Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Tron we krwi

Autor tekstu: Kinga Sołowiej
28.02.2019

Tęskniliście za Gertrude? Ona za wami na pewno nie. Wciąż uwięziona w Baśniowie nie wydaje się ani trochę bliżej powrotu do domu. Na dodatek niefortunny tytuł królowej, który przypadł jej w zakończeniu tomu pierwszego, wcale nie wiąże się z organizowaniem krwawych igrzysk na jej cześć, tylko podpisywaniem tysięcy dokumentów, gniciem w sali tronowej oraz otwieraniem przeróżnych uroczystości (które całkowicie przypadkowo i nie z jej winy kończą się katastrofą, masakrą i morzem krwi). Nawet najbardziej cierpliwa osoba, do których władczyni Baśniowa wszak nie należy, mogłaby nie wytrzymać takiej rutyny. Podsumowując – jest fujowo, ale stabilnie. Oczywiście do czasu.

Druga część przygód Gertrude i jej wiernego towarzysza Larry’ego ponownie podana jest w konwencji słodko-brutalnej, przez co czytelnik dokładnie wie, czego może się spodziewać. Zarówno fabularnie, jak i formalnie (no, w większości) Skottie Young porusza się po schemacie dobrze znanym z pierwszej części. Właściwie gdyby komiks miał krótkie streszczenie tego, co wydarzyło się do tej pory, spokojnie można byłoby go czytać jako oddzielną historię. Obydwa tomy niezaprzeczalnie łączą się ze sobą, ale każdy z nich ma klasyczny finał, który śmiało mógłby być otwartym zakończeniem dla całej jednotomowej opowieści.

Z drugiej jednak strony im bardziej poznajemy główną bohaterkę, tym bardziej interesuje nas dalszy ciąg jej przygód, czy raczej to, jakie jeszcze niesamowitości i zdrożności wymyśli Skottie Young. Dlatego mimo wszystko i mimo całej sympatii do Gertrude niezbyt interesuje nas jej powrót do domu. Skoro tak dobrze bawimy się na jej nieszczęściu, niech przedstawienie trwa nadal, niech wszystko sypiesię, wybucha, umiera i cierpi. Niech flaki pływają, fuje latają, a topór królowej sieje zniszczenie. Niech wykorzystuje ona innych, niech dąży po trupach do celu i niech zbiera to, co sama zasiała. Wszystko dla naszej przyjemności i jej irytacji.

Young – tak jak poprzednio – serwuje czytelnikowi niemałą porcję gagów i zasypuje go wciąż nowymi modyfikacjami przekleństw. Obraz i słowo serii cały czas stoją na mistrzowskim poziomie i współgrają ze sobą w idealnej harmonii. Plastyczność języka zarówno pod kątem treści, jak i formy jest jednym z tych elementów, który nie tylko nadaje charakteru całej opowieści, ale również naturalnie łączy jej główne (opozycyjne) składowe – wulgarność z baśniowością. Jest wręcz drugim poziomem obrazowania historii, co jest nie lada wyczynem w komiksowym medium. Specjalnie zaprojektowany font jest natomiast wisienką na wielkim, kolorowym, spływającym lukrem i posoką torcie Baśniowa.

Drugi tom zawiera również kilka miłych niespodzianek. Przede wszystkim autor udowadnia, że jego kreska nie zamyka się w jednym stylu, a on sam potrafi kreatywnie zabawić się konkretną konwencją plastyczną. Uchyla również rąbka tajemnicy i prezentuje przyszły image głównej bohaterki, którego prawdopodobnie możemy spodziewać się w kolejnych tomach. Ponadto ciekawym dodatkiem są grafiki odrzuconych okładek.„Fujowy żywot” jest zatem pewną rozrywką zarówno dla osób, które czytały poprzedni tom, jak i dla tych wchodzących do Baśniowa po raz pierwszy. Cięty język i odcięte głowy – połączone z ckliwymi postaciami wyjętymi wprost z dziecięcych bajek – atakują zmysły i przyciągają do ostatniej strony. Aż strach się bać, co przyniesie przyszłość.

 

„Nienawidzę Baśniowa: Fujowy żywot”

Scenariusz i rysunek: Skottie Young

Non Stop Comics

2019

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry