Wyszukiwanie

:

Treść strony

Artykuł

Komiksowa autoterapia: Ona, ona i kozetka

Autor tekstu: Szymon Gumienik
07.02.2015

Alison Bechdel ponownie próbuje zagrać tę samą melodię co w „Fun Home” (Timof i cisi wspólnicy, 2009) – autobiograficznym komiksie z ojcem w roli głównej – jednak używa do tego już zgoła odmiennych instrumentów. To, która z tych wersji bardziej nam się podoba, zależy już tylko od naszych preferencji, poziomu edukacji i – ewentualnie – posiadania (w przenośni) słuchu absolutnego. Tego ostatniego odczuwam brak, drugie stoi na przeciętnym poziomie, a pierwsze są bardziej alternatywne i emocjonalne niż klasyczne i precyzyjnie matematyczne. Z różnych przyczyn zatem „Fun Home” jest dla mnie dziełem totalnym, a „Jesteś moją matką?” pełni przy nim jedynie funkcję suplementu merytorycznego, bardziej erudycyjnego, z przewagą tekstu pomocniczego nad zasadniczym. Oba utwory na pewno są swego rodzaju terapią rodzinną, oba też bardzo intymnym dziennikiem głównej bohaterki/autorki, interpretującym i analizującym jej życie przez pryzmat wychowania oraz roli, jaką odegrali w niej rodzice, oba mają fabułę nielinearną (jak sądzą niektórzy, typową dla kobiet), oba też opierają narrację na cytatach z kanonu literatury, jednak drugi z komiksów ciąży bardziej w stronę dzieł typowo naukowych (głównie z obszarów psychoanalizy, a w szczególności prac Donalda Winnicotta), pozostawiając literackie niedopowiedzenia jedynie Virginii Woolf.

Głównie właśnie to ma znaczenie w ocenie „Jesteś moją matką?”, gdyż ta dość nietypowa i odstraszająca naukowość, tym bardziej że przywoływana jeden do jednego, stoi na przeszkodzie, a na pewno znacznie przysłania intencje autorki, których zupełnie nie ukrywała w swoim poprzednim komiksie. Może relacje z ojcem były dla niej łatwiejsze do przepracowania, może był w rzeczywistości dużo bliżej niej niż matka (tak na marginesie orientacji seksualnej), a może odwrotnie – nie wzbudzał w niej tak złożonych i trudnych do określenia uczuć, które można opisać jedynie za pomocą suchego, racjonalnego języka nauki? Albo jeszcze inaczej: Bechdel, w drugiej ze swoich książek, pisząc tak obsesyjnie i szczegółowo o psychoanalizie, pisze w zasadzie nie o swojej matce, ale wyłącznie o sobie, wykorzystując tę pierwszą jedynie jako model/obiekt mający doprowadzić jedynie do określenia i zaakceptowania siebie samej. Trudno z tej perspektywy jednoznacznie ocenić tę zależność, bowiem aby – tropem autorki – przeanalizować w pełni panujące w rodzinie Bechdelów relacje, trzeba byłoby ponownie sięgnąć do poprzednich „źródeł”, jeszcze raz zapoznać się z bieżącym „materiałem” i skonfrontować je z sobą. A na to ani miejsca, ani tym bardziej czasu mi nie starczy, ale też nie wiem, czy byłbym na to gotów właśnie tu i teraz i czy nadal byłaby to właśnie ta recenzja, o jaką mi chodzi. Skupię się zatem na najważniejszym.

Czy „Jesteś moją matką?” to dobry komiks? Tak, nawet bardzo dobry, aczkolwiek mający tak zwane momenty, czyli fabularne luki (cytaty, opisy i dialogi przydatne chyba jedynie autorce) spychające główną myśl, ideę tej eksperymentalnej terapii na boczne tory. Często Alison traci też rytm i schodzi na manowce głównej opowieści, zbyt kurczowo trzymając się naukowych teorii, które nie zawsze przystają do „kreowanej” przez nią i jej matkę rzeczywistości. Jednak w pewnym momencie trzeba zdać sobie sprawę z tego, że nie jest to historia, która ma przynieść spełnienie czy oczyszczenie (a tym bardziej rozrywkę) nam-odbiorcom, lecz raczej jego autorce-bohaterce, która zaufała na tyle swoim czytelnikom, że była gotowa wpuścić ich do swojej głowy, zdrowo nią potrząsnąć i krok po kroku dojść z całym karawanem obudzonych po drodze demonów do upragnionego celu – poznania siebie. To odwaga nieproporcjonalna do użytych przez nią środków, którą w pełni doceniam. „Jesteś moją matką?” warto czytać partiami, powracając przy tym do niektórych znaczących zdarzeń i wyrażanych przez autorkę sądów, warto też przeczytać ją nawet drugi raz, bo liczba zawartych w niej ważnych i inspirujących tropów jest trudna do ogarnięcia jedynie w perspektywie poszczególnych rozdziałów czy jednostkowych sytuacji. Do pełnego odczytania i pełnej satysfakcji z lektury/terapii trzeba o wiele szerszego oglądu.

Konstrukcja fabuły, choć wielowarstwowa, wysoce drobiazgowa (czasami zbyt zapętlająca się w mniej lub bardziej trafnych interpretacjach) i miejscami irytująco szarpana (i nie mam tu na myśli wspomnianej już nielinearności), nosi znamiona przemyślenia i konsekwencji. Na przykład rozpoczynający każdy z rozdziałów sen jest interpretowany (analizowany) w toku narracji na podstawie wydarzeń z dzieciństwa, młodości i wieku dorosłego autorki podczas jej rozmów z terapeutką oraz przemyśleń przeplatających dialogi. Nawet na pozór zupełnie zbędne – przepisywane słowo w słowo – rozmowy telefoniczne z matką wnoszą pewną szczątkową wiedzę na temat jej charakteru. Ciekawy jest też fakt zasugerowany przez nią na końcu historii – że tekst córki jest metaksiążką – bowiem prawie wszystko, co robi Alison w komiksie, jest przez nią dokładnie opisane (wiąże się to także w pewnym sensie z główną ideą komiksu, zaczerpniętą od Virginii Woolf i jej utworu „Do latarni morskiej”, czyli z wyrażeniem chęci pisania o matce, by uwolnić się od niej, co przecież w rzeczywistości robi). Mimo że trop ten jest bardzo widoczny w strukturze całej opowieści, to praktycznie niezauważalny przy jej pierwszej lekturze. Uświadomienie tego czytelnikowi, wskazanie takiej możliwości, jest bardzo cenne, ponieważ każdy z elementów to cegiełka szerszego poznania, zrozumienia, które jednak wymaga całkowitego skupienia i pełnej uwagi odbiorcy. I tu też napotykamy problem oceny – „Fun Home” aż tak wymagający intelektualnie nie był. Potrzebne było oczywiście oczytanie (pewien rodzaj erudycji) czy inteligencja (także ta emocjonalna), ale już skupienia totalnego, towaru tak deficytowego w naszych czasach, czytelnik raczej nie potrzebował. Warto jednak na swój sposób docenić wyjątkowość obydwu autobiograficznych dzieł. Każde z nich ma bowiem wielką siłę poznania.

Jest jeszcze coś, co pozostało niezmienne w powieściach graficznych Alison Bechdel – naturalny talent do zachowywania kompatybilności treści i formy, umiejętność wykorzystywania charakterystycznych dla tego medium środków oraz tworzenie świetnych zakończeń. Tak jak genialnie wyczuła proporcje całej opowieści i jej puenty w „Fun Home”, tak z dużym wyczuciem i trafnością zadbała o finał w „Jesteś moją matką?”. Myślę, że jest ona taką autorką, która nigdy nie ma gotowego zakończenia, że pisząc, podejmuje jednocześnie nieustanny trud weryfikacji swojej pracy, analizowania pojawiających się zmiennych, dostrzegania nowych znaczeń. Wszystko to skutkuje nie tylko adekwatnym, idealnie proporcjonalnym zakończeniem całej historii, ale i rozwiązaniem podanego na początku problemu. To jest zapłata i jednocześnie cena, którą otrzymujemy i płacimy za wizytę na kozetce Alison. Kto jest gotowy na terapię o terapii?

„Jesteś moją matką?”

Scenariusz i rysunek: Alison Bechdel

Timof i cisi wspólnicy

2014

 

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry