Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Krasnoludy jeszcze nigdy nie były tak piękne

Autor tekstu: Dawid Śmigielski
12.10.2017

Przepis na dobry komiks? Cztery urodziwe dziewki, wielkie miecze, magia, wulgarność i brutalność. Taki właśnie jest pierwszy tom „Rat Queens”. Dobry jak seks bez zobowiązań. Przygoda dająca czystą frajdę, pozwalająca złapać nieco oddechu od otaczającego świata i komiksów go wypełniających. Wiecie, tych o: wojnie, ciąży, rasowych konfliktach, niemocy twórczej, ratowaniu ludzkości przed wielkim krabem i szukaniu siebie. To oczywiście – w większości – są dobre komiksy. Ale od czasu do czasu potrzebna jest lektura odrywająca od tego wszystkiego. Taka, w której trup ścieli się gęsto, a przy tym krwawi, jak członkowie Crazy 88 spotykający na swojej drodze miecz wykuty przez Hattori Hanzo.

Hannah, Violet, Dee i Betty to najemniczki tworzące tytułową grupę, biegle posługujące się bronią i zaklęciami. Świadome swoich umiejętności i pozycji w Palisadzie – mieście, w którym rozgrywa się akcja. Tylko że pozycja pozycją, a rzeczywistość rzeczywistością. Opinia ciągnąca się za dziewczynami w końcu odbija się im czkawką. Nie wszyscy mieszkańcy są zadowoleni z wybryków Rat Queens, ciągłych bójek, awantur i samowoli. W niepozornych kątach spokojnego domostwa zawiązuje się spisek mający doprowadzić główne bohaterki do śmierci. Jak się okaże z biegiem wydarzeń, będący zaledwie wierzchołkiem góry lodowej.

Kurtis J. Wiebe, scenarzysta serii, stawia na wybuchowe i zróżnicowane charaktery dziewczyn. Nie tylko Rat Queens, lecz także innych mieszkanek Palisady konkurujących z sobą o prym w mieście. Płeć piękna tu to kobiety wyemancypowane. Zrzucające wszelkie jarzmo samczej dominacji. Violet, np. będąc przedstawicielem rasy krasnoludów, zgoliła swoją brodę. Standardowa oznaka buntu czy przejaw jakiejś głębszej potrzeby? Bohaterki nie przebierają w słowach i czynach. Pragną seksu, miłości, zabawy. Chcą czerpać z życia pełnymi garściami. Żadnych trele-morele o honorze i walce dobra ze złem. Zawód przez nie wykonywany, choć niebezpieczny, pozwala im na swobodę obyczajową i niezależność.

W ilustracjach Roca Upchurcha może nie znajdziecie żadnych fajerwerków, ale w ogólnym rozrachunku to bardzo dobrze narysowany komiks z wieloma dynamicznymi scenami akcji, podczas których autor rezygnuje z klasycznych prostokątnych kadrów na rzecz nieco bardziej niestandardowego układu plansz. Każdy z rozdziałów obfituje w efektowne, krwawe pojedynki, a tom zamyka nader widowiskowa scena batalistyczna. Momentami jego prace mogą kojarzyć się rysunkami Fiony Staples, w których drugi plan zostaje zarzucony na rzecz wyrazistego przedstawienia bohaterów. A że Rat Queens są urody niebanalnej, to nawet najokazalej przedstawiony drugi plan nie mógłby przyćmić ich blasku. Widać również, że rysownik czuje klimat fantasy i to czucie udziela się przy lekturze. Przede wszystkim z przyjemnością patrzy się na projekty postaci pojawiających się na kartach „Magią i masakrą”. Elfy, krasnoludy, gobliny, orki – niby wszystko znajome, ale z odciśniętym piętnem pop, dodającym całości lekkości i dystansu.

Warto wejść w ten świat i wraz z fantasy girls bandem rzucić się w wir wydarzeń. Choćby po to, by ciachnąć mieczem kogoś po głowie, zjeść halucynogennego grzybka i pójść do łóżka z przystojnym kapitanem straży miejskiej. Jest ostro i pikantnie. Jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że pod tym całym płaszczykiem luzu i kumpelskiej przyjaźni kryje się drugie dno, które przerodzi się w coś więcej niż lektura bez zobowiązań.

 

„Rat Queens: Magią i masakrą”

Scenariusz: Kurtis J. Wiebe

Rysunek: Roc Upchurch

Non Stop Comics

2017

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu NON STOP COMICS za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry