Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Blizny dojrzewania

Autor tekstu: Szymon Gumienik
19.03.2016

Okres dojrzewania to chyba najbardziej przerażający i popaprany czas w życiu człowieka. Tyle buzujących emocji, tyle nowych i niezdefiniowanych jeszcze uczuć, tyle bezmyślnej agresji, do tego jeszcze szybko postępujące zmiany zewnętrzne i wewnętrzne, ale i pozostawanie przez dłuższy czas pomiędzy. Pomiędzy dziecięctwem a dorosłością. Paranoja, trauma, którą niemal każdy przeżywa i o której dość szybko (paradoksalnie) niemal każdy zapomina. Może właśnie dlatego Charles Burns skorzystał z metafory i hiperboli, aby pokazać prawdziwe oblicze dojrzewania (społecznej i biologicznej inicjacji) i aby zostawić w zbiorowej świadomości bliznę po najbardziej przerażającym i popapranym czasie w naszym życiu.

Jak każda blizna, tak i ta ma swój początek w rozcięciu, w czynności otwarcia naszego zewnętrza i możliwości wejścia bardziej do wnętrza. Burns tę możliwość nam pokazuje. To doświadczenie (poznanie) przez cierpienie. Prosty trop i życiowy banał. „Black Hole” tylko po części do niego się odwołuje, czyni z niego raczej punkt wyjścia do pokazania szerszego kontekstu fatalności i podporządkowania głównie biologicznemu determinizmowi naszego życia. Używa do tego bardzo wyraźnych technik opowiadania obrazem (ciemna tonacja, uproszczony rysunek, fragmentaryzacja świata, zmiany perspektywy), jednoznacznej seksualnej symboliki (wszystkie rozcięcia i otwarcia przybierają tu waginalne kształty) oraz tematów typowych dla czasów kontestacji – społeczne nierówności, wyobcowanie, alienacja, ucieczka od norm społecznych, bunt jednostki, tworzenie własnej alternatywy i własnego otoczenia. Wszystkie te obyczajowe i historyczne wątki Burns ubiera w kostium horroru klasy B, gdzie niezidentyfikowany wirus przenoszony drogą płciową i osobliwe cielesne deformacje grają pierwsze skrzypce. To właśnie ta metafora, psychoanalityczne tropy i symbole, a przede wszystkim użycie hiperboli dają tak niesamowicie mocny efekt w odbiorze komiksu, sprawiają, że jest tak szeroko dyskutowany i że nikt nie przechodzi obok niego obojętnie.

Tylko pomyślcie, bierzecie do ręki książkę z sugestywną okładką, na której czerwony pasek z napisem „Black Hole” zasłania oczy młodej dziewczyny przedstawionej na fotografii stylizowanej na zdjęcie z kroniki szkolnej, przewracacie ją, a na wkładce kolejne fotografie nastolatków, tym razem pokazane w pełnej krasie ze zdeformowanymi twarzami. Czego można się spodziewać po takim wstępie? Horroru typu gore? Psychodelicznej wersji coming of age movie? Thrillera medycznego? Dramatu psychologicznego traktującego o ludzkich fobiach? Egzystencjalnej tragedii? Przypowieści inicjacyjnej? Zwykłej parady freaków z pretekstową fabułą? Rzecz w tym, że ani jednym, ani drugim, ani też wszystkim naraz „Black Hole” nie jest. Każdy będzie odbierał ten tekst inaczej, na innym poziomie świadomości i przy użyciu różnych narzędzi interpretacyjnych. Pierwiastek wspólny to jedynie miejsce i czas akcji oraz ogólny plan sytuacyjny. Seattle, lata 70. XX wieku. Wśród aktywnych seksualnie nastolatków postępuje zaraza zwana „francą”. Dwoje głównych bohaterów, których drogi biegną jednak w zupełnie odmiennych kierunkach i z zupełnie innymi partnerami. Drugi plan tworzą pozostali zakażeni, starający się bezskutecznie stworzyć dla siebie jakąś alternatywę, osobną społeczność. Do tego mnóstwo epizodów standardowo popychających akcję do przodu. Całość domyka rozwijany od początku motyw przejścia, inicjacji, porzucenia starego życia, przedstawiony tu jako czułostkowe, sentymentalne rozstanie z jednej i zdecydowane przecięcie, rozdarcie, zerwanie z dotychczasowym z drugiej strony. Co w sumie układa się w bardzo ważne przesłanie o zbawiennej roli samoświadomości, akceptacji samego siebie i swojej roli w dziejącej się tu i teraz rzeczywistości. Bo tylko w ten sposób możemy zaznać spokoju i oswoić otaczający nas świat. „Zawsze chciałbym znaleźć się gdzie indziej, ale nigdy mi się nie udaje. Zawsze tkwię w tym samym miejscu. Nigdy nigdzie się nie ruszam”. Ilu z nas to zna… To właśnie ta uniwersalna wymowa, a jednocześnie możliwość bardzo intymnego zbliżenia, czy też poznania siebie poprzez innego, czynią z „Black Hole” tak wyrazistą opowieść, wypalającą niezauważenie czarną dziurę w naszych sercach.

I tak rzeczywiście się dzieje (zastrzegam, że jest to efekt czysto subiektywny), a dziura ta powiększa się proporcjonalnie do zaawansowania w lekturze – im dalej w narrację, im bliżej przeżyć i myśli bohaterów, tym łatwiej przejmujemy ich perspektywę, przechodzimy do ich czarno-białego świata (prawie jak bohater „Miasteczka Pleasantville”) i tym szybciej oswajamy się z towarzyszącą im grozą i zagubieniem. Kiedyś przeżyliśmy przecież to samo. Może nie dostaliśmy w pakiecie ogona, wypustek na torsie, deformacji twarzy czy dodatkowych ust na szyi, ale i tak bardzo wyraźnie przypominamy sobie ten dualny świat dziecięcej beztroski i potrzeby odpowiadania za siebie, wolności ducha i więzienia fizyczności, kontestacji zastanego porządku i tworzenia własnych schematów, a nade wszystko tak bardzo bolesnego poczucia wyobcowania pomimo pewnej społecznej/kulturowej przynależności. Hiperbola – to wszystko dla nas! Dzięki, panie Burns. Już pamiętamy i rozumiemy więcej.

 

„Black Hole”

Scenariusz i rysunek: Charles Burns

Kultura Gniewu

2016 (wydanie drugie)

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.

 

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry