Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Jakże samotny może być świat

Autor tekstu: Szymon Gumienik
15.03.2015

Tu i Tam. My i Oni. Prawda i Kłamstwo. Normalność i Nienormalność. Dobro i Zło. Te i inne dychotomie od początku istnienia człowieka nie- i rozumnego porządkują świat. Zazwyczaj nie funkcjonujemy na tak skrajnych biegunach myślenia, jednak coraz częściej staje się normą, że każdy Inny to zło bezwzględne, które trzeba zdusić w zarodku, zniszczyć i podeptać. Bez względu na wszystko. Zyskujemy coraz większą świadomość, coraz więcej uczy nas historia, a mimo to rośnie w nas nienawiść i chorobliwa wręcz chęć ułożenia wszystkiego pod siebie. Czy to jest niezdrowe? Mówiąc „tak”, wpadniemy w kolejną pułapkę wartościowania, ale z drugiej strony – jak ktoś kiedyś powiedział – „nie ma tolerancji dla nietolerancji”. I coś w tym jest. W niektórych sytuacjach dochodzimy do pewnej granicy i musimy wybrać jedną z dwóch stron. Nie ma skoku w bok, nad czy pod. Jest albo-albo.

Temat to zatem dość trudny do przepracowania, do tego w pewnym stopniu wyeksploatowany, ale (jak już udowodniono nie raz) właśnie takie najlepiej sprawdzają się w komiksie – medium, które dzięki wykorzystywaniu zależności między tekstem a obrazem daje nam niezliczone możliwości kreacji. Stephen Collins odrobił tę lekcję bardzo dobrze i w swoim debiucie „Gigantyczna broda, która była złem” stworzył z jednej strony niezwykle lekką, a z drugiej bardzo dosadną opowieść o Innym/Obcym. No, może jeszcze o Strachu ukrytym w każdym z nas i o Życiu w ogóle. I zrobił to bardzo subtelnie – jak na tak zaangażowany temat – rozwijając z wyczuciem kolejne wątki społecznego Niezrozumienia, oszczędzając słowa lub tworząc z nich podległe elementy obrazów, rysując dynamiczne kadry, przeplatając je pięknymi i statycznymi całostronicowymi planszami, a przy tym wszystkim uwalniając tę odrobinę magii i melancholii, które powinny kryć się niemal w każdej opowiadanej historii. Tak jakby Shaun Tan, Markus Färber i Tony Sandoval spotkali się w pół drogi, właśnie Tutaj, i postanowili coś wspólnie zrobić. I chyba właśnie w takich chwilach łączenia ze sobą Odmienności powstaje coś cennego, pięknego i jedynego w swoim rodzaju. Inny to bowiem nie tylko wiedza i emocje, ale i ich pochodna, czyli sztuka. Gdyby każdy z nas był taki sam, nasze istnienie straciłoby sens. A przez ten „wieczny [palący nas] płomień”, przez sięganie wyżej, przez chęć szerszego poznania nasze życie dopełnia całą resztę. I to właśnie jest najwyższy poziom Porządku, Normalności, Prawdy i Dobra. Ale po kolei, bo już sam gubię się w swoich wywodach.

Na wyspie Tutaj – w miejscu idealnym, z którego nikt nie chce uciec – żyje Dave. Szczęście dają mu praca, rysowanie idealnie uporządkowanej ulicy i odsłuchiwanie w kółko jednej piosenki – „Eternal Flame” (wieczny płomień) zespołu The Bangles. Szczęście to jednak bardzo kruche, bo czynności te oddalają go jedynie od myślenia o tym, co za jego plecami – morzu oraz nieznanym i nieuporządkowanym Tam. On panicznie boi się tego Tam, tego Innego, ale też w pewnym sensie sam jest tym Innym (autor daje nam to jednoznacznie do zrozumienia, ukazując bohatera w sytuacjach codziennych, wśród pozostałych mieszkańców wyspy, funkcjonujących jak dobrze nakręcona maszyna). Dave – inaczej niż wszyscy – patrzy, słucha, docieka, a jednocześnie unika wszelkich myśli o tym, co ukryte, co jest pod powierzchnią wszechrzeczy. Strach ma jednak to do siebie, że jakkolwiek zagłuszany, w końcu wyłazi na wierzch. Tym razem przybywa pod postacią nieznośnego i permanentnie odrastającego włoska nad górną wargą, który pewnego dnia zamienia się w gigantyczną brodę, mającą wpływ na życie całego miasteczka. Komfort funkcjonowania w narzuconym odgórnie schemacie powoli znika. Rośnie entropia. Broda anektuje Tutaj. System zaczyna pękać, a w powstałych lukach pojawiają się Nieporządek, Chaos, Zło i Strach przed Innym. Ludzie zaczynają podlegać zmianom, nie potrafiąc dostosować swoich nawyków do nowej sytuacji (np. gdy przed domem Dave’a zaczyna gromadzić się coraz więcej ciekawskich i tłum gęstnieje, nikomu nie przyjdzie do głowy dość naturalna jak dotychczas czynność – ustawić się w równiutką kolejkę). Sprawa szybko zyskuje wymiar polityczny, Dave’owi przypinają łatkę terrorysty, a broda ciągle rośnie i przybiera coraz bardziej przerażające kształty… Aż do spektakularnego finału, w którym autor świetnie wykorzystał wskazany na początku symbol wiecznego płomienia, zawisający fizycznie nad miastem, ale też stający się metaforą nadchodzących i nieuchronnych zmian. Koniec końców wydarzenie to zostaje oswojone, odpowiednio opakowane i ułożone w historii Tutaj. Ziarno jednak zostaje zasiane i nic już nie jest takie jak dawniej, a to, że mieszkańcy wyspy tworzą przy tym nowy schemat, to już temat na zupełnie inną historię.

Stephen Collins swoją opowieść opiera, co prawda, na ogranych już tematach, motywach czy środkach wyrazu (np. tworzy idealną wyspę, podobną koncepcyjnie do tej z filmu „Truman Show”, używa funkcji miejskiej legendy czy wykorzystuje wypracowane już przez innych sposoby kadrowania, cięcia jednej sceny na kilka kadrów itp.), jednak robi to na tyle zmyślnie, naturalnie i konsekwentnie warsztatowo, że w efekcie otrzymujemy bardzo mocny autorski projekt, spójny tak pod względem formy, jak i treści. Debiut, który może powalczyć z najlepszymi o tytuł komiksu roku. Biorąc pod uwagę powyższe (także wspomniany sposób kadrowania), znowu na myśl przychodzi mi Markus Färber, który podobnie jak Brytyjczyk, eksperymentując z formą i strukturą opowiadania, stworzył pod względem estetycznym i narracyjnym komiksową perełkę. Te dwie historie mają niezwykłą siłę wyrazu i niebywałą trwałość przekazu, a także – naginając znaczenie – podobną mitologię. Bo któż się nie zgodzi, że Dave odgrywa u Collinsa swoistą rolę Chrystusa, Zbawiciela, męczennika, który bierze na siebie całą winę mieszkańców miasta i który ostatecznie ich zbawia, pozbawiając Strachu przed Tam, a przede wszystkim przed nimi samymi. Bo przecież Innym może być każdy z nas, a mody, dyktatury, systemy, wartości czy normy podlegają nieustannym zmianom i modyfikacjom. Komiks z brodą w roli głównej pokazuje nam, że niekiedy Tutaj praktycznie niczym nie różni się od Tam, że czasem wystarczy wykonać niewielki wysiłek, taki jak choćby pominięcie jednej literki (angielskie „Here” i „There”), aby stanąć po tej drugiej stronie, stać się Innym. Wystarczy wykonać jeden krok, aby to zrozumieć, inaczej – i tu ponownie posłużę się tekstem The Bangles – „cały świat [będzie] taki samotny”. I nikt Inny nie zechce przypłynąć na naszą wyspę. Nawet jeśli będzie idealna. Ponieważ będzie idealna.

 

„Gigantyczna broda, która była złem”

Scenariusz i rysunek: Stephen Collins

Wydawnictwo Komiksowe

2015

W imieniu redakcji dziękuję WYDAWNICTWU KOMIKSOWEMU za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry