Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

A teraz narracji ciąg dalszy

Autor tekstu: Szymon Gumienik
10.07.2018

Nie wiem, ilu jest tu fanów sumeryjskiej mitologii czy talentu pisarskiego Olgi Tokarczuk, ale na pewno dobrze jest przystąpić do lektury nowego komiksu Daniela Chmielewskiego bez bagażu narzuconych poprzednimi narracjami interpretacji i porównań. Fabuła „Ja, Niny Szubur” odnosi się co prawda do opowiedzianych już wielokrotnie historii (zresztą jak miliony pozostałych, odtwarzających od początku istnienia mowy te same schematy i wątki), ale w myśl zasady, że nic się nie powtarza w niezmienionym kształcie, oferuje nam też zupełnie nowe doznania.

A w czym przejawia się ten nowy kierunek znanej od prawieku i innych czasów historii? Najkrócej mówiąc – w użytym medium. I nie chodzi tu jedynie o dodanie do słów obrazów, ale o szczególną ich syntezę, koegzystencję, w której to głównie warstwa wizualna wyzyskuje te najbardziej sugestywne znaczenia, niosąc ze sobą bardzo namacalną emocjonalność przekazu i odbioru. Jakby poszczególne nasze uczucia zakodowane były w rysowanych przez Chmielewskiego obrazach, który przez nie przede wszystkim chce się z nami komunikować. W kilku miejscach są one nawet tak dosłowne, że porozumienie przebiega natychmiastowo, w tej samej sekundzie, bez domysłów czy szukania punktów wspólnych w całkiem przecież odmiennym świecie – jednoznacznie nieprzyjaznym i odpychającym, ale też łatwym do zrozumienia, poznania zasad nim rządzących. To właśnie plastyczność przedstawionej rzeczywistości sprawia, że na początku wchodzimy w nią mimo pewnych obaw i trudnych do określenia pytań, ale – tak samo jak główna bohaterka – „przyjmujemy wszystko z logiką snu, kwestionować będziemy potem, obecnie wchłaniamy”.

Miasto Uruk według jego mieszkańców jest ostatnią ludzką ostoją na Ziemi, która powstała i przetrwała dzięki Ojcom Założycielom, sprawującym nad swoim społeczeństwem władzę fizyczną i duchową. Aby taka struktura mogła przetrwać, potrzebuje jasno określonych praw i odpowiednio zbudowanego systemu – w tym wypadku opartego na modelu pionowym, wykorzystującym swoje poziomy do nagradzania i karania obywateli. Inanna, jedna z córek Ojców Założycieli, w towarzystwie lwicy i swojej kochanki Niny Szubur schodzi do podziemi Uruk, aby uratować swoją siostrę Ereszkigal – wygnaną na najniższy poziom w wieku ośmiu lat, teraz jego królową. Wkrótce to Nina będzie musiała ratować swoją ukochaną, jednak w świecie ślepych zasad, pozbawionym głębszych emocji, w swym założeniu totalitarnym bardzo trudno będzie jej spełnić swoją powinność (szczególnie gdy jest się jedynie pionkiem, dodatkowo podatnym na sugestie i manipulacje). Na tym poziomie fabuła nie dostarcza nam niczego odkrywczego, podobne historie przerabialiśmy już nie raz, w różnych ich wersjach i konfiguracjach, również problem przeludnienia i sposoby radzenia sobie z nim czy ukazywanie cyniczności każdej władzy nie są nam obce. Ciekawie za to zaczyna robić się, gdy w narrację utworu wnika narracja jego bohaterów, przemyślana od początku do końca, wykorzystująca nawet wszystkie zmienne i wplatająca je w swą pierwotną koncepcję. To swoista metanarracja, ironia losu, która nie tylko Ninę, ale i nas wpędza w niepewność: czy wszystko, co nas otacza, co nas definiuje i o co walczymy jest prawdą?

Chmielewski do swojej opowieści wprowadza narratora wszechwiedzącego, który z jednej strony porządkuje całą historię w czasie rzeczywistym, z drugiej zaś wprowadza wrażenie pewnej nieuchronności losu – nic, poza tym, co napisane, nie ma prawa się wydarzyć. Ta nieuchronność zawarta jest też w obrazach, w których autor nie zostawił nic przypadkowi. Ich przemyślana kompozycja, pieczołowitość w odwzorowaniu świata przedstawionego czy też świadomość łączenia konkretnego elementu otoczenia lub wizualizacji stanu danej osoby z konkretną emocją bardzo jednoznacznie pokazują czytelnikowi, jak ma się poruszać i jak odczytywać rzeczywistość Uruk. Taką też funkcję spełniają wskazówki dotyczące kierunku czytania, wykorzystane schematy, liczne strzałki (rozsiane między dymkami z dialogami i opisami), ale też wspomniana synteza słowa i obrazu, widoczna już choćby na okładce komiksu, sugerującej, że te dwa wymiary odbioru są tożsame, wynikają z siebie, że obraz widoczny jest tylko dzięki słowom i na odwrót. To przenikanie widać też we fragmentach, w których wypowiedzi są ucinane ramą kadru czy zakryte innymi elementami narracji bądź też przerywane jednym niemym obrazem, odstającym wizualnie od reszty, ale zawierającym dopowiedzenie. Z drugiej strony sam tekst, wychodzący poza przynależne im kadry (albo samodzielnie, albo z towarzyszącymi mu ikonkami typowymi dla mediów społecznościowych) lub budowany w poziomo-pionowych konfiguracjach, zyskuje szerszy wymiar graficzny, wpływając bardziej na całość historii niż poszczególne jej części.

„Ja, Nina Szubur” to komiks do wielokrotnego użytku, szczególnie pod względem formy, która z jednej strony wyzyskuje klasyczne sposoby opowiadania, a z drugiej skutecznie i bezinwazyjnie je rozbija, tak że zarówno zadowoli tych zaawansowanych „poszukiwaczy”, jak i nie odstraszy dopiero początkujących fanów sztuki komiksowej. Widać dobrze, że Chmielewski zna to medium na wylot i że z łatwością oraz dużym powodzeniem wykorzystuje jego możliwości, ograniczając się jedynie wyobraźnią i przestrzenią strony, którą raz porządkuje z techniczną precyzją kompozycji kadrów, innym razem rozbija potrzebą eksperymentu. Co prawda nie jest to eksperyment tego sortu, co w „Zapętleniu” (jego wcześniejszym komiksie, od którego wielu zapewne się odbiło), ale na pewno dodaje kilka nowych rozwiązań do ciągle rozwijającego się medium i trafnie oddaje charakter zaadaptowanej prozy Olgi Tokarczuk. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić w warstwie wizualnej, to bardzo umowne oddanie rysów twarzy bohaterów (a jest to styl realistyczny), których w wielu sekwencjach trudno byłoby rozpoznać bez charakterystycznej fryzury czy stroju. Jednak biorąc pod uwagę ogólne dopracowanie plansz, precyzję świata przedstawionego oraz twórcze łączenie samych obrazów i tekstu z obrazami, dla czytelnika jest to raczej mała niedogodność niż znaczący, wpływający na ogólny odbiór błąd.

Na końcu albumu autor wymienia wszystkie filmowo-literackie inspiracje, które towarzyszyły mu w trakcie pracy nad scenariuszem i pomogły koncepcyjnie stworzyć tak sugestywny i plastyczny świat. Pozwolę sobie dorzucić do tej listy jeszcze swoje skojarzenie: Daniel Chmielewski – podobnie jak robi to od lat Marek S. Huberath – powołał do życia rzeczywistość, która trwa jakby poza czasem, która mogłaby istnieć tysiące lat przed lub też tysiące lat potem, która wykorzystując jednocześnie kostium mitologiczny i futurystyczny opowiada o człowieku uwikłanym w system i w nim zagubionym, przytłoczonym permanentnym zagrożeniem oraz jeszcze bardziej przerażającym poczuciem nieistnienia, które spełnia się, gdy tylko otwiera szerzej oczy. Warto byłoby sięgnąć po tego typu prozę, by nowymi sposobami i dużo większymi możliwościami pokazać jej złożony potencjał. „Ja, Nina Szubur” tylko potwierdza zasadność takich adaptacji. Wszak bardziej wierzymy w narracje, które zostały już napisane.

 

„Ja, Nina Szubur”

Scenariusz i rysunek: Daniel Chmielewski

Na motywach powieści Olgi Tokarczuk „Anna In w grobowcach świata”

Wydawnictwo Komiksowe

2018

W imieniu redakcji dziękuję WYDAWNICTWU KOMIKSOWEMU za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry