Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Aby tylko uczepić się steru

Autor tekstu: Dawid Śmigielski
05.12.2017

Jaka niszczycielska siła pcha nas w nieznane, zmusza do ryzykowania własnym życiem w imię spełnienia dziecięcego marzenia, które doprowadzić może do szaleństwa? Z pozoru niewinne życzenie/obietnica złożona samemu sobie przez Józefa Korzeniowskiego, aby kiedyś dotrzeć do Wodospadów Stanleya, stanie się wyprawą nie tyle do piekła i z powrotem, ile podróżą w głąb siebie przewartościowującą dotychczasowe życie przyszłego autora „Jądra ciemności”. Wyprawa ta nie ma w sobie nic z romantycznego wyzwania ani awanturniczej przygody. Kongo lepi się do ciała, przytłacza swoimi gorącem i wilgocią, a przede wszystkim tym czymś, ukrytym pośród jego zakamarków, tym czymś zmieniającym ludzi w obłąkane istoty. Tom Tirabosco rozrysował scenariusz Christiana Perrissina znakomicie. Jego czarno-białe ilustracje tworzą niebywały nastrój. Kongo jest dzikie, niebezpieczne, nieujarzmione. Drzewa wyginają się w nienaturalnych kształtach, jakby gałęzie były mackami piekielnych czeluści otulającymi podróżnych, czekającymi, by zarazić ich zwątpieniem. Rzeka czeka tylko na to, by zaatakować, porwać ludzkie istnienia pod taflę wody czarną jak krew. Deszcz, zamiast oczyszczać, nieść ulgę, przygniata swoim ciężarem. W spojrzeniach bohaterów czai się nieludzkie napięcie i obłęd. Obłęd jest wszędzie. Rozrasta się z każdą stroną, z każdym dniem spędzonym na parowcu, pod przykrywką pychy, wielkości, niezmordowania i niezniszczalności.

Korzeniowski, który miał objąć stanowisko kapitana Florydy, parowca rzecznego kompanii belgijskiej niosącej światłość ciemnym ludom Konga, szybko zderza się z rzeczywistością daleką od jego wyobrażeń i nadziei. Trzyletni wiążący go kontrakt z tygodnia na tydzień wydaje się coraz mniej możliwy do zrealizowania. Ale to nie Kongo jest największą przeszkodą. To biały człowiek, jak zwykle zresztą, którego zachłanność nie ma ograniczeń. Z afrykańskiego kraju na potęgę jest wysysane życie. Europejscy ciemiężyciele nie dbają o nic ani o nikogo. Dzika Afryka daje im nieograniczone pole manewru dla bestialskiego zachowania wobec tutejszej przyrody i kultury. Korzeniowski musi odnaleźć się wśród zdemaskowanej wspaniałej idei kolonializmu i poradzić sobie z wrogo nastawionymi do niego członkami kompani. Tym bardziej że jest uznawany za Anglika, a niechęć do tej narodowości wśród Francuzów i Belgów jest w dobrym tonie.

Perrissin i Tirabosco stworzyli ciężkie w wymowie dzieło nawiązujące do twórczości Korzeniowskiego, czy jak kto woli – Conrada, zarazem konfrontują z sobą odmienne kultury i postawy. Wszystko można sprzedać, wszystko można kupić, łącznie z życiem. Nie jest to odkrywcze (i wcale być takie nie musi, bo o pewnych rzeczach trzeba mówić tak często, gdy tylko można), ale pokazane na przykładzie awantury między czarnoskórym mężczyzną a pracownikiem kompanii – Van der Heydenem, który zapragnął kupić obręcze zdobiące szyję żony tubylca – zapada na długo w pamięci i mąci nasz wewnętrzny spokój uporządkowany wedle schematów postrzegania dobra i zła. Otóż aby owe ozdoby zdjąć, trzeba ściąć głowę kobiety. Problem? Żaden. Wystarczy kupić żonę. Zimna i wyrachowana licytacja o cenę Van der Heydena nie mieści się w naszym pojmowaniu europejskich wartości, a przynajmniej nie powinna. Z drugiej strony kto jest bardziej okrutny: my czy oni? Rytuały plemion przecież wcale nie należą do humanitarnych… Wybór jest prosty, skoro za stertę paciorków można zdobyć wszystko, to trzeba to wykorzystać. Korzeniowski zderza się na okrągło z bezrefleksyjną przemocą. Sam stara się jej przeciwstawić, nie kategoryzować ludzi, ale z kompanijną machiną nie ma żadnych szans. Z kulturą Konga również.

Nie jest to komiks lekki ani przyjemny, opowiadający o fragmencie życia znanej osobistości, wykorzystujący jej nazwisko do podbicia sprzedaży. To gorzka refleksja na temat społeczeństwa i świata, który ono tworzy. Mimo przemijających lat nic się nie zmienia. Degrengolada postępuje perfidnie, wykorzystując wykrzykiwane światłe hasła o pomocy i poprawie. Wyrywając z trzewi Ziemi, co się tylko da. Burząc, siejąc zamęt i porzucając bezwstydnie swoje występki na ograbionych równinach świata. Ta cudowna cywilizacja śmierci... Zgroza!

 

„Kongo. Józefa Konrada Teodora Korzeniowskiego podróż przez ciemności”

Scenariusz: Christian Perrissin

Rysunek: Tom Tirabosco

Kultura Gniewu

2017

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry