Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

Wiecie co?

Autor tekstu: Szymon Bochniarz
Ilustracja: Martyna Wójcik-Śmierska
29.07.2014

Chciałbym jak najdalej, 16.04.2014

Bună!

Słowa z Twojego listu rozpłynęły się w ustach charczącej babci nad głową, która drążyła mnie wzrokiem i ciałem, przylepiając się do mojego miejsca w autobusie. Muszę też przyznać, że cieszą mnie Twoje łzy wylane nad książką, potok słów wylany przez pisarkę wart jest ponownego spojrzenia.

Miejsce, w którym jestem, pożera wszelką przestrzeń. Pomruki rzeczywistości, którą się karmię, spływają kaskadami brudu przez ulice, schody, bruki, dworce i obłędy tego miasta. Parafrazując Białoszewskiego, ze wszystkich znajomych twarzy, najmniej pamiętam swoją i... Twoją. Myśl, która wyżera mi skórę jak czerniak albo kropla kwasu, nie daje mi znów zasnąć. Tkanki bliskie śmierci, skwierczą niczym kawałki słoniny na patelni. Gdzieś w oddali stara skrzypiąca lampa wydaje ostatnie brzaski. To nie słońce, to tęsknota do siebie.

twarz
1. «przednia strona głowy ludzkiej»

Odleżyny historii są niczym bruzda na ludzkiej twarzy. Pofałdowana, tłusta skóra. Bruzda ta wydaje się wyjątkowo wstrętna w świetle prawdy, w której nam zupełnie nie do twarzy.

Tuż obok kwitły ziemniaki. Ich białe kwiaty chętnie przyciągały okoliczne robactwo. Czerw ten, wątły i blady, zagląda tam od lat. Pole wygląda jak posiekany skrawek mięsa, wydrążony przez okoliczne orki i koparki. Szaleniec buduje miasto w miejscu, gdzie kiedyś płynęła rzeka. Tu i ówdzie widać jeszcze porozrzucane skrawki cerkwi o bladej barwie błękitu. Pożar zeżarł swymi kosmykami okoliczne domostwa, kiedyś ciepłe i przyciągające uwagę, teraz ciepłe tylko ze względu na jarzące się drewno w oddali. Szaleniec budował most. Był jednak zbyt mały, by pomieścić dorożki i powozy. Kazał przenieść rzekę. W Słońcu Karpat podobno przeniesiono nawet górę, bo zasłaniała ratusz nowo powstałego miasta. Moloch. Rozwydrzone miasta wyżynane z kawałków betonu, odłamków stali i rdzewiejących na słońcu drutów. Szaleniec spalił miasto. Szaleniec spalił więzi. Szaleniec zostawił siebie. Wznieśmy mu kolejny pomnik! Rumunio, za Twoje zdrowie!

Choroba ta nie składa się na słowa i gesty, ciężko rozumnie ją wymówić. Rumunia stała gdzieś obok tego wszystkiego; twarz wodza, czerwona od słońca i bielejąca od pudru, kołysała się z dwóch tysięcy pokoi, z których każdy wydawał się coraz bardziej obleśny i stęchły, wciąż bardziej złoty i złoty. Moloch! I on, pośrodku z dłonią wyciągniętą ku niebu, którą osiągnąć miała jego Wieża Babel. Nicolae Ceausescu. Pośrodku oni, ludzie przylepieni jak mrówki do podeszwy buta. Czy jest tutaj miejsce na sztukę?

twarz
2. «człowiek, osoba»

Ojciec Narodu pod ścianą skomlał jak pies. Znów zaczęła się próba (d)oszukania się prawdy. Spękanej i brudnej, przetartej i chropowatej. Była jednak gdzieś pośrodku. Rumunia to dziwny naród. Wrogo nastawiony do samych siebie, patetyczny jak rzymski bóg i tkwiący w jednym punkcie. Punkcie między przed i po. Podobno dziecko zawsze wyczekuje ojca w oknie. Ojciec zostawił okien tysiące w smutnych, blaszanych blokach, gdzie hoduje się kury i ludzi. Fałszywych idoli jest więcej. Zwodniczy Zachód, zaglądający ukradkiem przez wąską szczelinę w drzwiach. Histeryczny Wschód, który piętrzy się i piętrzy, mieszając to, co tutejsze, z tym, co tureckie. To, co niemieckie, z tym, co niemożliwe. Trąbiące samochody na przerośniętych ulicach i gwar tłumu przelewającego się niczym sardynki przez przejście dla pieszych. Wszyscy na coś czekają, jakby nagle miał wydarzyć się cud... I Drakula powrócił, lecz chowa się w swoim zamku ze szklanym okiem.

Artyści zostali wrzuceni w wielki kocioł, buczący i bluzgający, o obdartych rogach i kawałkach obcych ciał. Ci rozbitkowie na znanym brzegu, gdzie europejski Dunaj zlewa się z orientem Morza Czarnego, próbują rozwikłać zagadkę Sfinksa. Prawda jest dla wszystkich jednakowa? Gdy skoczek Mureşana spotyka się z ziemią wszystko jest już jasne. Wątła ziemia na skraju tego miasta nie rozstąpi się jak morze przed Mojżeszem. Bruzda chłopa i bruzda wytwornego burżuja zlewa się w jedną papkę, niesmaczną jak smalec z psa.

Psy zresztą zajmują w Rumunii szczególne miejsce. Ich watahy, rozpostarte jak latarnie w wielkich metropoliach, oświetlają drogę ucieczki głupcom; do miejsca, gdzie styka się on z grubą ścianą – betonowego daru wodza i ścianą rozdrażnioną i głodną, z żółknącym kłem, co w krwi skąpany przypomina zbawienie ćpuna. Można przypuszczać, że sztuka Rumunii utknęła przed tą ścianą, ściśnięta. Ścierpnięta ręka malarza w amoku poszukuje pędzla. Obrazy z dalekich podróży, z ucieczki od Cluju do Bukaresztu, od Mołdawii po Wołoszczyznę, spływają strużką krwi. Adrian Ghenie i Şerban Savu w tym martwym punkcie w pośpiechu malują rozwiązanie.

Pierwszy widzi w historii bitwę na ciasto, która jednak zupełnie nas nie rozśmiesza. Kawałki marmolady jak galaretowata maź rany spływa po twarzy chłopca. Słodka buźka bez oczu i serca, pochłonięta przez czerń pokoju i świdry małego cudu, sera krojonego na części cztery, gdy piąty możesz zostawić rodzinie. Resztę zabrało państwo.

Po śmierci wodza Rumunia zachłysnęła się wolnością. Dacie na autostradach mkną w pośpiechu do nowej rzeczywistości. Savu wychwycił to skutecznie. W pogoni za wizą do Ameryki i Europy młody człowiek utracił swoją tożsamość. Czując się obywatelem świata, Rumuni zapomnieli o swojej rumuńskości. O tym, co łączyło ich od blisko stu pięćdziesięciu lat. Ba! Statystyki pokazują, że najchętniej każdy w tym kraju opuściłby to państwo i zamienił na inne. Malarstwo chętnie też ucieka ze swego kraju i, o dziwo, chętnie przyjmowane jest na obcych dworach. Po co więc rumuński mit i Drakula? Po Karpatach łażą tylko Polacy, po pięknych wioskach Niemcy, a Węgrzy połknęli już sporą część domostw (które podobno im się należą). Rumunia wyprzedaję się znów, już nie za słomę i kartofle, lecz za mannę zwożoną hucznie z Zachodu.

Moja wizja przyszłości jest tak precyzyjna, że gdybym miał dzieci, udusiłbym je natychmiast. Emil Cioran. Jestem pewien, że anemię leczy się mięsem.

twarz
3. «odmiana, wariant czegoś, np. Antysemityzm jest jedną z twarzy nacjonalizmu.»

Wyzbycie się tożsamości jest jedną z twarzy nacjonalizmu. Naród dumnie kroczył w paradzie do wolności. Barykady, które zakrywały cerkwie, nadal jednak pozostają nietknięte. Podobno Bukareszt jest tłusto przypudrowany. Transylwania przypomina budowlę z klocków, o którą bije się trzech kumpli. Gdy dwóch się biło, tam trzeci skorzystał. Nie sposób jednak uciekać z zamkiem, gdy chce się ich od razu zabrać pięć.

Szczególną odmianą rumuńskiej kultury nie jest jej nieklarowność i punkt na styku dwóch fal – Wschodu i Zachodu – ale jej szczególne miejsce w historii Europy. Rozpad i fragmentaryczność. Teoretykami dadaizmu byli właśnie Rumuni. Tristan Tzara bardzo słabo mówił po francusku, przez co był wyśmiewany przez pobratymców. Uciekł się do dekonstrukcji mitów i teorii sztuki, która została zjedzona przez własny ogon na polu bitwy. Obok płonęły wieże i domy, a w ociekającym niczym croissant przepychem muzeum, wisiały panie ubrane w dworskie odzienia, kapelusze i pióropusze. To szczególne miejsce między Stambułem i Warszawą, zwane kiedyś Małym Paryżem, wyjadło z pudełka najsmaczniejsze czekoladki. Pozostały puste punkty, w których historia kwitnie i spływa w usta rzędu wariatów niczym valium.

Dawno, dawno temu było tak, jak nigdy nie było. Szaleniec zdechł, a drętwiejący w transie fanatycy nadal podążają. Uderz w dłonie magiku, obudź swe dzieci, od rana do świtu!

PS. Jak tylko człowiek zacznie o czymś marzyć, to nieuchronnie doznaje rozczarowania. Sylvia Plath.

PS. 2. Utknąłem tu, chcę już wracać. W tym kraju astmatyków tylko me płuca nie odegrały pożegnalnego marszu.

Szymon.

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry