Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Velvet 3

Autor tekstu: Szymon Gumienik
29.06.2017

Gra Velvet Templeton dobiegła końca. I – jak się okazało – nie była aż tak trudna, jak zapowiadali jej antagoniści. Wszystkie klocki wskoczyły na właściwe miejsce i odsłoniły się sterujące nimi układy. Tak jak w każdej grze, ale zupełnie inaczej niż w życiu, które często zostawia nam tysiące nierozwiązanych spraw. Gdybym miał mimo wszystko szukać jakichś podobieństw tej konkretnej fikcji z naszą codziennością, postawiłbym na samą przyczynę i mało spektakularny epilog, rozegrany bez fajerwerków i większych emocji. Wydaje się, że to jednak celowy zabieg scenarzysty, bo nawet Velvet na koniec przyznaje, że po tym wszystkim, po tylu trudach i trupach, po straconych już na zawsze bliskich jej osobach ostateczne rozwiązanie nie przyniosło oczyszczenia czy jakichkolwiek (nawet negatywnych) uczuć. Zupełnie jak w życiu, które traci się tylko raz. Na różne sposoby i różne sensy, ale tylko raz. Po przekroczeniu tej granicy należymy już do innego świata. Taką drogę przebywa także Velvet Templeton – była agentka i była sekretarka agencji ARC-7.

Zaczyna się od tajemniczej śmierci, czyli czegoś, co z jednej strony jest codziennością w świecie tajnych agentów, a z drugiej – za każdym razem stawia ich w stan najwyższej gotowości. Jeżeli taka gra dodatkowo odbywa się na najwyższych szczeblach, to zawsze jakiś nadgorliwiec zostaje w nią wplątany/wrobiony. W tym przypadku takim nadgorliwym agentem jest Velvet, która pracę w terenie dawno temu zamieniła na stosy papierów. Wilka jednak zawsze ciągnie do lasu… I tak właśnie zaczyna się mordercza gra i właściwa akcja komiksu duetu Brubaker–Epting. Jest w nim wszystko, czego oczekiwalibyśmy od sensacyjno-kryminalnej historii: mocne otwarcie, złożona intryga (sięga w przeszłość i wciągnięci są w nią nawet ci najważniejsi gracze, z prezydentem Stanów Zjednoczonych na czele), inteligentne zwroty akcji, niejednoznaczne postacie (włącznie z fascynującą, silną i po ludzku niedoskonałą główną bohaterką), pieczołowicie zarysowany drugi plan, motyw kontroli świata, ciemne interesy i tuszowane skandale polityków, niesamowite gadżety, szybkie samochody, spektakularne wybuchy oraz trudne i niebezpieczne związki. Ale to, czym „Velvet” się szczególnie wyróżnia i co utrzymuje akcję na wysokim poziomie, to zabawa szpiegowską konwencją i nienachalny humor, który bardzo dobrze działa w konkretnych sytuacjach. Nie od dziś wiadomo, że wyczucie mieć trzeba.

Cały czas działa także strona wizualna serii – bardzo realistyczne i dopracowane w każdym szczególe ilustracje idealnie oddają klimat lat 70. XX wieku, a także typową dla opowieści szpiegowskich atmosferę i dramatyzm każdej jednej (mniej lub bardziej) ekstremalnej akcji. Dynamika tych scen zasługuje na pełne uznanie, nie ma tu bowiem żadnego fałszywego ruchu czy sztucznego kreowania sytuacji. Kadry i ich kształty zmieniają się jak w kalejdoskopie, dostosowując się do charakteru danej sytuacji – raz dynamizując narrację, raz ją wyciszając, a nawet zawieszając, ustępując jednocześnie miejsca przemyśleniom i wewnętrznym monologom głównej bohaterki. Fabuła Brubakera na pewno wiele zawdzięcza hiperrealistycznym ilustracjom Eptinga, ale działa to też w drugą stronę – bowiem nawet najlepsza warstwa graficzna komiksu marnieje przy słabo prowadzonej narracji. Tu wręcz rozkwita, dając czytelnikom niesamowitą przyjemność obcowania z utworem kompletnym i gatunkowo spełnionym. Nie można też zapomnieć o genialnych kolorach autorstwa Elizabeth Breitweiser, mających tak duży wpływ na ogólny efekt, że o „Velvet” nie mogę myśleć inaczej jak o albumie trzech pełnoprawnych autorów.

„Człowiek, który ukradł świat” jako ostatni tom trylogii na pewno nie ustępuje poprzednim. I choć można mówić o pewnej wyższości tomu poprzedniego (ze względu na większą energię i zagęszczenie akcji), to jednak trzeba pamiętać, że jest to jedna historia i wszystkie jej części po swojemu pracują na odbiór całości. Każdy utwór ma wszak z góry określoną strukturę i każda z części ma swoje zadanie – jest czas na ekspozycję świata i na szybszą w nim akcję, jest czas otwarcia i czas zamknięcia, czas działania i czas obserwacji, są ich przyczyny i skutki, aż do ich ostatecznego rozwiązania. W tym przypadku autorzy bardzo równo i bez fałszywych nut wygrali melodię od początku do samego końca – włącznie ze spokojnym, wyciszonym, ale i pozostającym w pamięci finałem. I choć jako odbiorca nie przeżyłem charakterystycznego dla arcydzieł olśnienia, to do dziś smakuję i doceniam każdą składową tej historii. Brawo!

 

„Velvet: Człowiek, który ukradł świat”

Scenariusz: Ed Brubaker

Rysunki: Steve Epting

Mucha Comics

2017

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry