Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

Łazieniec: „Chałupinka, w której mieszkamy z matulą, jest bardzo stara i chyli się ku upadkowi. Ze wschodniej strony mech już pokrył strzechę.” (45)

Stachura regionalny

Ilustracja: Hanna Grewling
30.12.2017

„Co do niektórych zwiewnych śladów
mówi mi wiara niezależna
że nie zetrze ich nic” (1)

 

Sylwetka

Jerzy Edward Stachura urodził się 18 sierpnia 1937 roku w Charvieu, mieszkał w Reveil-Charvieu, w kantonie Pont-de-Chéruy, departamencie Isère, we Francji. W 1948 roku przybył z rodziną do Polski i zamieszkał w Aleksandrówku (dzisiejszy Łazieniec), koło Aleksandrowa Kujawskiego. Tam, w 1952 roku, skończył szkołę podstawową i w tym samym roku zaczął uczęszczać do ciechocińskiego liceum. Ukończył je w Gdyni i w 1956 roku otrzymał świadectwo dojrzałości. Na przełomie lat 1957/1958 rozpoczął studia na filologii romańskiej na KUL-u. Ukończył je na Uniwersytecie Warszawskim w 1965 roku.
W trakcie studiów w roku 1962 roku zawarł związek małżeński z Zytą Anną Bartkowską. Małżeństwo przetrwało 10 lat.
Swoje pierwsze utwory opublikował w studenckim piśmie „Kontrasty” w 1956 roku. Jego twórczość drukowana była m.in. na łamach: „Uwagi”, „Sztandaru Ludu”, „Więzi”, „Współczesności”, „Tygodnika Powszechnego”, „Odry”, „Poezji” oraz „Twórczości”, która zwykle poprzedzała wydawnictwa książkowe.
W latach 1960-1962 prowadził dział poezji w jednodniówce „Widzenia”; współtworzył Orientację Poetycką Hybrydy w Warszawie. Był współtwórcą toruńskiego studenckiego „Helikonu”.
W 1962 roku opublikowano debiutancki tom opowiadań pt. „Jeden dzień”, wydano także poemat „Dużo ognia”. Po ukazaniu się tych książek, Stachura został przyjęty do Związku Literatów Polskich.
W 1966 roku „Czytelnik” wydał drugi tom opowiadań „Falując na wietrze”, uhonorowany Nagrodą Stowarzyszenia Księgarzy Polskich. W 1968 tę samą nagrodę otrzymał poeta za poemat „Przystępuje do ciebie”. Rok później Stachura otrzymał Nagrodę im. Stanisława Piętaka za poemat „Po ogrodzie niech hula szarańcza”. Tegoż roku ukazała się powieść „Cała jaskrawość”, która sprawiła, że Stachura stał się popularnym pisarzem.
Już w 1967 roku rozpoczął pracę nad powieścią zatytułowaną „Siekierezada albo zima leśnych ludzi”, którą ukończył w 1971 roku (powieść została zekranizowana w 1985 roku przez Witolda Leszczyńskiego). W tym czasie przebywał na stypendium rządu meksykańskiego i studiował na Universidad Nacional Autónoma de México (UNAM) język hiszpański, cywilizację Majów, historię literatury hiszpańsko-amerykańskiej.
W 1974 roku podróżował po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie pisząc opowiadania, które zawarł potem w zbiorze „Się”, wydanym w 1977 roku.
Natomiast w 1975 roku wydano zbiór felietonów, które nazwano „flover-esejami” – „Wszystko jest poezja”.
W 1978 roku ukazała się słynna „Missa pagana”, która nawiązywała do liturgii chrześcijańskiej („Msza wędrującego” została wykonana przez Annę Chodakowską, a muzykę do niej napisał Roman Ziemlański, natomiast w 1989 roku, dla telewizji, reżyserii podjął się Krzysztof Bukowski, zarejestrowano spektakl teatru „Stara Prochownia” w Teatrze Na Wyspie w warszawskim parku Łazienki Królewskie). W 1979 roku pojawiła się „Fabula rasa – rzecz o egoizmie”, „Fabula rasa, apendyks” oraz „Oto”.
W 1979 roku Stachura uległ wypadkowi, po którym przebywał w Szpitalu dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Drewnicy. Następnie znalazł się w domu rodzinnym, w którym rozpoczął pisanie dziennika „Pogodzić się ze światem” (w 1996 roku Jerzy Zalewski wyreżyserował spektakl telewizyjny pod tym samym tytułem, w którym główną rolę zagrał Mirosław Baka).
24 lipca 1979 roku Edward Stachura popełnił samobójstwo w swoim warszawskim mieszkaniu. Swoje ostatnie słowa zostawił w „Liście do Pozostałych”.

Jednak życie Stachury najlepiej określa jego krótkie zdanie: „Urodziłem się w Delfinacie w sierpniu 1937 roku i tak dalej...” (2) Tym zapisem biograficznym Stachura, zdaje się, chciał pokazać, że czas jest dla niego nieskończony, wieczny. Miejsce urodzenia wskazał jako historyczną krainę, a pisząc słowa: „i tak dalej...” kazał myśleć o tym, że życie wraz z całym jego bogactwem jest niewyczerpalne, że żyć będziemy mimo śmierci i że nie ma czegoś drastycznie początkowego i końcowego. Myślę, że tak traktował życie, jako wieczność tu i teraz lub gdziekolwiek indziej...

Ślady regionalne w twórczości Edwarda Stachury

18 sierpnia 2017 roku przypadła 80-ta rocznica urodzin Edwarda Stachury, poety, pisarza, tłumacza, pieśniarza, grajka, wg niektórych mistyka, a przede wszystkim - człowieka, który wybrał głównie literaturę jako formę przekazu siebie. To właśnie dzięki niej rozpoczął swą nieustanną i pełną napięcia wędrówkę, która wcale nie była prosta, ponieważ wymagała zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym – całkowitego poświęcenia. Stachura podjął ją, ponieważ nadawała sens jego istnieniu. Wybrał bowiem silne pragnienie życia, a także pragnienie wolności, szczęścia, prawdy, dobra i chęć przezwyciężenia śmierci. Owa wędrówka była więc świadectwem nie tylko tęsknot, ale także hymnem miłości do życia. Każdy zapis Stachury na temat pracy, miejsca, powszednich czynności, jest nobilitowany do uroczystego. Przez takie pisarskie zabiegi zatrzymujemy się i przypominamy sobie, że każda czynność może być świętem, że wszystko jest ważne, godne uwagi. W ten sposób Stachura wyznaczył w literaturze swoisty kodeks etyczny.

Po zapoznaniu się z całą twórczością Edwarda Stachury oraz literaturą na jego temat, można śmiało powiedzieć, że pisarz, nie zaliczając się do grona tak zwanych podróżników, mógłby napisać o Polsce i także innych państwach kilka przewodników czy książek podróżniczych à rebours. Wędrowanie Stachury jest na stałe wpisane w jego życie. Znajomość krajów i biegłość w językach (których także sam się uczył wg potrzeb), jego międzynarodowość, nie spycha na boczny tor rozległej znajomości terenów Polski. Czytając choćby jego dzienniki, tak zwane „Zeszyty podróżne”, można szybko zauważyć częstotliwość przemieszczania się autora, które nie było przecież tylko związane ze spotkaniami autorskimi. Umiejętność poruszania się po miastach, miasteczkach, wioskach, drogach krajowych czy trasami kolejowymi i autobusowymi była dla niego czymś naturalnym. Można pokusić się o stwierdzenie, że chęć poznawania nowych miejsc była jednym z jego motorów życia. Może dlatego, że urodził się we Francji, mieszkał w międzynarodowym towarzystwie („Na emigracji, gdzie urodziło się wiele ludzi, między innymi i ja, mieszkaliśmy w specjalnej kolonii dla cudzoziemców, w takiej wielkiej kamienicy-babel, gdzie prócz Polaków, którzy wodzili rej, pełno było Greków, Albańczyków, Ormian, Włochów, Arabów i innych przedstawicieli narodów.”) (3), a po przeniesieniu się rodziny do Polski, próbował na nowo zakorzenić się w drugiej ojczyźnie. Jeszcze bardziej o przynależności do miejsca świadczą słowa zawarte w opowiadaniu „Jeden dzień”: „(...) Byłem jeszcze bardzo mały i byłem z rodzicami moimi rodzonymi w innym kraju, w którym się urodziłem i do którego bym chętnie powrócił i mógłbym (...). Na zawsze bym tam nie pozostał jednak. Wróciłbym na powrót do tego kraju, który bardzo lubię, nie wiem czemu. Mimo wszystko. W tym kraju rosnę już najdłużej (...), w nim się narodziłem po raz drugi jakby, ale lepiej, mocniej.” (4)

Szczególne miejsce w twórczości Edwarda Stachury zajmuje region, obecnie kujawsko-pomorski, do którego przeprowadził się z rodziną. Nawet po wyprowadzce z domu poeta wielokrotnie powracał w swoje rodzinne strony, także w pisarstwie nie da się nie zauważyć licznych miejsc wymienianych i opisywanych przez niego. W „Dziennikach. Zeszytach podróżnych” i w książkach są to: Bydgoszcz, Toruń, Grudziądz, Włocławek, Płock oraz miejsca im przyległe, ponadto do najczęstszych z nich należą: Aleksandrówek (obecnie Łazieniec), Aleksandrów Kujawski, Nieszawa, Odolion, Ciechocinek, Przypust itd. Owe miejsca stały się inspiracją i stanowiły jeśli nie kanwę, to duży materiał do napisania jego książek (między innymi są to dialogi zasłyszane na dworcach, przy kioskach z piwem, w różnego typu lokalach, parkach). Pieczołowicie oddane opisy miejsc i ludzi w dużej mierze przyczyniły się do odbioru jego książek przez czytelników jako autentycznych, nawet jeśli nazwy miejscowości były żartobliwie zmienione na „Laksandrów”, „Mediolan” lub na „Zagubin”, „Niszawę” czy kurort. Każdy kto zna twórczość literacką Stachury, w tym „Całą jaskrawość”, na pewno miał ochotę (jeśli jeszcze tego nie zrobił), żeby sprawdzić, czy wymienione i opisane miejsca w książce istnieją naprawdę, porównać je z rzeczywistością.

Miejsca regionu w twórczości Edwarda Stachury w wybranych cytatach

„W tych stronach nie było tak bogato jak w innych stronach. Ziemia tu więcej marna. Białe Kujawy. A niedaleko stąd, na południe, na południowy zachód, tam, na Czarnych Kujawach, ziemia ścieliła się inna. Czarniejsza. Pod buraki i pszenicę, a nie pod słabowite żyto, drobne kartofle i dziewannę.” (5)

Łazieniec

Skromny dom rodzinny Edwarda Stachury magnesuje do dzisiaj zainteresowanych jego życiem i twórczością. Położony jest na działce z owocującym orzechem, pod którym pisarz lubił zasiadać. Stamtąd rozciąga się widok na staw zwany „Trzeciakiem” lub „Trzecią Wodą”. Tutaj pod koniec życia poeta spędził czas z matką po wypadku pod Bednarami i pisał swój wstrząsający dziennik „Pogodzić się ze światem”. Dowiadujemy się z niego o prostych czynnościach, które wykonywał, starając się pomóc matce. Należały do nich: podlewanie warzyw nad stawem, rwanie lucerny i koniczyny, trawy i mleczu dla królików, nabywanie kur i odbieranie mleka, oglądanie telewizji, słuchanie radia, noszenie wody od sąsiadów, chodzenie „wokół chałupy”.
W „Całej jaskrawości” zaś znajdujemy sam opis miejsca:
„Wieś Zagubin leżała między miastem Laksandrów a wsią Mediolan, dokąd nogowaliśmy rano na pociąg, żeby jechać do roboty do kurortu, który był następnym przystankiem za Mediolanem. Do roboty mogliśmy jeździć tak samo z miasta Laksandrów. Ale my szliśmy do Mediolanu, bo droga była prawie ta sama, a zarabialiśmy na tym siedem, osiem minut tego czasu, który pociąg potrzebował na przebycie odległości od Laksandrowa do Mediolanu właśnie. Ile razy, idąc rano do roboty i będąc dopiero na drugim przejeździe, widzieliśmy z daleka wyłaniający się zza zakrętu pociąg i puszczaliśmy się biegiem, wpadając na peron przystanku razem z maszyną.” (6)
W czasach obecnych, „chałupa” rodzinna nadal stoi, a samo miejsce jeszcze bardziej „istnieje” dzięki Ogólnopolskim Spotkaniom Poetów BIAŁA LOKOMOTYWA organizowanym przez „tylko i aż”: Stowarzyszenie Przyjaciół Łazieńca „Cudne Manowce”, Gminę Aleksandrów Kujawski i spiritus movens – Darię Danutę Lisiecką. Ze skromnego budżetu i dzięki ludziom dobrej woli – dwudniowa impreza z wypełnionym po brzegi programem - jest ciekawym artystycznie wydarzeniem z atmosferą trudną do podrobienia. Można się spotkać w świetlicy, także przed nią, by porozmawiać ze stałymi bywalcami oraz twórcami, nabrać sił (wszak impreza trwa do późnych godzin nocnych) dzięki posiłkom smacznie przygotowanym przez organizatorów, a nade wszystko zamyślić się i „oddać” poezji przed domem pisarza.

Z Łazieńcem, oprócz matki poety, związana była także jej siostra, Maria Potęga. Słynna Potęgowa została uwieczniona w „Balladzie dla Potęgowej” oraz w „Całej jaskrawości”, gdzie główni bohaterowie mieli u niej swój „dormitaż” na strychu.
„Potem, już potem, kiedy zaszło słońce (...) doszliśmy do wsi Zagubin, do naszej kwatery u Potęgowej, i zjedliśmy kolację, chleb smarowany smalcem ze skwarkami, herbata, i posiedzieliśmy trochę, paląc papierosa, gawędząc o tym i owym, o jutrzejszym kiszeniu kapusty, że trzeba pożyczyć hebel i wyparzyć kamionkę, więc już po wszystkim, leżeliśmy teraz w naszym dormitażu, na strychu, pod kocem, kapotami i workami chroniącymi nas przed nocnymi przymrozkami, i pod niskim, dwuspadowym dachem strzegącym na sprzed uleceniem w powietrze, wysoko w górę, do migotliwych gwiazd.” (7)

 „Do domu, gdzie zagościliśmy, mieliśmy osiem minut jazdy pociągiem, potem pieszo jakieś półtora kilometra koroną kolejowego nasypu, potem w dół, dwieście metrów wzdłuż rowu, przez kładkę, doliną brzegiem stawu, w prawo, kawałek pod górkę i byliśmy w stanicy. (...) Szliśmy teraz wolniutko, lelum polelum, doliną brzegiem stawu. Staw porastał trzciną od południowo-wschodniej.” (8)

Aleksandrów Kujawski

Jeśli chodzi o to miasto, w twórczości Stachury napotykamy najczęściej na opis wyprawy na cmentarz („Pogodzić się ze światem”, „Dzienniki. Zeszyty podróżne”) lub dworca PKP.
Z lektur wielu książek na temat pisarza wiemy, że dworzec PKP był dla niego ważnym miejscem i bardzo często tam przebywał. W tamtych czasach funkcjonowała duża restauracja z wielkim piecem i widokiem na perony. Obecnie dworzec jest powoli odrestaurowywany, biblioteka, która dawniej funkcjonowała, ale w inny miejscu, teraz znajduje się na parterze budynku. Niestety, widok całego dworca wzbudza żal: miejsce, które ma świetne perspektywy na  zagospodarowanie przestrzeni, niszczeje z roku na rok.
Z poniższego zapisu można wywnioskować, że to właśnie tam, na dworcu, nastąpił przełom w myśleniu Stachury o literaturze i wprowadzenie nowej koncepcji do jego twórczości.
„22 kwietnia 1971. Czwartek. Na dworcu w Aleksandrowie Kuj. Czekam na pociąg do Torunia 15.26. Wypiłem małe piwo, palę papierosa. Chyba jednak już nie będę więcej pisał poezji. 14.55. Wjeżdża pociąg z Torunia do Włocławka. Tak siedząc na ławce na peronie, w słońcu, twarzą w twarz, dość jasno widzę to, co przeczuwałem od dawna, to, że wszelka poezja pisana jest poezją niekonkretną, abstrakcyjną. Poezją konkretną jest poezja niepisana, czyli poza napisanym wierszem, wszystko inne, całe życie, cały świat i wszechświat od początku do końca lub bez początku i końca. Coś mruczy, coś bełkoce przez sen półsiedzący, półleżący obok mnie na ławce zawiany facet. Będę pisał i komponował piosenki. Żeby było na życie: na chleb i wino.” (9)

Ciechocinek

Edward Stachura początkowo poznał Ciechocinek poprzez pobyt i podjęcie nauki w I Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Staszica. Tam też zaprzyjaźnił się z Januszem Żernickim (właść. Kwiatkowskim), dzięki któremu zaczęła się jego pisarska wędrówka. W tamtych czasach mógł dobrze zaobserwować pobliski Park Zdrojowy wraz z wszelkimi jego zasobami. Stachura opisywał wiele miejsc, które znane są każdemu, kto dawniej lub w czasach obecnych odwiedzał słynny kurort. Wśród nich znajdujemy: staw z mostkiem, park wraz z pawiem „z ukrytą w długim, wlokącym się po ziemi ogonie, ciemną maszynerią wszędobylskiej śmierci” (10), tężnie, muszlę koncertową w stylu góralskim, korty tenisowe, sklep SAM, świetlicę dworcową, skwer, małą promenadę oraz łaźnię, która możliwe, że była inspiracją do napisania pieśni zatytułowanej „Hymn do łaźni”. Pojawiają się także miejsca, w których pisarz stołował się: „Europa” oraz restauracje „Zdrojowa” i „Kujawianka”, gdzie pracowali: „kelnerzy i kelnerki w kitlach nędznie imitujących biel, z bloczkami rachunków w rękach i z kopiowymi ołówkami”(11) lub mniej „elegancki” kiosk z piwem na rogatkach.
Poniżej przytaczam opisy z „Całej jaskrawości” miejsc takich, jak: staw w Parku Zdrojowym, Kursal, warzelnia soli, kiosk z piwem, „Grzyb”, łaźnia oraz dworzec PKP z bufetem. Obecnie na dworcu mieści się antykwariat, a pociągu do Aleksandrowa niestety już nie ma.

„Staw był dwuczęściowy. Dwubasenowy. Dwukołowy jak cyfra osiem. Na Styku przerzucony był mostek. Bajkowy taki, rusałkowy, wierna rekonstrukcja tych w paradisie mostków nad czystymi wodami. Taki łagodnie wschodząco-schodzący. Spięty balustradami, na których opierając się kuracjusze w letnim sezonie karmili tłuste karpie, białe łabędzie i japońskie kaczki. Baseny były co najmniej nierówne. Jeden większy, drugi mniejszy. Ten większy mieliśmy oczyścić koparką.” (12)

„Przed nami w niedalekiej przyszłości, jakieś sto metrów, stał długi, misternie z drzewa wychuchany, pawilon pijalni wód mineralnych, dawny Kursal.” (13)

„Przy kiosku z piwem ciżba tłoczyła się hiperboliczna. Są pewne rzeczy, które mówią same za siebie. Była sobota, to raz. I było przed pierwszym, to dwa. Na wódkę nie stało pieniędzy. W sklepach zresztą dzisiaj nie sprzedawali, a na metach trzeba było przepłacać. Chcąc nie chcąc trzeba było kołysać się piwem. (...) Wzięliśmy po butelce i stanęliśmy za kioskiem, gdzie paru piło, paru trochę dalej się odlewało i tak na zmianę.” (14)

„Na dworcu o tej bardzo wczesnej godzinie wszystko podcięte było. Podpite w miarę (...). Wzdłuż całej długości bufetu kilku- tych spod kiosku rogatki pętało się i –nastu skądinąd. Na sali głodniejsi, mlaskając, terebuszyli podgrzewane zupy. Przy jednym stoliku kobieta-wamp siedziała samopas. Wolniutko, przepisowo, z odchylonym małym palcem, odwijała do herbaty kostkę cukru, na której pisało: „więcej nas, więcej cukru”. Opodal niej dwóch lepszych leserów kłóciło się jak talala. Zamiejscowi jacyś. Mowę mieli fachową.” (15)

„Przy zwanym Grzybie, czyli solankowym źródle, na którym postawiono budowlę w kształcie grzyba, z kapelusza którego spadała wkoło solanka do położonego niżej basenu, na tarasie wybudowanym dokoła tego wszystkiego siedzieli kuracjusze na ustawionych tam popod kaskadą ławkach, chłonąc powietrze bogate w ozon, jod czy coś w tym rodzaju. Niektórzy dzierżyli w rękach parasole przeciw rozpryskującej się z kaskady pianie, którą byle podmuch wiaterku to w tę, to w inną stronę miło zarzucał. Ta solankowa kaskada, ten taras, ławki, zdrowotne perliste powietrze, głośny, ale uspokajający szum spadającej z góry do basenu solanki – to było pierwszorzędne miejsce do lektury, pomyślało mi się.” (16)

„Z biura do miejskiej łaźni natenczas udaliśmy się. Do term publicznych. Innych term była w kurorcie mnoga ilość: cieplice, solanki, borowina i tak dalej. (...) Tłok był pod prysznicami. Sobota. (...) Myliśmy się, taplaliśmy się, parzyliśmy się pod gorącym prysznicem, para z nas buchała jak zimą z końskich zadów i nozdrzy. Pięknie, pięknie, niewypowiedzianie pięknie jak zawsze było w łaźni (...).” (17)

„Doszliśmy z Witkiem na dworzec. Tam, gdzie zawsze, na placu przed dworcem, stał sznurek dorożek, czekających na pociąg, który miał najpierw do Laksandrowa via Mediolan i nas tam zwieźć, a potem wrócić i przywieźć jakich może klientów dla dorożkarzy, domów wczasowych i na prywatne kwatery, z których tubylcy ciągnęli zysk niewąski. Tymczasem dryndy, czyli dorożki czekały sobie. Konie z workami na szyjach żarły obrok, a woźnice rozwaliwszy się jak panowie na tylnych miękkich siedzeniach swoich pojazdów, drzemali.” (18)

„Poszliśmy do kasy, kupiliśmy bilety do Laksandrowa i wsiedliśmy do pierwszego lepszego stojącego na peronie pociągu. Tak tylko mówię do pierwszego lepszego stojącego na peronie pociągu, bo pociąg był jeden i jedyna trasa prowadziła wyłącznie do Laksandrowa. Tam dopiero były rozgałęzienia na różne strony krainy.” (19)

Odolion

To wieś położona w połowie drogi między Aleksandrowem Kujawskim a Ciechocinkiem. W jednym z listów z 1968 roku Stachura wspomina: „Piękna była ta droga z Odolionu i lasem, i potem wąwozem. Wspominam ją jak sen.” (20)
Wymienia ją też wyrywkowo w dziennikach, np.: „10.02.1971. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy torami do Ciechocinka. Piękny, cudowny dzień. Chłop orał pole przed Odolionem” (21) lub: „6.09.1971. Łazieniec wieś. O czwartej poszedłem do Buczkowej na Odolion spytać o długą słomę na siodło do dachu. Po drodze złapała mnie krótka ulewa.” (22)

Nieszawa

Stachura był częstym gościem tego miasteczka. Bywał tu w „Klubie Rolnika”, mieszczącego się na rynku, w słynnej knajpie „Pod łososiem”, gdzie zdarzało mu się występować, przeprawiał się także promem przez rzekę. Wędrował po uliczkach, drogą nad rzeką, zasiadał przy studzience, wreszcie wspinał się na wysokie hałdy piachu w żwirowni, na której to zobaczył tytułową „całą jaskrawość”. Dzisiaj Nieszawa jest prawie opustoszała. Nadal można do niej dojechać pekaesem z Aleksandrowa Kujawskiego, zobaczyć żwirownię, przeprawić się przez rzekę. Podobnie jak dworzec PKP w „Laksandrowie”, miejsce to ma niewykorzystany potencjał. Jest to urokliwe, zaciszne miasteczko z muzeum oraz z przepięknym widokiem na Wisłę i wymarłymi restauracjami i miejscami, które śmiało można „przerobić” na hotel lub dom wczasowy dla twórców.
W „Całej jaskrawości” Stachura tak przedstawił owo miejsce:
„Kiedy autobus tym razem się zatrzymał, byliśmy na miejscu. (...) Wysypaliśmy się (...) z wozu i stanęliśmy nogą na rynku. Rynek to jest zawsze rynek. Chyba że nie. Rynek obsadzony był lipami. Lipowy kwiat dawno już zerwany i spadły, więc nie od niego odurzające, mimo tuż bliskości rzeki, stało na rynku powietrze.” (23)

„Zrobiliśmy rundę wkoło rynku i szliśmy teraz wolno, powłóczyście w stronę wieży kościoła, z którą czy to ja byłbym nie zatańczył? Na rogu ulicy Krzywdów i Bieńków stał słup na afisze, odezwy i manifesty ustawiony z trzech nałożonych na siebie studziennych cembrowin. Doszliśmy do kościoła i weszliśmy na dziedziniec okolony niskim murkiem. Była suma. Organy buczały potężnie i śpiew się kołysał, witraże migotały w południowym słońcu tej godziny. (...) Wnętrze nabite było  po brzegi śpiewającym, rozkołysanym narodem. W pustym ogrodzie tymczasem, nisko, po drugiej stronie okalającego dziedziniec murku, wśród wyschłych badyli i zielska, dynie leżały jak niewypały.” (24)

„Przecięliśmy na ukos żwirownię, wspięliśmy się na nią na spadziste zbocze i staliśmy teraz na wysokiej skarpie, łapiąc szeroko oddechy. Na pewno nie wszystko, ale na pewno bardzo wiele różnych rzeczy, spraw i marnych idei uznałem, że mogę odstawić na bok, żeby popatrzeć półkolem na pradolinę. Co też uczyniłem. Popatrzyłem półkolem. Tak jakoś na równi z równym. I... zobaczyłem jaskrawość. Zobaczyłem jaskrawie wszystko. Całość. Całą jaskrawość. Tak, teraz dobrze. Zobaczyłam całą jaskrawość. Zobaczyłem całą jaskrawość tego, że to nie chodzi ni o śmierć, ni o życie, ni o sens i bezsens, ni o istotę i istnienie, ni o przyczynę i skutek, ni o materię i ducha, ni o serce i rozum, ni o dobro i zło, ni o światłość i ciemności, i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej, ale o coś zupełnie innego. Chodzi o to wszystko razem wzięte i podane na tacy.
I nie smutek, nie beznadzieja, nie strach, nie przerażenie, nie obojętność; i nie radość, nie nadzieja, nie spokój, nie zachwyt, nie uniesienie, ale co? Co rozlewało się po mnie, że dożyłem tej chwili, żeby dojść do tego miejsca, żeby zobaczyć całą jaskrawość?” (25)

„W miasteczku wdepnęliśmy do gospody. (...) nazywała się „Pod Łososiem”, miasteczko – nad rzeką. Że była niedziela, nie trzeba chyba przypominać. (...) Salon już dobrze nabity był o tej dziwacznej godzinie. Miasteczkowi siedzieli i z  okolicznych wiosek chłopstwo, co po sumie prosto z kościoła, dryp, dryp, na gorzałkę, na jednego, na kuśtyka.” (26)

Stachura w swojej twórczości wspomina także poniższe miejscowości z regionu kujawsko-pomorskiego:

Przypust

Jest wsią w gminie Waganiec, która liczy niespełna 100 osób, a wyróżnia się zabytkiem w postaci kościoła pw. św. św. Stanisława i Marii Magdaleny z XVIII wieku. Stachura w „Całej jaskrawości” ujmuje go tak:
„Przeskoczyliśmy strumień, weszliśmy na drugie zbocze wąwozu, potem okrążyliśmy pole oziminy i doszliśmy do modrzewiowego kościółka. Zamknięty był. Przez dziurkę od klucza można czasami więcej zobaczyć, niż przez szeroko rozwarte podwoje, ale nie był to ten przypadek. Jakiś starszy chłop przyszedł do nas, powiedział dzień dobry, i że jak chcemy, to może nam otworzyć. Powiedzieliśmy dzień dobry, i że jak ma klucz, to niech nam otworzy. Pięknie było w kaplicy. Piękny barokowy ołtarz, chór, stalle. I ten słynny chłód. Grająca pozytywka była też, ale akurat nie grająca, bo zepsuta, więc szkoda. Wychodząc dałem piątaka do skarbonki na cele konserwacji i piątaka chłopu-klucznikowi. On nam jeszcze pokazał przed kościółkiem niedawno odkrytą mogiłę jakiegoś powstańca, wysokiego podobno oficera, ale nie wiedział jak się nazywał i z którego powstania.” (27)

Toruń

W Toruniu Stachura bywał bardzo wcześnie, sprzedawał wiśnie na targu przy ulicy Mickiewicza, był wolnym słuchaczem niektórych przedmiotów na ASP. Gościł także w wielu domach czy pracowniach, odwiedzał m.in.: Państwo Pawłowskich na ulicy Bema (tam też poznał Danutę Pawłowską), malarza Bogdana Kraśniewskiego na osiedlu Chrobrego i Wojciecha Roszewskiego, kuzyna Lecha Rojka na ul. Przy Kaszowniku, Marię Krupską. Stachura zaglądał do KMPiKu i jego kawiarni, przyjeżdżał na Toruńskie Maje Poetyckie, które odbywały się w „OdNowie” (w owym czasie mieściła się na parterze Dworu Artusa), w Klubie Związków Twórczych „Azyl” (mieszczącym się w Teatrze Lalki i Aktora „Baj Pomorski”, obecnie: Teatr „Baj Pomorski”) gdzie śpiewał piosenki, „ostro pił”, a czasem stamtąd musiał uciekać... Pisarz przebywał także w szpitalu na Curie-Składowskiej, na Oddziale Chorób Zakaźnych, przeprawiał się na drugi brzeg, bywał w „Małpim Gaju” oraz zasiadał w wielu knajpach, które nadal istnieją, tj.: „Zamkowa”, „Pod Modrym Fartuchem”, „Pod Arkadami”, „Pod Kotwicą”, hotel i kawiarnia „Heliosu” oraz w knajpach, których już dawno nie ma, jak np. tej na powietrzu, tj. budki z piwem za Placem Rapackiego, a pomiędzy Mickiewicza a Krasińskiego, nieopodal akademików.
W dziennikach znajdujemy m.in. takie zapisy świadczące o pobycie poety w Toruniu:

„[Toruń] Niedziela. 26 czy 27 [IX 1971]
Siedzę w „Modrym Fartuchu”. Spałem u malarza Bogdana K. Coraz bardziej lubię tego chłopaka. Rzadko porządna istota człowiecza.
Obudziłem się z ciężką głową, zapewne od zapachu farb, ale otworzyłem okno, pogimnastykowałem się i natychmiast ciężar ustąpił.
Chciałem jechać na lotnisko, na zawody latawców, ale nie chodzą tramwaje. Jedynka do Czesanki nie chodzi przed południem. Uszkodzona trakcja. Taksówką za drogo by mnie wyniosło.” (28)

„Toruń, 16.01.1974. Do Ewarysta Lamela „Zeta” na Konopnickiej 11/9. Bardzo widna, duża pracownia pod dachem kamienicy, z Wisłą widoczną w dali ponad dachami.
Dostaję od Ewara mały obrazek z okresu 1968. Bardzo mi się podoba. Rozmawiamy b. interesująco.” (29)

Znakiem, że wszystko jest godne uwagi, jest także krótka notatka, rzucona jakby mimochodem w dzienniku Edward Stachury: „[Początek czerwca 1968]. Stok niebieskiego łubinu przy torze między Suchatówką na trasie Inowrocław-Toruń.” (30)

Grudziądz

Tamże Stachura najczęściej odwiedzał Włodzimierza Antkowiaka (u jego rodziców, na ul. Fortecznej) i Ryszarda Bruna-Milczewskiego (na ul. Kalinkowej), o czym świadczą zapisy z listów czy dzienników.
W liście z Krynicy, 12/13 I 1976 „(...) To chciałem napisać, że cieszę się, że udało mi się wpaść w same dwa ostatnie dni roku do Ciebie do Grudziądza. Bo nie chciałbym, żeby był jakiś rok, w czasie trwania którego nie odwiedziłbym Cię  i Grudziądza.” (31)

„Grudziądz, 1.3.1974. Wczoraj byłem w Muzeum na wystawie Candera. Bardzo to śliczne jest. Musi się wszystkim podobać. Sala z Borysowskim, Niesiołowskim i innymi. Wystawa rzeźby ludowej na temat „Kopernik”. Bardzo wspaniałe niektóre rzeźby. A I nagroda – cudowna (...). Poszliśmy z Włodkiem za Wisłę w stronę Lubienia. Niesamowity dzień. Bardzo słoneczny i bardzo wietrzny. Wiatr z poł. wschodu. Mroźny. Włodek poszedł łapać raki hasiorkiem. Ja rozpaliłem ogień i pilnowałem go. Potem piekłem kartofle. Na wodzie, na dołku obok Wisły (dziury tu na to mówią) – cienka kra.
Księżyc wstał w zenicie, nad moją głową w pionie, kiedy słońce stało na widnokręgu, zachodząc za nadwiślanym wałem przeciwpowodziowym. Łuna zachodu płonęła w nagich zimowych koronach wierzb i dębów.” (32)

„20.5.1968. W Grudziądzu u Bruna. Na trasie Chełmża-Grudziądz. W małym stawie leżały dwie ogromne różowe cysterny. Leżały zupełnie nie wiadomo po co i jak, i dlaczego, i czyje to, i kiedy, i skąd, i w ogóle. To było przepiękne. [Płakać?] Mi się chciało ze szczęścia.” (33)

„2.09.1972. 11.40. Grudziądz. Do Bruna na Kalinkową z Brunem do Kłódki. „Bar nad Osą”. Trzy talerze flaków wspaniałych. Wino deserowe nad Osą koło „wodospadu”. Fotografie. Dobrze jest. Powrót do Grudziądza. Mimoza. Odwiedziny u plastyka Zdzisława (?). Wino. Gadanie o moim zamieszkaniu w Grudziądzu. Wieczorem Wisła za skarpą. „Tino Rossi” śpiewający na II piętrze ul. Mickiewicza 25. Guitare d’amour. Było ok. 22.00. Stanąłem i słuchałem. Mieszany chór męsko-damski wtórował Tino Rossiemu. Przez otwarte okno niosło się to śpiewanie. Tino Rossi w Grudziądzu.” (34)

Bydgoszcz

„5.IX.1971. Spałem od 2 do 3 w pracowni Lońki Romanowa. Zmarzłem pod jednym kocem. Rano obudziłem się jakby z początkami „febry” w kącikach ust. Umyłem się, ubrałem i wyszedłem z domu gościnnego. 20 jakieś minut chodziłem nad Brdą. Śniadanie w barze: ciepłe, miałem mleko, bułka z masłem i serem = 4 złote za całe śniadanie. Bardzo tani jestem, jeśli idzie o jedzenie.” (35)

„12.9.1971. (...) Widziałem [giełdę] Sztuki obok pawilonu BWA. Niejakie obrazy: pejzaże, portrety dzieci itp. Byłem w Filharmonii, ale dzisiaj koncert VII Byd. Fest. Muzycznego w Zamku Golubiu-Dobrzyniu. Na frontonie Filh. Flagi francuskie, polskie, a w środku radziecka.
Pełno młodych w tym mieście. Cały MPIK zawsze przez nich okupowany. Całe ulice. Coś obrzydliwego, jak się zachowują, zwłaszcza młodzieżówka rodzaju wysokiego, te podrygiwania, śmiechy, twarze z Kretina d’Ampezzo, mój Boże.” (36)

„Łaźnia Miejska w Bydgoszczy jest na ulicy Orlej. W środę przed spotkaniem w internacie Liceum Plast. Iść do łaźni i popluskać [się] kilka godzin. Może trafi się ten facet z nieprzemakalnymi kartami i będziemy grali w duraka pod prysznicem.” (37)

Kolejne notatki w dziennikach do tyczą Włocławka  i Płocka:

Włocławek

„We Włocławku. 30. V 1968. Ulica Beckiego piękna, eskortowana krzakami dzikich róż do Wisły. Kościół św. [Jana] Chrzciciela. Plac. „Bar pod Czwórką” – drogo, ale b. smaczne żarcie.” (38)

Płock

„12XII1972. Płock. Hotel Orbis. 160 zł pokój. Skandal, jak drogo. Spotkanie w Klubie Nauczyciela. W porządku.” (39)

„15.8.1973. Rano ruszyliśmy do Płocka peugeotem Norwegów. Zatrzymaliśmy się w Soczewce, 11 km od Płocka na[d] rzeką Skrwą. Wypływa z jeziora, wpada do Wisły. Kolonie dzieci nad wodą. Ośrodek Campingowy Spół. Spożywców z W-wy.
Łapanie ryb. Leszcze, okonie i klenie uciekają z brudnej Wisły i płyną, rzeką pod prąd, w stronę jeziora.
Dwóch młodych Cyganów łowi raki. Kupa raków w rzece. Słoneczko. Wiatrołomy leżą na wodzie przerzucone. Kilka godzin biwakowaliśmy.” (40)

W drodze do życia

„Z błyskiem w oku
Będę szedł
Wprost na ciebie
Będę biegł
Promieniu świetlisty złocisty” (41)

Pomimo licznych miejsc bliższych i dalszych sercu, Edward Stachura uważał, że nie znalazł jednak tego jedynego, w którym mógłby żyć. Była Warszawa, także pomysły na zamieszkanie w Grudziądzu i Iławie. Nie udało się pisarzowi na dobre utożsamić z jednym miejscem, w którym odnalazłby spokój. Świadczą o tym poniższe zdania, które odnajdziemy w dzienniku „Pogodzić się ze światem”:
„Tak się miotałem po świecie. Wszystko jest poezja jest tego wstrząsającym dokumentem . Wszystkie inne moje książki tak samo. Może dlatego, że jestem wygnaniec. Ni Francuz, ni Polak, ni Meksykanin. Nie czułem ziemi pod stopami, ziemi, jak to mówią, własnej, rodzinnej, ojczystej. Nigdy na to nie zwracałem uwagi, ale coś w tym chyba jest. Do osiedlenia się na stałe umyśliłem sobie Patagonię, potem Jukatan, daleko od Polski  i od Francji. Wreszcie upatrzyłem sobie Wisłę. S jak Wisła. Gdzieś nad Wisłą jest moje miejsce. Dlaczego nie W-wa właśnie? I już nie gnało mnie. Było mi dobrze. Aż przyszło tamto.
Fakt, że pisałem po polsku, miał w moim życiu ogromne znaczenie. To pewnie dlatego zawsze ciągnęło mnie do ziemi polskiej, gdy byłem poza jej granicami.” (42)

„Szukam miejsca na tej ziemi, którą tak opiewałem, i nie mogę sobie znaleźć miejsca, nie mogę, choć tak bardzo chciałbym. Zjeździłem pół świata, w tylu miejscach byłem (...). Trochę spokoju i kawałek miejsca dla siebie na tej ziemi – czy to jest chcieć za dużo, za wiele?” (43)

Pośród licznych podróży Stachury po świecie (Francja, Stany Zjednoczone, Niemcy, Węgry, Syria, Norwegia, szczegółowo Polska), największą i najważniejszą okazała się wędrówka duchowa: od życia do śmierci i od śmierci do życia. Już w „Całej jaskrawości” przedstawił symboliczną śmierć śmierci poprzez spalenie karawanu. Tym samym chciał powiedzieć, że nie jest ona końcem życia, jak mogłoby się wydawać, ale jej początkiem. Poeta uważał, że między życiem a śmiercią balansuje wieczność. Dlatego twierdził, że śmierć właściwie nie istnieje. Stąd wziął się u niego także czas „infinitus” i wreszcie dlatego w ostatnim swoim utworze – „Liście do Pozostałych” napisał: „(...) już tylko krok i niech Żyje Życie/ bo stanąłem na początku, bo pociągnął mnie Ojciec i stanę na końcu i nie skosztuję śmierci.” (44)
 
 

Przypisy:
(1) Edward Stachura, Po ogrodzie niech hula szarańcza, W: Wiersze wybrane, Warszawa 1996, s.116
(2) Cyt. za: M. Buchowski, Edward Stachura. Biografia i legenda, Opole 1992, s.120
(3) Edward Stachura, Cała jaskrawość, Wydawnictwo C&T, Toruń 2000, s.137
(4) Edward Stachura, Jeden dzień, Opowiadania, Wydawnictwo C&T, Toruń, 2001, s.8
(5) Edward Stachura, Cała jaskrawość, Wydawnictwo C&T, Toruń 2000, s.18
(6) Tamże, s.61
(7) Tamże, s.118-119
(8) Tamże, s.62
(9) Edward Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne 1, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010, s.126-127
(10) Edward Stachura, Cała jaskrawość, Wydawnictwo C&T, Toruń 2000, s.8
(11) Tamże, s.33
(12) Tamże, s.5
(13) Tamże, s.7
(14) Tamże, s.40
(15) Tamże, s.46
(16) Tamże, s.133
(17) Tamże, s.174
(18) Tamże, s.136
(19) Tamże, s.137
(20) Edward Stachura, Listy do pisarzy, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2006, s.59
(21) Edward Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne 1, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010, s.113
(22) Tamże, s.137
(23) Edward Stachura, Cała jaskrawość, Wydawnictwo C&T, Toruń 2000, s.69-70
(24) Tamże, s.71-72
(25) Tamże, s.81-82
(26) Tamże, s.105  
(27) Tamże, s.98
(28) Edward Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne 1, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010, s.144
(29) Edward Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne 2, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2011, s.118
(30) Edward Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne 1, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010, s.34
(31) Edward Stachura, Listy do pisarzy, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2006, s.371
(32) Edward Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne 2, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2011, s.136
(33) Edward Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne 1, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010, s.31
(34) Tamże, s.248
(35) Tamże, s.135-136
(36) Tamże, s.142    
(37) Tamże, s.143
(38) Tamże, s.32
(39) Tamże, s.272
(40) Edward Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne 2, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2011, s.62
(41) Edward Stachura, Dokąd idziesz? Do słońca!, W: Wiersze wybrane, Warszawa 1996, s.47
(42) Edward Stachura, „Poezja i proza”, Czytelnik, Warszawa 1982, t.5, s.416-417
(43) Tamże , s.434
(44) Edward Stachura, „Poezja i proza”, Czytelnik, Warszawa 1982, t.5, s.443-444
(45) Tamże, s.430
(46) Tamże, s.409
(47) Edward Stachura„Dzienniki. Zeszyty podróżne 1”, oprac. Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010, s.40
(48) Edward Stachura, Cała jaskrawość, Wydawnictwo C&T, Toruń 2000, s.138
(49) Tamże, s.77
(50) Edward Stachura, Dzienniki. Zeszyty podróżne 2, opracował Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2011, s.120
(51) Tamże, s.338
(52) Edward Stachura„Dzienniki. Zeszyty podróżne 1”, oprac. Dariusz Pachocki, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010, s.273

 

Publikacja powstała w ramach "Miejsc wspólnych" – cyklu poświęconego poetom z regionu kujawsko-pomorskiego, na który przyznano autorce stypendium Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego.

 

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry