Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Bez oddechu

Autor tekstu: Szymon Gumienik
02.12.2018

Przystań zazwyczaj kojarzymy ze spokojem, oddechem, odpoczynkiem. Wszyscy jednak, którzy zdążyli już poznać Maikę Półwilk, bohaterkę serii „Monstressa”, wiedzą, że przywołane rzeczowniki nijak nie przystają do jej charakteru. I dobrze, bo właśnie ten charakter to główna zaleta komiksu Marjorie Liu i Sany Takedy, którym udało się stworzyć bohaterkę prawie doskonałą – bezkompromisową, twardą, dumną, nieustępliwą, niemiłą, pyskatą, waleczną, lekko szaloną, ale też szanującą swoich współtowarzyszy (choć na jej szacunek wybitnie trzeba sobie zasłużyć). Trzeci tom serii przynosi zatem nie tyle oddech, co jeszcze większe zagrożenie, ale i kolejne odpowiedzi – tym razem dotyczące kryjącego się w dziewczynie Boga-monstrum, które coraz częściej budzi się ze swojego snu i coraz łatwiej staje się mistrzem pierwszego planu. I o ile nigdy nie skradnie Maice całego show, jestem za konsekwentnym pogłębianiem jego istoty, historii i motywacji, bowiem ich szczególne współistnienie z zeszytu na zeszyt staje się coraz ciekawsze i pełniejsze.

Szczególnie właśnie w tym kontekście należy wyróżnić „Przystań”, w której wraz z bohaterami docieramy do Pontusu – miejsca chronionego przez mityczną tarczę stworzoną przez Królową-Szamankę i napędzaną arkanijską magią oraz dość złożoną technologią. Problem w tym, że niedawno przestała działać i miejsce dotychczas przyjazne uchodźcom przestało być bezpieczne. Maika (ze względu na swoje pochodzenie) jest obecnie jedyną osobą, która na powrót może uruchomić tarczę. Sprawa jest jasna – albo pomaga i zostaje, albo wraz z przyjaciółmi opuszcza miasto, gdzie tylko czekają na nich wszyscy „zainteresowani”. O dziwo, to właśnie zamieszkujący w niej Zinn wymusza na niej bardziej racjonalne działanie, bo jak sam konstatuje: „Dziecko, masz pewien talent do mordowania, ale kiedy chodzi o przetrwanie, kompletnie się gubisz”. To jedno zdanie idealnie podsumowuje nie tylko naturę Maiki, ale też ich wspólną relację, opartą coraz bardziej na współdziałaniu niż rywalizacji. Miejscami nawet prezentują się jako swoisty dream team od zadań specjalnych, w którym doświadczenie, wiedza i siła jednego równa się odwadze i intuicji drugiego. Jak na przykład w starciu z mechanicznymi sługami dawnej umiłowanej Boga, której laboratorium znajduje się nie gdzie indziej, jak właśnie w podziemiach Pontusu (dzięki tym sekwencjom i ogólnie motywowi tarczy dostajemy w końcu więcej steampunkowego entourage’u, którego jednak trochę brakowało w poprzednich tomach). Pozostali członkowie drużyny – Kippa i Ren – choć chwilowo oddzieleni i odstawieni na drugi plan, równie mocno mieszają w fabule, tak samo nie mogąc liczyć na głębszy oddech.

Trochę lepiej pod tym względem mają czytelnicy, którzy w dwóch pierwszych tomach musieli nie tylko zapoznać się ze złożonymi strukturami społecznymi i mitologią „Monstressy”, ale i zapamiętać najróżniejsze motywacje drugo- i trzecioplanowych bohaterów, którzy nawet we własnych frakcjach mieli odmienne zamiary czy potrzeby. Mało powiedzieć, że miejscami trudno było się rozeznać w gąszczu coraz to nowych postaci i ich oszczędnie zarysowanych intencji. Cóż, polityka! W „Przystani” wyraźnie jednak od niej odchodzimy, jest jej akurat tyle, aby lekko popchnąć rozpoczęte już wątki, zmienić kierunki działania niektórych bohaterów czy zawiązać zupełnie nowe tematy. Cała reszta to prosta, dynamiczna akcja, skupiająca się głównie na wywiązaniu się z umowy Maiki i Zinna wobec pierwszej radczyni Pontusu, a w następstwie próba zmierzenia się z konsekwencjami powyższego. Widać tu konkretną zmianę kierunku scenariusza, który na chwilę zostawia w tyle tak pieczołowicie budowaną barokową oprawę świata przedstawionego i układy nimi rządzące, choć oczywiście w pełni z nimi nie zrywa. Zastanawiam się tylko, czy te wszystkie wątki doczekają sie solidnego rozwiązania, czy nie pogubią się jeszcze bardziej w swojej mnogości. Narracja póki co jest szczęśliwie i konsekwentnie prowadzona, a scenarzystka cały czas panuje nad nieustannie rozwijającą/rozszerzającą się opowieścią. Chyba właśnie ta umiejętność Marjorie Liu decyduje o tylu nagrodach dla serii – w roku 2018 pięć Eisnerów, Harvey i dwie nagrody Hugo, w tym też trzy dla rysowniczki.

Trudno nie wyróżnić jednak Sany Takedy za jej sprawne łączenie stylistyk komiksu japońskiego, europejskiego i amerykańskiego, graficznie bezpośrednio nawiązującego do secesji (podbitej dodatkowo elementami steampunka), a pośrednio świetnie ujmującej atmosferę klasycznych obrazów grozy, z wyraźnym wskazaniem na Lovecrafta i jego mitologię Cthulhu. Dbałość o detale strojów i otoczenia, epickie krajobrazy, ekspresyjność konfrontacyjnych scen czy nawet głębokie, ciemne, gęste, ziemiste kolory sprawiają, że „Monstressę” tak samo znakomicie się czyta, jak i ogląda. O ile nawet zniechęci kogoś nazbyt rozbudowany świat, trudna do ogarnięcia liczba bohaterów czy fabuła oparta na tradycyjnych schematach fantasy, to jestem pewien, że warstwę graficzną doceni prawie każdy. Pod tym względem to jeden z lepszych tytułów na rynku, a gdyby tak jeszcze Takeda popuściła wodze trochę skrępowanego kadrowania, wychodząc inwazyjnie z komiksowej konwencji, jak – nie przymierzając – Zinn z Maiko, mielibyśmy wizualny majstersztyk. Zdecydowanie wolę bowiem wstrzymywać oddech z zachwytu niż wyczerpania.

 

 „Monstressa: Przystań”

Scenariusz: Marjorie Liu

Rysunki: Sana Takeda

Non Stop Comics

2018

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry