Wyszukiwanie

:

Treść strony

Felietony

2020, dziękuję, warto było.

22.03.2021

Ten tekst powstał dzień po zorganizowaniu kolejnej Manify w Toruniu. Powstał, kiedy otworzyłem oczy, moja klatka piersiowa poczuła z powrotem cały zakres swoich możliwości, stres towarzyszący demonstracji przemieścił się w inne fragmenty materii, przestał oplatać mi przeponę, jak lepki kot. Cała tegoroczna Manifa Toruńska z hasłem „Aborcja jest nasza!” została poświęcona aborcji i konsekwencjom – oraz bezzasadności – jej zakazu. Poszli_łyśmy na pełną parę, nasze umysły również były podgrzane do białości wydarzeniami zeszłorocznymi, serią protestów, naszym kilkuletnim zaangażowaniem. Każdy wymiar potencjału aborcji, jej konsensualny, dziękczynny, zdrowotny, prawny, pełen kontestacji wobec okrucieństwa praktyk politycznych – miał swoją przestrzeń na Manifie. Na tyle, na ile nią dysponowali_łyśmy - ta przestrzeń została udostępniona z całą jej mocą, buntem i zgodą.

Na wielu poziomach doświadczenie tej Manify było dla mnie wzruszające, mocne, prawdziwe. Pełne prawdy o relacjach międzyludzkich, której poszukiwałem dotychczas. Kiedyś miałem opór przed szafowaniem pojęciem „siostrzeństwo”, odnosiłem wrażenie, że częste jego używanie rozwleka jego najmocniejszą strukturę znaczenia, jak osnowa zużytej ścierki. Kilkuletnie działanie w ekipie, z którą od 2016 współtworzę Manify, nauczyło mnie, jak być bratem, jak być siostrą. Nie ma zakresu pleców i szyi, które mogłyby w dostateczny sposób zobrazować ukłon, jaki chcę złożyć Wszechświatowi za tę wiedzę.
Ale o tym kiedy indziej.

Tekst, który przeczytacie poniżej, jest również dziękczynną modlitwą, potrzebą, by podsumowanie roku 2020, najprawdopodobniej jednego z bardziej szczególnych w naszych życiach – w skali globalnej – niosło ze sobą również potencjał zdobytej wiedzy, nie tylko poczucia bezsilności, gniewu i rozczarowania. Decyduję się na udostępnienie go, ponieważ rok 2020 nauczył mnie, by nie wstydzić się odruchów dziękczynnych. Swoich granic, czułości, wiedzy, empatii, prośby o bezpieczeństwo, wrażliwości i pokory. Wszystko, co sprawia, że jesteś lepszym człowiekiem, jest warte podzielenia się ze światem.

„Po rozgarnięciu rzeczywistości i przeżyciu delikatnego moralnego i fizjologicznego kaca, trochę chcę napisać, jakie mam myśli po przeżyciu szóstej Manify w tym mieście.

Myśmy w tej ekipie zrobili_ły tę „pierwszą”, naszą Manifę w tym 2016 trochę jak szaleńcy, w sensie na żywioł, na full, wszystkiego na raz, po trochu. I ekipa była absolutnym patchworkiem pod względem wieku, życiowego doświadczenia, umiejętności – wszystkiego. I po drodze była potrzeba, żeby sobie oczy wydrapać, były łzy, konflikty, schizmy i emocje.

Ale myślę, że osiągnęli_łyśmy po tych kilku latach zajebistą dojrzałość aktywistyczną. I zgodę na różne barwy tego aktywizmu. I zaczęli_łyśmy tak na serio się słuchać i ze sobą rozmawiać. I przepraszać, w taki szczery, prawdziwy sposób.

Ta Manifa Toruńska była the best. Bez kitu. Byłem przygotowany na najgorsze i miałem w sobie bardzo duży stres – jeżeli nie było to widoczne, najwyraźniej umiem to maskować do perfekcji i pikawa mi siądzie przed czterdziestką, bo tak długo nie można. Ale miałem myśl: dziś Cię spiszą, wylądujesz na dołku, będziesz się bać. Puściło dopiero przed północą, wieczorem. Żeby przekazać, na ilu poziomach była dla mnie najlepsza, musiałbym pisać dwa dni. Nie chce mi się, przepraszam, czuję duże zmęczenie. Radość, wdzięczność - ale zmęczenie.

W tym swoim aktywiźmie nauczyłem się mocno – paradoksalnie dzięki wydarzeniom z 2020 – że jest wiele obszarów, na które w swoich działaniach mam wpływ i jest jeszcze więcej, na które wpływu nie mam i nigdy mieć nie będę. Człowieki są durnym i przebodźcowanym gatunkiem, który świetnie by się odnalazł – i odnajdywał – na sawannie, ale po drodze zrobił sobie pod górkę i stał się za mądry. To znaczy mózg mu spęczniał. Potem poszło. Mentalnie my dalej jesteśmy na tamtej sawannie. I narzędzia jakimi dysponujemy, te zbudowane z białek, normalnie by zapieprzały za antylopą, a muszą ogarnąć politykę, technologię, miłość, kredyty i potrzeby fizjologiczne – na raz.

Żeby się „odbodźcować” i zrzucić niepotrzebny balast, oraz psychicznie się nie zajechać w zeszłym roku, musiałem być kategoryczny: nie, nie dam rady z tym nic zrobić, to są lata pracy społecznej, na którą nie mam siły i zasobów. Albo: zwyczajnie to nie jest moja sprawa i muszę ogarnąć się z jakimiś odpałami mesjanistycznych strategii na życie. Prędzej czy później wykańczają.

Równo tydzień po zeszłorocznej Manifie świat wywrócił się na lewą stronę, jak śmierdząca skarpetka zza tapczana. Wczoraj mieli_ałyśmy rocznicę czegoś, co wywróciło w podobny sposób nasze mózgi. Te przebodźcowane mózgi z sawanny.

Co następuje:

- Uświadomienie sobie, że na pewne rzeczy nie masz wpływu i przyjęcie z otwartością całego ciężaru tej zgody jest jednym z zajebistszych wniosków, jakie dało mi życie w trzydziestce. Wszechświat, mordo, dzięki.

- Uświadomienie sobie, gdzie jest Twój dom, stado i rodzina – i co się nań składa – zatapia w najsłodszej wdzięczności. Dom to nie tylko ściany.

- Koty. Po prostu koty.

- Podziękowanie rozmówcy_czyni za świetną rozmowę, sięgającą do korzeni sensu ludzkości, powinno być wpisane w jakieś savoir-vivre. Wczoraj miałem parę takich, gdzie miłym było powiedzieć sobie wzajem na koniec: dzięki. Wcześniej nie mówiłem tyle „dzięki”. Fajnie jest mówić „dzięki”, czuć wdzięczność.

- Gdzieś skończyła się moja działalność aktywistyczna i zaczyna jakaś inna, w innym wymiarze. Mam zgodę, że nie muszę być aktywistą, że kiedyś nie będę. Mam również zgodę na to, że wszystko jest serią etapów, które się kiedyś kończą. Zmiana jest okej. Kiedyś panicznie bałem się zmiany.

- Budowanie dobrych i zaufanych grup do pracy to są lata, la-ta. Lata, które procentują i wzruszają, ale po drodze są obkupione dużą ilością cierpienia. Ale potem masz ekipę, z którą możesz się ścigać balkonikami w jakimś domu starości, gdzieś na Hawajach, z jointami w zębach. (Popłynąłem)

- Z relacjami jest tak samo. Może bez balkoników i jointów na koniec.

- Dzieci mogą być przyjaciółmi – przede wszystkim niech będą przyjaciółmi. Nie są wrogiem, nagrodą, przedłużeniem ego. To jest przyszły człowiek, który od Ciebie musi się nauczyć, jak umieć przeżyć w tym przebodźcowującym świecie.

To wszystko jest cholernie trudne. Wszystko, wszystko (nawet koty). Ale są narzędzia, które pozwalają te procesy ułatwić, przybliżyć. Najczęściej zaczyna się to od zamknięcia japy i wysłuchania tego, co się dzieje wokół, z uważnością.

To są takie drobiazgi, których nauczył mnie 2020 i za który jestem mu wdzięczny. Gdyby nie 2020, nie byłoby ich, albo pojawiłyby się później. A pojawiły się teraz. I to jest świetne.

Ten rok był cholernie trudny i pewnie będą trudniejsze. Ale mam ciutkę więcej narzędzi, żeby się z nimi mierzyć. Co mnie martwi, ta wiedza jest przywilejem – dalej pamiętam o nierównościach systemowych, które sprawiają, że masę osób nie pozyska tych narzędzi, bo ciężko pracuje, żeby utrzymać kruche życie, lepione na szybkiej ślinie z pieniędzy, stresu, strachu o najbliższych i złości na ten świat i osoby, które nim rządzą. A wokół mocno wieje.

Jednak mam w sobie perspektywę tego poprzedniego roku, który paradoksalnie był w swoim istnieniu najlepszym rokiem, jaki mógł mi się wydarzyć i dał mi coś, co nie wytrze się z mojego łba przez lata. Warto było. Reszta była absolutnie przykra i fatalna. Ale dla tych wniosków – i masy innych, których nie przepracuje teraz mój zmęczony mózg – warto było.”

Pielęgnujmy w sobie wdzięczność, wrażliwość, radykalną empatię, mądre i uważne sojusznictwo.

Kiedyś będzie pięknie_j.
 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry