. Niesamowita przestrzeń tych dźwięków działa bezpośrednio na wyobraźnię, wydaje się to być soundtrack do nieistniejącego filmu animowanego. Plusem wydania analogowego jest booklet dużego formatu dołączony do płyty. Pełen jest on bajkowych ilustracji, które nie łączą się jednak w spójną historię, dając pole do popisu wyobraźni dziecka. Za każdym razem to opowiadanie może być inne. Usiądź z dzieckiem, zakręć płytę i popuść wodze wyobraźni. Z kolekcjonerskiego punktu widzenia muszę dodać, że sama płyta wytłoczona została w niebiesko-białym winylu. Uwielbiam ją i wciąż mam ciarki, gdy jej słucham. Majstersztyk!

Pozostając przy winylach, nie zapominajmy o dziedzictwie, które winni jesteśmy przekazać dalej! Na półce u Zofii stoi pierwsze wydanie muzyki z Akademii Pana Kleksa. Poza klasykami takimi jak „Witajcie w naszej bajce”, czy „Kaczka dziwaczka” jest tam „Sen o siedmiu szklankach”, który stylistycznie jest bardzo blisko Pink Floyd, zresztą przypomnijcie go sobie sami, wyszukując ten utwór na YouTube. Sam fragment filmu to mocne nawiązanie do „Yellow Submarine”. Zawiodę jednak niektórych, ścieżka dźwiękowa nie obejmuje „Marszu wilków” oryginalnie napisanego przez TSA. Pozycja ta wciąż pojawia się na discogs.com, aczkolwiek cena zależy od stanu samej płyty. Pamiętajmy jednak, że film był hitem końca lat osiemdziesiątych i założę się, że sprzedano wiele kopii muzyki do niego. Obok na półce stoi chyba najbardziej znany album Natalii Kukulskiej. Ukazuje on zmianę czasów, w piosence „Ważne pytanie” Roman Wilhelmi prosi małą Natalkę, by podała mu popielniczkę i wydaje się być zirytowany faktem, iż ta nie może jej znaleźć. Kiedyś to było normalne. „Mała smutna królewna” czy „Kołysanka dla E.T.” to jednak piosenki, które wciąż robią wrażenie na mojej córce. Fasolki z tego okresu zresztą też. „Kapelusz Uśmiechmistrza” to, i jestem w stanie tezy tej bronić do upadłego, jedna z najlepiej napisanych polskich piosenek w ogóle. Tekst oraz jego konstrukcja, oraz genialne harmonie to klasa sama w sobie. Pamiętajmy też, że muzycy stojący za tym projektem nie byli w ciemię bici. Sygitowicz, Marzec czy Gogolewski to jedni z najwybitniejszych polskich muzyków sesyjnych. „Moja fantazja”, „Kropelka złotych marzeń”, „Ogórek” czy „Ale leń” to utwory wciąż aktualne, niebanalne i dające masę frajdy również rodzicom. A przecież była jeszcze Majka Jeżowska, Krzysztof Antkowiak czy chór Piccolo Coro del Antoniano! Większość z tych starych winyli można łatwo znaleźć na strychach u sąsiadów bądź kupić za bezcen na targach. Ja swoje przywiozłem z domu rodzinnego, dziś cieszą się nimi moje dzieci, koło się zamyka. Na winylach też były wydawane bajki muzyczne… „Przygody Piotrusia Pana” kupiłem. Moja kopia została przeze mnie skatowana i jest niegrywalna. Ale po prawie trzydziestu latach znam tę historię słowo w słowo, a Zofia chodzi i nuci „Ja jestem Pan Krokodyl, natura we mnie taka…”, ale to znowu temat na osobny, obszerny artykuł.

Nie ma złego gatunku muzycznego. Jest zła muzyka. Mainstream rządzi się prawem kiczu, wszechobecnej miałkości i brakiem pomysłu. Czytałem kiedyś wywiad z muzykiem metalowego zespołu Kreator, który wystąpił w telewizyjnym programie dla dzieci, za co został skrytykowany przez metalowych purystów. Powiedział wtedy, że jeśli nie nauczymy dzieci tego, za co lubimy heavy metal, na starość nie będziemy mieli czego słuchać. Można narzekać, że kiedyś było lepiej i choć zgodzę się, że Fasolki w swej świetności były projektem nadzwyczajnym, to wciąż istnieją artyści, którzy szanują dzieci i traktują je poważnie. Nauczmy dzieci dobrej muzyki, a może na starość doczekamy się nowych ekscytujących płyt?

I na litość boską, nie pozwólcie waszemu dziecku zobaczyć na YouTube piosenki „Mały kotek Staś”. Nigdy. Cytując Kazika: „Właściwie to myślę, że karać was należy, że gust i estetykę psujecie u młodzieży”. Oglądacie to na własną odpowiedzialność.

 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry