Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Człowiek na Księżycu

Autor tekstu: Szymon Gumienik
02.10.2016

W „Mooncop” Toma Gaulda jest taka scena, w której główny bohater mówi, że gdy był małym chłopcem, bardzo chciał zostać policjantem i żyć na Księżycu, a teraz, gdy jest już tym policjantem mieszkającym na Księżycu, czuje się tak, jakby impreza się skończyła i wszyscy poszli do domu. Abstrahując od tego, że akurat w tym komiksie można brać te słowa dosłownie, jest to przede wszystkim myśl, która idealnie oddaje ducha naszych czasów, jest wręcz ich kwintesencją. Kto z nas nigdy nie czuł podobnego rozczarowania? Współczesny świat daje nam bowiem z jednej strony nieograniczone możliwości własnej kreacji, nieustannie nakręcając maszynkę coraz bardziej zachłannych marzeń, a z drugiej przy ich realizacji każe nam korzystać z coraz bardziej wątpliwych jakościowo narzędzi. W dodatku zupełnie mechanicznie i według odgórnie przyjętego klucza. W efekcie dostajemy coś, czego spełnienie dalekie jest od naszych wyobrażeń, a nam pozostaje jedynie zdemontować wszystkie otaczające nas atrapy życia i spróbować na nowo odnaleźć sens w tym całym bajzlu.

Kolonia założona przez ludzi na Księżycu u Gaulda jest właśnie taką jedną wielką atrapą i nie mam tu na myśli jego specyficznego, minimalistycznego sposobu rysunku (który jednak wzmacnia to skojarzenie). To raczej efekt porywania się z motyką na Księżyc (sic!) i dużej rozbieżności między realną siłą/możliwością człowieka a jego zamiarami/marzeniami. Jak powyżej. W komiksie pada nawet taki wyrzut jednej z pierwszych kolonizatorek ziemskiego satelity: „Co my sobie myśleliśmy?”. Jak zwykle coś poszło nie tak, a jedyną odpowiedzią na to pytanie może być tylko odwrót i ucieczka (jak to u naszego gatunku bywa). Podczas gdy ludzie wracają na Ziemię, roboty demontują księżycową kolonię, usuwając zbędne maszyny i domy, ale też – co znamienne – naprawiają źle działające automaty i robią upgrade istniejącej rzeczywistości. To taki symbol naszych czasów. Wszak nieustannie trzeba coś zmieniać, ulepszać, dodawać, produkować nowe „jakości”, nawet w przypadku gdy nie ma kto z nich korzystać, gdy podaż przerasta popyt (choć tu akurat zmiana automatu z kawą na minikawiarnię jest dla bohatera szczególnym darem losu). W takiej właśnie rzeczywistości żyje mooncop, którego tragedia, a zarazem komedia polega na tym, że jest nie do zastąpienia. Nie zostaje przeniesiony nawet wtedy, gdy populacja Księżyca spada prawie do zera i gdy nie ma kogo już strzec. Pozostaje mu tylko automatyczne wypełnianie swoich obowiązków i pisanie raportów, lakoniczne rozmowy z nielicznymi mieszkańcami i robotami oraz kontemplacja okolicznych monotonnych (choć pięknych) pejzaży, które notabene są wręcz wymarzone dla stylu Toma Gaulda.

Warstwa graficzna „Mooncop” jest bardzo oszczędna, jednak charakterystyczne dla Anglika liniowe cieniowanie i wybijający się z ogólnej szarości granatowy kolor nieba współdziałają z melancholijną wymową całości. Ciekawym zabiegiem rysownika jest też ujmowanie postaci tylko z profilu, co razem z cartoonową, uproszczoną kreską tworzy bardziej umowny komunikat, zbliżony do alegorycznej, skróconej na potrzeby komiksowego medium przypowieści, w której wszystkie „zagrane” motywy prowadzą do właściwego odczytania znaczenia przedstawionego świata. To niesamowite także, jak na niecałych 100 stronach (w większości zapełnionych niemymi sekwencjami) udało się Gauldowi pomieścić tyle tematów i tak trafnie opowiedzieć o kondycji współczesnego człowieka. Spróbuję wymienić wszystkie: samotność i depresja, automatyzacja i powierzchowność naszego życia, nieumiejętność komunikacji, nieuchronność końca międzyludzkich relacji, ślepa wiara w geniusz człowieka i jednoczesna miałkość wykonywanych przez nas czynności oraz niewykorzystywanie naszego potencjału, do tego jeszcze niepotrzebny nadmiar i bezrefleksyjne, kompulsywne wręcz ulepszanie wszystkiego wokół. Na szczęście tę niezbyt pozytywną wypowiedź autor podlewa typowym dla siebie angielskim humorem, trafnie komentującym absurdy życia nie tylko na Księżycu. Jest tu wadliwie zaprogramowany automat sprzedający, który przywodzi na myśl wszystkich współczesnych telemarketerów po odbytym szkoleniu, robot Neila Armstronga odtwarzający moment lądowania na Księżycu, motyw pracownika miesiąca czy niekompatybilna jednostka wsparcia terapeutycznego. Jest i piękna klamra opowieści, i pięknie wpisujący się w nią happy end. Gauld na koniec swojego komiksu mówi nam bowiem jednoznacznie, że gdziekolwiek nie będziemy, czegokolwiek nie zrobimy, nie zdobędziemy czy nie stracimy, dla człowieka zawsze będzie najważniejszy drugi człowiek. Tylko tyle i aż tyle.

 

„Mooncop”

Scenariusz i rysunek: Tom Gauld

Wydawnictwo Komiksowe

2016

W imieniu redakcji dziękuję WYDAWNICTWU KOMIKSOWEMU za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry