Wyszukiwanie

:

Treść strony

Kino

Jutro, jutro i znów jutro

Autor tekstu: Michał Zjawiński
27.07.2021

W jednej z pierwszych scen „Nomadland” bohaterka cytuje słynny monolog Makbeta o ulotności i nieistotności życia. Chwilę później wsiada do kampera, stanowiącego jej dom i jedyny dobytek, trzaska drzwiami i wyrusza przemierzać rozległe przestrzenie Stanów Zjednoczonych, chwytając się dorywczych prac. Fern, grana popisowo przez Frances McDormand, jest współczesną koczowniczką, jedną z wielu osób w Ameryce, które wybrały życie na szlaku. Nie jest to jednak kino drogi spod znaku naiwnego optymizmu, znanego chociażby z „Wszystko za życie” Seana Penna. Chińska reżyserka Chloé Zhao ani na moment nie odwraca kamery, gdy jej bohaterowie mierzą się z samotnością, śmiercią czy biedą. Surowej opowieści wtóruje styl wizualny – formalnie „Nomadland” jest filmem wyjątkowo oszczędnym, przywodzącym na myśl dokument, co po części wynika z jego reporterskiego rodowodu. Reportaż „Nomadland. W drodze za pracą” autorstwa Jessiki Bruder, na podstawie którego powstał film, opowiada historie prawdziwych nomadów, a część z nich wystąpiła u Zhao, grając samych siebie.

Jak można się domyślać, Fern rzadko miewa czas na poezję, bo najczęściej spędza go, walcząc z pogodą lub psującym się kamperem. Mimo to Shakespeare pojawia się tutaj raz jeszcze, a Zhao stawia tym razem na „Sonet 18”, które stanowi zgrabny kontrapunkt do wspomnianego wcześniej monologu. Również traktuje on o kruchości życia, ale zwraca uwagę na jego piękno i siłę pamięci. Reżyserka zdaje się wyznawać podobną filozofię. Melancholijne tony przełamuje ciepłym i inteligentnym humorem, a znój podróży chwilami wytchnienia, na które składają się najprostsze przyjemności w rodzaju zachodu słońca czy poczucia jedności z drugim człowiekiem. W tych momentach najłatwiej jest zrozumieć motywacje bohaterki, która tęskni do natury, gdy porównuje swój styl życia do amerykańskich pionierów, gdy psioczy na kapitalizm czy krytykuje szwagra za wpędzanie w kredyty młodych Amerykanów.

„Nomadland” najprawdopodobniej nie trzeba nikomu polecać. W zeszłym roku film zgarnął nagrody na wszystkich największych festiwalach filmowych, na koniec dokładając do tego Oscary w najważniejszych kategoriach. Jego wyjątkowość może jednak wydawać się dosyć nieoczywista. W ostatnich lat kino widziało wiele prób uchwycenia kondycji współczesnej Ameryki, wystarczy wspomnieć „American Honey” Andrei Arnold, „Kolejny film o Boracie” Sachy Barona Cohena czy „Jutro albo pojutrze” Binga Liu. Tych twórców łączy z Zhao znamienny fakt – także nie są Amerykanami, dzięki czemu ich perspektywa nabiera zbawiennego dystansu. Żaden z tamtych filmów nie opowiada jednak o tak wielkich rozterkach, zachowując przy tym taką subtelność i empatię, a żaden reżyser nie zbliża się tak bardzo do człowieka jak Zhao w „Nomadland”. To wciąż opowieść o Ameryce XXI wieku, trawionej kryzysem i pogłębiającymi się nierównościami. To jednak także, a może i przede wszystkim, historia o znanych wszystkim tęsknotach i rozterkach, radościach i smutkach, o życiu, które jest tylko powieścią idioty, głośną, wrzaskliwą, a nic nieznaczącą.

 

Fragment „Makbeta” w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka

 

„Nomadland” (2020), reż. Chloé Zhao

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry