Wyszukiwanie

:

Treść strony

Teatr

Plakat TSTJA 2015

W mackach monomafii

Autor tekstu: Aram Stern
Ilustracja: Edyta Orzoł
15.12.2015

30. Toruńskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora
 

Tegoroczne święto monodramów weszło już w trzecią dekadę, bez długich przemówień, medali i wszelkiej celebry – po prostu bezceremonialnie. Jak co roku organizatorzy postawili tylko na monodramistów i ich sztukę „jedności nieuniknionej”, w której samotny aktor przez godzinę lub dłużej musi skupić na sobie oraz słowie uwagę publiczności – bardzo wymagającej i wyrobionej.

Tradycyjnie na TSTJA nie zabrakło mistrzów monomafii – i to jakich! Spotkania w kłębach dymu papierosowego otworzył Jacek Poniedziałek, a na wysokich obcasach zamknął Kamil Maćkowiak, z nowymi monodramami wystąpili guru: Wiesław Komasa i siła spokoju – Krzysztof Gordon, zaś z sąsiedzkiej Litwy do Torunia przyjechał grający w języku polskim (którego podobno nie zna) Aleksander Rubinovas. Obok nich zaprezentowali się mniej znani, ale równie znakomici artyści: w sumie przez dwa i pół dnia publiczność zgromadzona w dwóch salach Teatru „Baj Pomorski” w Toruniu obejrzała aż 10 monodramów. Festiwalowi towarzyszyły także promocje najnowszych publikacji dotyczących teatru wśród mediów i jako medium autorstwa teatrologów z Katedry Kulturoznawstwa UMK, a hall podczas jubileuszu ozdobiła pokonkursowa wystawa plakatów studentów Wydziału Sztuk Pięknych UMK (nagrodę za tegoroczny otrzymała Edyta Orzoł).


 

Modlitwa do życia
 

Jacek Poniedziałek monodram Neila LaBute „Wraki” rozpoczął już w foyer przed ustawionymi tutaj zdjęciem i urną z prochami Mary Carr – zmarłej żony jego bohatera, Edwarda. Otworzył cichą modlitwą, której gro zgromadzonej przed wejściem publiczności zwyczajnie nie zauważyło, bardziej skupiając się na dobiegających z głośników dźwiękach „A Whiter Shade of Pale” grupy Procol Harum i poszukiwaniu miejsca na widowni. Historia męża czuwającego przy prochach żony na dzień przed pogrzebem to stonowana opowieść Jacka Poniedziałka o miłości do starszej o 15 lat kobiety, z którą Edward Carr przeżył ćwierć wieku, opowiedziana bez podnoszenia głosu, przy odpalanym jeden od drugiego papierosie, bez zbędnych gestów, wręcz w ciemności. To historia pięknego, także namiętnego uczucia, wspólnego biznesu, dzieci i tajemnicy, która w finale stać się może swoistym oczyszczeniem bohatera oraz widzów. W monodramie La Bute’a na polskim gruncie mentalnym „zaiste” razi nieco natłok amerykańskiego dydaktyzmu – „zachwyca” za to klimat domu pogrzebowego i bijący z aktora optymizm – ten moment prawdy, „krystalizujący się w to jedyne, nieuniknione”, że posłużę się cytatem z Bogusława Kierca. Gdy całość jeszcze uzupełnia świetna reżyseria (Agnieszka Lipiec-Wróblewska) i … jedna żarówka, która gaśnie idealnie w momencie odejścia Mary, to wówczas wiemy, iż „monodram to wyższa matematyka”! /cyt. Larysa Kadyrova/.


 

Mówić Różewiczem
 

W pierwszą rocznicę śmierci Tadeusza Różewicza na TSTJA zaprezentowano dwa spektakle, poświęcone jego twórczości, które miały premiery podczas zakończonych miesiąc wcześniej WROSTJA. Znakomity aktor Teatru Wybrzeże, Krzysztof Gordon, przygotował „Śmiesznego staruszka” – zeznanie człowieka doświadczonego, a w pewnym sensie dziecinnego w swej samotności, którego zamknięty świat nie przystaje do tego wielkiego, według niego zbyt chaotycznego. A przecież sam przeskakuje przed sądem z tematu w temat, gubi wątki i pytania do „jakich właściwie rzeczy ma mówić?”, kiedy Temida każe mu wrócić do zasadniczych kwestii. Różewicz „Śmiesznego staruszka” napisał ponad 50 lat temu, ale czyż dziś również – młodzi wtedy – nie zamykają się w swoim świecie, nie pokrzykują na hałasujące i „złośliwe” dzieci za oknem? Staruszkowie tragikomiczni, lalka, słodycze i jedno krzesło – więcej nie trzeba, by nagrodzić Aktora gorącymi brawami!

Drugiego dnia TSTJA na „poetyckim” krześle w monodramie „Różewiczogranie” zasiadł także Wiesław Komasa. Usiadł wśród zgromadzonej wokół niego na scenie publiczności, ciasno, intymnie i grał prawie „na biało”, bez tak zwanej interpretacji , z wyraźnie widocznym wewnętrznym poruszeniem. Mistrz opowiedział nam Różewiczem o tym, jak wyglądałby świat bez poezji, różnobarwnie, malował mozaikowym „dialogiem” z publicznością, odtwarzał i pod postaciami bohaterów „Kartoteki” pytał o to, czy trzeci wiek jest w stanie porozmawiać o poezji z pierwszym? Czy młodość wyklucza zupełnie lirykę, jak przekazać sobie, to, „co najważniejsze”? Monodram Wiesława Komasy z jego wirtuozerskim warsztatem, precyzyjną konwersją gestów, intonacji i mimiki sprawił, iż zapewne wielu widzów będzie go pamiętać bardzo długo. A stałym bywalcom TSTJA zasugerował to, czego im bardzo brakuje na Festiwalu Festiwali w Toruniu: mianowicie spotkań z aktorami po ich spektaklach. Wprawdzie w przerwach chłodne foyer Teatru zawsze rozgrzewają dyskusje, pierwsze emocje, konfrontacja refleksji, ale aktorzy rzadko mają możliwość porozmawiania z widzami tuż po swym monodramie. Z Wiesławem Komasą taka okazja zdarzyła się zaraz po „Różewiczograniu”: podczas promocji 14. publikacji z serii „Czarna książeczka z Hamletem”: „Wędrowanie… Jednoosobowy teatr Wiesława Komasy” Katarzyny Flader-Rzeszowskiej, promocji przy tym dowcipnie moderowanej przez redaktora Tomasza Miłkowskiego. Nazajutrz Jury X Oddziału ZASP w składzie: Anita Nowak, Agnieszka Wawrzkiewicz i Antoni Słociński przyznało Wiesławowi Komasie nagrodę za kreację aktorską 30.Toruńskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora: „....Tylko jego najwyższej klasy kunszt aktorski mógł dostarczyć takiego wzruszenia, jakiego doznaliśmy w trakcie jego monodramu.....”.


 

Aktor gołosłowny, czyli „co się stało, już się nie odstanie”
 

Wzruszenie, zachwyt i szczery śmiech wielu widzów wywołał także, niezauważony przez obie kapituły jurorskie Mateusz Deskiewicz, który w monodramie „Być jak Charlie Chaplin” napisanym i świetnie wyreżyserowanym przez Piotra Wyszomirskiego, pokazał, co oznacza prawdziwy „teatr w walizce”! Deskiewicz na małej scenie zestawił dylematy wielkiego komika pierwszej połowy ubiegłego stulecia z problemami dzisiejszych aktorów i zrobił to wyśmienicie, w charakterystycznym stylu kina niemego, z wszelkimi atrybutami Chaplina, jego mimiką, ruchem, a także śpiewem. Wspaniały warsztat młodego aktora, dykcja, tempo gry czy zdolności wokalne – wszystko to sprawiło, że widz, choć nadążał za aktorem, nie był w stanie odpocząć, przetrawić gagów (wcale nie na niskim poziomie!), złapać oddech do kolejnego śmiechu, wytrzeć łzy, wczuć się w ironię, a nie tylko śmiać z tego, co aktualne, choćby w polityce. Bowiem to, co śmieszne w krótkim czasie może stać się groźne, o czym Deskiewicz przypomniał we fragmencie finałowej mowy Chaplina z „Dyktatora”. Na ile słowa są w stanie zmienić świat, skoro film mógł kiedyś istnieć bez słów, a aktor jakże często w dzisiejszym teatrze jest „gołosłowny”? Ten wielowarstwowy, intensywny monodram należałoby obejrzeć jeszcze i jeszcze raz!

Gołosłowność pasowałaby także do innego, niestety nieudanego monodramu zaprezentowanego w drugim dniu TSTJA. Marta Andrzejczyk w spektaklu „Letnie małżeństwo” zagrała Kaśkę z Mazur, ambitną dziewczynę, której małżeństwo trwało tylko siedem tygodni. Banalna historia, wyśpiewywanie smsów i piosenki Czesława Mozila z pierwszej płyty intonowane także przez aktorkę – może by zaciekawiły na TSTJA w 2008 roku, dziś już nie.

Ze słowami za to publiczność miała poważny problem w (o ironio!) SŁOWAckim monodramie Petera Čižmára „Makbet” i to nie tylko z powodu braku tłumaczenia, ale ze zrozumieniem w ogóle podobnego przecież języka naszych sąsiadów. Przyznam, że to odważne porwać się na Szekspirowski standard w monodramie, w którym aktor ze stale zaciśniętymi w szale zębami recytuje kwestie Makbeta czy Lady M., miotając się po scenie wśród worków pełnych szmat i śmieci, z nożem w zębach, z rozbijaniem lustra…, to nie daje się polubić ani przez chwilę. Bida-spektakl i biedny widz – choć przyznam, że reżyserskie pomysły Klaudyny Rozhin na „krew” na ciele aktora i urywanie główek laleczkom zrobiły pewne wrażenie.


 

Hm, Hm … Rajcula
 

Trzeci i ostatni dzień TSTJA monodramem „Hm, Hm” otworzyła laureatka drugiej nagrody tegorocznego przeglądu Sam na Scenie w Słupsku – Maria Czaplewska. Króciutki monodramik napisany na podstawie tekstów dla dzieci przeniesiono do sali konferencyjnej z garażu teatru, gdzie miał być pierwotnie zagrany. Czy odebrało to klimat temu minispektaklowi? Chyba nie – za to publiczność w ciepłych warunkach mogła obejrzeć zdolną studentkę filozofii z UMK w Toruniu, która w bezpośrednim dialogu z widzami uroczo uchyliła jej rąbka tajemnic dziecięcej duszy – wszak zapominamy o niej często. A na marginesie: młodość (nagrodzona „Szczeblem do kariery”) mogłaby też uczyć się od starszych aktorów skromności – tej prywatnej…

Tuż po Marii Czaplewskiej na małej scenie w spektaklu „Rajcula warzy” wystąpiła Joanna Wawrzyńska. Rajcula – to w gwarze śląskiej „gadatliwa kobieta”, a warzy = gotuje, i to jak zabawnie! „Takigo czegoś jeszcze tyjater niy widzioł!”: bohaterka Wawrzyńskiej wygadana jest niebywale. Ta młoda mężatka opowiada jak najęta o tym i owym, gotując siedem potraw (jak siedem grzechów), bo przygotowanie każdego z tych dań powiązane jest z jakąś historią i to niekoniecznie świętą, zasłyszaną w babcinej kuchni. Rajcula opowiada je z wielkim urokiem osobistym i dystansem oraz, co ważne – szacunkiem do śląskich tradycji, jest nowoczesna i osadzona w tej kulturze jednocześnie. Monodramowi uroku dodaje także scenografia Pauliny Biskup: namalowana na białym płótnie kolorowa kuchnia, takiż fartuch Rajculi oraz mały blat kuchenny w formacie mównicy, może kazalnicy? Przed kilku laty na Festiwalu Kontakt w spektaklu „Matki” wystąpił w Toruniu holenderski Ro Theater, którego siedem aktorek, opowiadając różne historie, gotowało jedno danie i w finale poczęstowało nim widzów. Rajcula nie gotowała naprawdę, ale w jej ślonskiej gwarze te siedem potraw smakowało wybornie! Jakże by się chciało skosztować jej zupy z oberiby (z kalarepy), karminadli, rolady no i modro kapusta (kotlety mielone z…), krepli dlo przepadzitych (pączków dla łasuchów), wodzionki oraz jeśli kto lubi też krupnioków we szczewie fajnie wysmażonych (kaszanka). Rychtig fajno dziołcha ta Rajcula!


 

Stalin i Diva
 

W finale widzom rozbawionym gwarą śląską wielką klasę pokazał aktor Teatru Kameralnego w Kownie, Aleksander Rubinovas, grający po polsku (!) w monodramie „Koba – Stalin”. To historia „przyjaźni” radzieckiego dyktatora (Koba – to rewolucyjny pseudonim Stalina) z Fudżim, który opowiada nam tę historię. Rubinovas tą opowieścią po raz kolejny na TSTJA pokazał próbkę swego mistrzostwa: stonowaną grą, poszukiwaniem w każdym słowie innego wyrazu, nieco innej intonacji; jakby zachwycał się ich brzemieniem – i my wraz z nim. Monodram litewskiego aktora wstrząsnął i wzruszył głównie tym, iż w postaci swego bohatera odnalazł ludzką tragedię niezależną od jej obiektu. Odnalazł dramatyczne powiązanie każdego z nas jego własnym czasem i własną epoką. Pokazał strach, który staje w szranki z obroną człowieczeństwa, gdy tyran, z którym niegdyś śpiewało się w gruzińskich górach piękną pieśń „Suliko”, jednym rozkazem może unicestwić całe twoje jestestwo. Całkiem zasłużenie obradująca po raz pierwszy na TSTJA Kapituła Akredytowanych Dziennikarzy (Tomasz Miłkowski – krytyk, przewodniczący; Mirosława Kruczkiewicz – „Nowości”; Adrian Aleksandrowicz – „Dzień Dobry Toruń” i Mariusz Orłowski – TV Toruń) uznała monodram „Koba – Stalin” za najlepsze przedstawienie jubileuszowej edycji i przyznała Aleksandrowi Rubinovasowi nagrodę ufundowaną przez Prezydenta Miasta Torunia Michała Zaleskiego.

Wielu widzów czekało na ostatni monodram tej edycji, wielu przyszło tylko na niego – Kamila Maćkowiaka i jego głośne już „Diva Show”. Jakże inne od kameralnych przedstawień przyniesionych w walizce, z jednym krzesłem! Słowo „show” jest tu jak najbardziej na miejscu – to wręcz monoparada osobowości borderline, głośna, zabawna układanka złożona ze strzępków wspomnień mężczyzny nieradzącego sobie z codziennością i anormalnie potrzebującego akceptacji otoczenia. Dlatego występuje w kostiumie Tiny Turner, co jednych zachwyca, innych od razu może zniechęcić. Znacznie bardziej jednak może razić to, że w swym monoshow Kamil Maćkowiak sięga po konwencję stand-up i w interakcji z publicznością wręcz upaja się swym narcyzmem. Ale trzeba przyznać, że robi to fenomenalnie: przez dwie godziny na scenie, bardzo skupiony dziwnie rozprasza energię, nieprecyzyjnie przycina napięcie, a przy tym na wysokich obcasach błyskawicznie odbija piłeczkę rzuconą z widowni. Choć raz się „zagotuje” za sprawą komentarzy niejakiej Czesi, to przez większość swej monorewii pozostanie w tej tragikomicznej konwencji. To może razić w tak dużej dawce, stąd część widzów opuszcza widownię, ale znana w Toruniu ze spektakularnych wyjść Zula Melechówna pozostaje na miejscu – i to w pierwszym rzędzie! Maćkowiak gra także własną biografią, na ekranie pojawiają się jego zdjęcia z dzieciństwa, przebitki z amatorskiej kamery z czasów licealnych, kiedy po raz pierwszy zafascynował się Tiną – i tu spektakl zaczyna nużyć swą monotonią, gdyż w trwa już w estetyce stand-up’u ponad półtorej godziny. I wtedy aktor dokonuje drastycznej wolty: już odarty z kostiumu, siedząc na wysokim stołku bliżej publiczności, rozkłada na czynniki pierwsze swą osobowość, wtedy dopiero dociera do nas sens jego męskiej transcendencji, jest teraz bardziej „kobiecy” niż w kostiumie! Dopiero wówczas ani na chwilę nie można oderwać wzroku od aktora, Maćkowiak nieomylnie przekazuje nam tonację, w jakiej utrzymane są tak dobrze nam znane z monologów klasycznych wewnętrzne drżenia, pełne uczuć autentycznych, męczących i silnych, pośród których nie zawsze łatwo określić własne ja. Jest w tym nadzwyczajnie dwubiegunowy. Tak jak ten monodram.

Podobnie jak przed czterema laty po monodramie Pawła Palcata „Roxy 2 Hot”, który również zakończył TSTJA bez peruki, można te spotkania monodramistów podsumować krótko: monomafia rządzi na wielu frontach i nie podda się tak łatwo!


 

30. Toruńskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora
20-22 listopada 2015
Teatr „Baj Pomorski” w Toruniu

 

Autorem zdjęć jest Krzysztof Parda.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry