Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Tak rodzi się legenda

Autor tekstu: Szymon Gumienik
28.09.2018

Conan to jedna z tych postaci, które z jednej strony znają prawie wszyscy i których mitologia jest mocno osadzona w popkulturze, z drugiej zaś są zapomniane, lekko przykurzone i jak pradawni bogowie czekają tylko na przebudzenie, na ponowne odkrycie. Czarnowłosy wojownik z Cymerii urodził się na początku lat 30. XX wieku, jego twórcą był Robert E. Howard, który niestety zdążył napisać o nim tylko jedną powieść i kilkanaście opowiadań. W większości takich przypadków na tym by się skończyło, jednak Conan był na tyle ciekawą postacią, a otaczający go świat na tyle barwny, że uniwersum Howarda spod znaku magii i miecza szybko zaczęło się rozrastać, osiągając swoje apogeum w latach 90. ubiegłego wieku. W tym właśnie czasie i ja zaczytywałem się w przygodach Barbarzyńcy z ery hyboryjskiej, sam dziwiąc się własnej fascynacji – jako zagorzały fan twardej SF fantasy wówczas nie tykałem wcale. Szybko jednak dorosłem i o Conanie zapomniałem na ćwierć wieku, nie chcąc już za bardzo wracać do tematu. Kurt Busiek zaintrygował mnie jednak na tyle, że postanowiłem złamać daną sobie przed laty obietnicę. Czy będę żądał za to jego głowy? Zdecydowanie nie.

„Narodziny legendy” przywracają bowiem pamięć o Conanie z całym należnym mu szacunkiem – to bowiem heroiczna i mroczna epopeja, jakiej zdecydowanie mi brakowało i jaką powinni przeczytać wszyscy fani nie tylko gatunku, ale przede wszystkim tego czarnowłosego, melancholijnego wojownika o ponurym wejrzeniu. Busiek oddaje hołd Howardowi i wychodzi naprzeciw czytelnikom, prezentując z jednej strony kanoniczne historie teksańskiego twórcy, z drugiej dopisując do nich kilka ważnych oraz kluczowych dla rozwoju postaci rozdziałów (szczególnie cenne są tu epizody odnoszące się do jego dzieciństwa czy kończąca księgę pierwszą, kształtująca go jako honorowego i bezkompromisowego wojownika walka z Akwilończykami w obronie cymeryjskiej ziemi). Rozpisanie w zaledwie kilku zeszytach dorastania chłopca i jego dojrzewania do własnej legendy nie tylko naświetla nam nieznany dotychczas okres z życia Conana, ale i daje mocny grunt do następnych epickich opowieści o nim. Poza tym to bardzo dobre historie, broniące się same i niepotrzebujące żadnych odniesień. Na przykład scena walki z wilkami niezaprawionego jeszcze w boju chłopca jest jedną z bardziej sugestywnych scen inicjacyjnych w komiksie (jest ich kilka). Zapada w pamięci i rzutuje na dalszą lekturę, której bohater z każdym jednym starciem, pojedynkiem czy sytuacją krzepnie coraz bardziej, zawsze rzucając się w wir wydarzeń, nigdy nie wycofując się, gotowy nawet w najbardziej przegranej sprawie stawić czoła każdemu niebezpieczeństwu. Znać, że twórca podchodzi do prowadzonej przez siebie postaci z wielką estymą i szacunkiem, nie odmawiając jej siły, hartu ducha, zapału, niezłomności charakteru, a przede wszystkim twardego kodeksu honorowego, działającego również w najmniej pochlebnych sytuacjach. Takie podejście zawsze procentuje pasjonującą, żywą opowieścią i bohaterem, za którym chce się podążyć w najciemniejsze zakamarki świata.

Graficznie „Narodziny legendy” idą utartą, ale dobrze sprawdzającą się w tego typu albumach regułą. Tak jak każda z historii różni się klimatem, treścią i znaczeniami, jakie ze sobą niesie, tak każda musi mieć też inną formę, inny wizerunek i odcień. Cary Nord, Greg Ruth, Thomas Yeates i Tom Mandrake zadbali bardzo dobrze o tę różnorodność, nie wspominając o koloryście Dave’ie Stewartcie, który tchnął całą gamę emocji w napisany i namalowany przez swoich towarzyszy świat (trzy nagrody Eisnera mówią same za siebie). W pierwszej księdze, gdy poznajemy dzieciństwo i młodość Conana, zakończone krwawą walką o swoje ziemie, przeważa bardziej szkicowa, brudna i niedbała kreska Grega Rutha oraz zaproponowana przez niego ciemna, ziemista, chłodna tonacja, która idealnie wpisuje się miejsce akcji ­– Cymeria to bowiem kraj surowej ziemi, ciemności i głębokiej nocy. Większą delikatność, precyzję, ekspresję, ale i oszczędność zyskuje za to – uważana za wzorcową dla tej serii – kreska Cary’ego Norda, który zilustrował m.in. prolog, wątek z kraju Aesirów oraz zawierającą się w nim klasyczną nowelkę „Córka lodowego olbrzyma”. I podobnie jak poprzednio, forma bardzo dobrze zgrała się tu z dominującą, zdecydowanie cieplejszą niż u Rutha tonacją – bielą śniegu i jasną karnacją mężów Asgardu kontrastującymi z czerwienią ich krwi.Wszystkie te oraz pozostałe zeszyty z rysunkami Norda, Yeatesa i Mandrake’a łączą żywe, wyraziste i adekwatne do treści oraz formy kolory Stewarta. Tak jest chociażby w zapożyczonej od Howarda noweli „Bóg w pucharze” – mimo że jest to kameralny kryminał, dziejący się w jednym miejscu i zbudowany głównie na dialogu, statyczne kadry tak operują barwami, że obraz wcale nie ustępuje tu wciągającej narracji. Mistrzowsko pod względem wizualnym rozegrana jest również ostatnia historia o Thoth-Amonie, szczególnie odrębna krótka opowieść o genezie Janissy i ostatnie sekwencje z szalejącym magiem pod postacią chmury podległego mu robactwa. Dynamizm i kolorystyka przywołanych kadrów mogłyby stanowić wzór wszelkich innych graficznych opowieści herbu magii i miecza.

Ten opasły tom można smakować na wiele sposobów i przez wiele wieczorów. Jest tu i historia inicjacyjna, i wojenna epopeja, jest społeczny moralitet, trochę czarnej magii, jest też kryminał, horror czy romans, przede wszystkim zaś heroiczna i pasjonująca opowieść o świecie nam niedostępnym, dalekim. Z kolei objętość i zawarta w nim treść oraz miejscami zapierające dech w piersiach rysunki, nie wspominając o różnorodności użytej kolorystyki, sprawiają, że to lektura idealna na długie jesienne wieczory, kiedy północne wiatry przynoszą ze sobą jedynie chłód i melancholię i kiedy tak bardzo potrzebujemy rozgrzewających nasze serca i umysły opowieści o heroicznych czynach, dumnych  wojownikach, pięknych i zmysłowych kobietach, śmiałych złodziejach, okrutnych magach czy wreszcie samym Conanie Cymeryjczyku, zawsze „gotowym wysadzane klejnotami ziemskie trony deptać”. I choć może być to dla niektórych odrobinę patetyczne i żenujące, to Kurt Busiek, podobnie jak Thoth-Amon, skutecznie potrafi zawładnąć czytelniczą wyobraźnią i na długo wciągnąć w swoje barwne światy. Kolejna okazja już w grudniu, wraz z drugim tomem „Miasto złodziei”. 

 

„Conan. Narodziny legendy”

Scenariusz: Kurt Busiek

Rysunki: CaryNord, Greg Ruth, Thomas Yeates, Tom Mandrake

Egmont

2018

W imieniu redakcji dziękuję Wydawnictwu EGMONT za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry