Wyszukiwanie

:

Treść strony

Felietony

Horyzont zdarzeń

Raz. Dwa. Trzy. – Trzecie Ślepie patrzy!

Autor tekstu: Kosmiczny Bastard
Ilustracja: Kosmiczny Bastard (autoportret)
29.09.2014

Chaos. Śmierć. Zagłada. Zniszczenie. Nicość. Otchłań. Rozpacz. Marność. Cierpienie. Zło.

 

Na zapuszczony trawnik Horyzontu Zdarzeń spadł kolejny rdzawy liść – frontowy szturmowiec nadchodzącej jesieni. Może by to coś wyjaśniało, gdyby nie fakt, że moje Trzecie Ślepie już od dawna jest całkowicie otwarte, a nawet pozbawione sennych śpiochów. Chwilami obawiam się, że mogło stracić powieki. A trzeba Wam wiedzieć, że swoją pionową źrenicą nieustannie patrzy ono w otchłań. I nie chodzi tu tylko o otchłań kosmiczną, lecz o otchłań w sensie wszelakim. Może to przez wojny, które ostatnio groźniej i bliżej się toczą. Może przez doprowadzające mnie do szaleństwa bóle głowy. Nie, jesień tym razem nie jest żadnym wyjaśnieniem…

 

Mniejsza jednak o przyczyny i skutki – Raz. Dwa. Trzy. – Trzecie Ślepie patrzy! Ja zaś całym jestestwem czuję, że nie ma żadnej stałości we wszechświecie. Nie ma porządku, sprawiedliwości, ani sensu. Racjonalnie wiem o tym przecież nie od dziś, ale od kilku miesięcy naprawdę to CZUJĘ. Czuję, że każda sekunda przybliża mnie do grobowej deski. I nawet dojrzewanie jawi mi się, jako ten sam proces, co starzenie. Samo życie zdaje się być w gruncie rzeczy pretensjonalnym i zbytecznym procesem umierania. Wszystko, co zdobyłem, wszystko, na czym niby zazdrosny smok dzisiaj leżę i wszystko, co chciałbym jeszcze pod siebie zagarnąć – w końcu przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. Subiektywna narracja, która nadaje sens mojej kosmicznej rupieciarni – urwie się z braku narratora, kiedy moja gwiazda zgaśnie lub spadnie mi na głowę.

 

Dostrzegam więc, z niemal bolesną ostrością, jak kruchy i marny jest świat, który wokół siebie tworzycie. I choć prawdą jest, że toczy się on samoistnie – nie wierzę w metafizyczną sprawczość karłów w strojach olbrzymów – i co więcej wydaje się toczyć dosyć gładko, to jednak usytuowany jest na nierównościach chaosu. Zamęt ów pulsuje podskórnie i bezustannie. Wystarczy drobna rysa na cienkim cywilizacyjnym nabłonku oraz jedno uważne spojrzenie, by dostrzec ziejącą zeń otchłań. Jednak wielu ucieka w fantazje o przynależności i uczestnictwie w historii ludzkości, tworząc kompletnie pijane metanarracje. Nie zmienia to faktu, że jednostkowe żywoty w większości nijak się mają zarówno do tego, co było, jak i do tego, co będzie. Choćby dlatego, że dzieje homo sapiens sapiens spisane brudną łapą tegoż małpiszona są stekiem bzdur w porównaniu do – jakże w tym zestawieniu klarownego – zapisu kopalnego. Ponadto, pomimo całej swej stadnej natury, jesteście tylko samotnymi jednostkami w ponad siedmiomiliardowym tłumie. Wszelkie dziejowe koneksje są albo złudzeniem, albo mają zaniedbywalne znaczenie…

 

Pstryk! – Zmieniam optykę. Na skraju wiosny i lata, w piękny, słoneczny dzień jechałem autobusem miejskim, gdy nagle dopadła mnie głęboka świadomość tego, że wszystko, co mnie otacza i przytłacza jest w istocie pustką. Miałem poczucie, że gdy tylko dmuchnę, ta iluzoryczna rzeczywistość – dziady, baby, autokary – rozwieje się niczym liche kłębowisko chmur i zniknie w bezkresnej paszczęce nicości. W końcu atomy w 99, 999999999999% zbudowane są z pustki. Czyż ta śmieszna reszta warta jest jakiejkolwiek uwagi?! Na pewno nie prosiłbym o nią, gdybym miał zapłacić nawet w podrzędnej kebabowni, a z natury jestem bardzo skąpy.

 

Gdy spoglądam w środki masowego przekazu, czy raczej to massmedia zaglądają w głąb mojej jaźni, natrętna myśl wyświetla się w czerepie niczym szaleńczy neon: Gdyby tak puścić wodze fantazji i potraktować ludzkość, albo i wszystek świata ożywionego, jako wielki organizm, to kładąc na jednej szali przyjemność, której on doznaje, a na drugiej – jego krzywdę, z powodu przykrej dysproporcji, miłosiernie należałoby zaordynować zabieg bezbolesnej wszecheutanazji. Albowiem w każdej sekundzie tyle bezsensownego cierpienia zewsząd się wyłania, że nie sposób ogarnąć go rozumem. Z kolei wciąż pojawiające się próby nadania sensu cierpieniu napawają mnie jedynie dogłębną abominacją, wszakże waloryzują zło. Jeśli ktoś przeląkł się, że doszedłszy do powyższych konkluzji, mógłbym zapragnąć ostatecznego rozwiązania kwestii życia na Ziemi, niechaj zachowa i rozum, i rezon – ani mam moc, ani ambicje, by podpalać świat. Zresztą i bez mojej iskierki płonie on nie od dziś, i pewnie jeszcze trochę palił się będzie, zanim wygaśnie w – nicość, jako naturalny stan rzeczy…

 

Kosmiczny Bastard, chcąc mimo wszystko partycypować w kulturze Ziemian, wybrał się niedawno do kina. Wraz z nim oczywiście polazło Trzecie Ślepie. I – ku własnemu zaskoczeniu – dobrze się bawiliśmy na najnowszym filmie Konigsberga. Obraz pozwolił nam na nowo odkryć prawdziwe piękno bezbożnego pesymizmu. Ze wstydem zdradzę, że zawsze lubiłem pewnego rodzaju pokazowe ponuractwo. I nic, że do znudzenia zostało przerzute przez – koprofagiczną w swej naturze – kulturę, a ostatnimi czasy stało się nazbyt emocjonalne, jak na moje galaktyczne gusta. Zresztą, nigdy nie było bez wad. Pominę oczywisty grzech pozerstwa, gdyż tym, co naprawdę mnie niepokoiło, był mariaż ponuractwa z personą, nomen omen, Ponurego Żniwiarza. Ma on wiele wdzięku, nie przeczę, ale piszczelem wetkniętym w drzwi wnosi ze sobą zaświaty oraz zamieszkujący je wyblakły, acz barwny cyrk żywych nieżyjących. Czasem może się to obronić w sposób symboliczny, ale racjonalnie jest płytkie i odpychające. Śmierć przecząca śmierci – a fuj! Z kolei bezbożny pesymizm otwiera nasze oczy na jedyną prawdę ostateczną – trzewia wygłodniałych robaków. Względnie sępów, jeśli ktoś preferuje tzw. pochówek powietrzny, a są po temu całkiem zasadne przesłanki (ciekawskich odsyłam w czeluście internetów). Tu jednak nie kończy się starczy geniusz Konigsberga, który w czarujący i romantyczny, a zarazem pozbawiony czarów i romantyzmu sposób, pokazuje nam pułapkę narcystycznego rozumu. Bo chociaż świat można poznać jedynie dzięki empirii, to sam w sobie nie jest on racjonalny (aczkolwiek nie wynikają z tego żadne nadprzyrodzenia!). Wszędzie czai się chaos. I to jest dopiero wspaniale ponure!


Tym razem troszeczkę się rozgadałem, wybaczcie mi jednak, wszak dawno sygnału już nie wysyłałem. Na sam koniec paradoksalnie zapragnąłem przygarnąć Was do kosmicznego cyca i być bękarcią pocieszycielką Waszą… Choć na pierwszy rzut oka wydaje się to przykre, to pierwotna alienacja oraz oderwanie od przeszłości i przyszłości są podstawą prawdziwej (auto)kreacji, pozwalają wydobyć się z kleszczy społeczno-kulturowych oczekiwań i skupić na teraźniejszości. Nie istnieje recepta na szczęśliwe życie, bo ono za każdym razem jest inne. Natomiast chaos zdaje się być niezbędnym warunkiem wolności i życia w ogóle. Patrzę tedy Trzecim Ślepiem prosto w otchłań (więc i ona patrzy we mnie, niczym jebane pliki cookies), by właśnie nie bać się śmierci. Myślę o śmierci, by nie bać się życia. No, bo boję się życia i jego cierpienia. A boję się śmierci i jej cierpienia, bo jednak są w życiu sprawy przyjemne i ciepłe. Skazany na jedno i drugie – ani się nań nie prosiłem, ani nie uniknę zejścia z tego łez padołu – jedno przez drugie oswajać próbuję i tak tu sobie poziom kalibruję.

Takie już ze mnie ponure i trójokie, ale zawsze – Kobyszcze…

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry