Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Hassliebe

Autor tekstu: Dawid Śmigielski
29.10.2018

Przychodzi taki czas w życiu, kiedy stajemy na granicy światów, gdy dzieciństwo powoli, niemal niezauważalnie, ustępuje miejsca dorosłości. Żegnamy się z kopaniem dołów w piasku, głupimi powiedzonkami, zabawkami, zwyczajami, które nagle uważamy za wstydliwe. Zaczynamy odkrywać życie na nowo. Buntując się przeciw wszystkiemu, tłamsząc w sobie emocje albo wykrzykując bez opamiętania, co nam ślina na język przyniesie. Łącznikiem z dzieciństwem, a raczej jego okruchami, pozostaje rodzina, znajomi i miejsca. I jestem przekonany, że w większości indywidualnych przypadków ważniejsze od ludzi są właśnie miejsca, będące niemymi świadkami najdramatyczniejszych i tych najszczęśliwszych chwil naszego życia.

Awago, gdzieś w Kanadzie, jest właśnie takim świadkiem. Miasteczko/ośrodek wypoczynkowy, do którego rok w rok na wakacje przyjeżdża z rodzicami Rose Wallace. Malownicza plaża, piękne lasy, wspaniałe jezioro i przytulny domek. Czego chcieć więcej? Jak mawia ojciec Rose – „Awago to miejsce, gdzie piwo rośnie na drzewach i wszyscy mogą spać do jedenastej” – a więc raj na Ziemi. W tej idyllicznej scenerii rozgrywa się seria dramatów, zapewne znajomych dla wielu czytelników, jeżeli nie z autopsji, to z innych tekstów kultury. Na pierwszy plan wysuwa się relacja czternastoletniej Rose z jej młodszą o półtora roku przyjaciółką Windy. Taka różnica wieku ma w tym okresie kolosalne znaczenie. Kiedy Windy bawi się życiem w najlepsze, dzieciństwo Rose powoli odchodzi w zapomnienie. Rodzinna tragedia sprzed lat wpływa na pogarszające się stosunki jej rodziców, przez co tegoroczne wakacje w Awago dalekie są od tych wymarzonych. Rose niejako pozostaje sama sobie, i z o wiele większą swobodą może odkrywać miejscowe tajemnice, przejść przyśpieszone szkolenie z kultowych slasherów (dobór tytułów do miejscowej scenerii jest idealny) czy po prostu się zakochać… Historia toczy się ospale, jak to na wakacjach. Rose i Windy oglądają filmy, jedzą, pływają, opowiadają o swoim życiu, a w międzyczasie przypadkiem dowiadują się, że jedna z dziewczyn, Jenny, pracująca w lokalnym skansenie, zaszła w ciążę z Duncanem, sprzedawcą ze sklepu. Dla Windy jest to tania sensacja, dla Rose sprawa o wiele poważniejsza, ponieważ zaczyna darzyć chłopaka, który wypożycza jej horrory na DVD, nieoczekiwanym uczuciem. Od tej pory relacja między przyjaciółkami nabiera dość konfliktowego charakteru, pełnego fermentu i tarć. Czuć, że coś wisi w powietrzu.

Mariko Tamaki (scenariusz) i jej kuzynka Jillian Tamaki (rysunek) tworzą wytrawny dramat psychologiczny, którego ogromna siła tkwi w dialogach. Przerażająco prawdziwych. Takich o niczym i o wszystkim. Rozmowa Rose i Windy o „cyckach” nie chce mi wyjść z głowy (kobiecy punkt widzenia jest bezcenny dla tej opowieści), scena w Wiosce Huronów z eskalacją chamstwa sprawiła, że ugięły mi się kolana, bo to moment jakby żywcem wyjęty ze szkoły, do której chodziłem. Rodzinna kłótnia pełna bezradności, gadka szmatka nastoletnich gnojków, bajanie i żarty ojca Rose, wybuchy złości czy ten jeden, najważniejszy dla pewnego życia krzyk… To za pomocą słów, jak to w życiu zazwyczaj bywa, bohaterowie wyrządzają sobie największą, najboleśniejszą krzywdę. Przez głupotę albo perfidię. I skoro tyle mówimy, dlaczego nie możemy się porozumieć?

Mariko Tamaki tworzy scenariusz pełen napięcia. Sprawia, że czekasz na wyładowanie wszystkich emocji (niczym w „Burzy lodowej” Anga Lee). To oczekiwanie jest nieznośne, bo kiedy już sądzisz, że zaraz coś się wydarzy, że za chwilę dowiesz się, co dręczy bohaterów i z czym tak naprawdę się zmagają, to wtedy do akcji rusza Jillian Tamaki i wrzuca nas w sam środek jeziora, ostudzając nasze pragnienia, albo w płomienie ogniska, nieznośnie je podsycając. Potęgując dojmującą atmosferę niepokoju. Przy pomocy grubej kreski tworzy gęsto wypełnione kadry, z precyzyjnie oddanymi detalami, ale potrafi również kreślić pełne subtelności, wręcz odrealnione sceny kąpieli w jeziorze. Z maestrią uchwyciła na planszach wszechobecną przyrodę otaczającą bohaterów z każdej strony, jakby byli uwięzieni w niebezpiecznej, ale pięknej, majestatycznej i bezkresnej pułapce. Przede wszystkim wyśmienicie oddaje uczucia targające postaciami. Nie muszą nic mówić, wystarczy spojrzeć na ich twarze, z których czytamy jak z otwartej księgi. Fragment, w którym pijana Jenny staje oko w oko z Duncanem, został rozrysowany po mistrzowsku, stopniując napięcie, by ostatecznie doprowadzić do kumulacji emocji, tych wypowiedzianych i niewypowiedzianych. A tragizm całej sytuacji osiąga szczyt w zupełnie nieoczekiwanym momencie, kiedy zagmatwane losy udręczonych bohaterów łączą się w jedność. Mangowa stylistyka, a co za tym idzie, dynamika, z jaką rysuje Jillian Tamaki, przeprowadza nas przez wydarzenia w mgnieniu oka. Komiks po prostu się pochłania.

„Pewnego lata” w przejmujący, bardzo wrażliwy sposób ukazuje zderzenie dwóch światów – dzieci i dorosłych. Trafne obserwacje oraz wnioski Rose przeplatają się z głupiutkimi nawykami. Niby już nie dziecko, a jeszcze nie dojrzała. Traktowana przez otoczenie z przymrużeniem oka, z pewną pobłażliwością, musi stawić czoła własnym oczekiwaniom. Przerażająca jest lekceważąca postawa dorosłych, objawiająca się w kpiącym i wyrachowanym podejściu do szczeniackiej wakacyjnej miłości. Czy choćby niezauważaniem tego, co już zauważają ich pociechy. Z drugiej strony jeszcze straszniejsza wydaje się ich życiowa mądrość i umiejętność kategoryzowania problemów, niedające żadnego pola manewru dla młodego życia. W pewnym momencie te światy zatrą się zupełnie. W pamięci zostaną nam przede wszystkim miejsca i historie z nimi związane. I jakikolwiek czujemy do nich stosunek – kochamy je czy nienawidzimy, chcemy do nich wracać albo uciec jak najdalej – to mamy niepodważalne prawo poprzez nadawanie im zbyt wielkiego lub małego znaczenia, zniekształcać ich rolę w naszej pamięci. Co nie zmieni faktu, że one gdzieś tam jeszcze istnieją, pod taką czy inną postacią, My zaś jesteśmy już zupełnie innymi ludźmi. I nigdy nie znajdziemy w nich tego, czego tak ochoczo szukamy. Tego, co wydarzyło się pewnego lata.

 

„Pewnego lata”

Scenariusz: Mariko Tamaki

Rysunek: Jillian Tamaki

Kultura Gniewu

2018

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry