Wyszukiwanie

:

Treść strony

Teksty literackie

Malina Barcikowska

LALU

Autor tekstu: Malina Barcikowska
21.12.2017

Samotność prawdziwa ma coś z ładunku materiału wybuchowego.

 

Włodzimierz Sedlak

 

 

AKT 1.

 

GRAJĄ:  

BABCIA

DZIEWCZYNA

FIGURKA JEZUSKA

 

1.

 

DZIEWCZYNA siedzi na scenie na wysokim, obrotowym stołku barowym koło stołu, na którym stoi tylko butelka alkoholu i kieliszek. Z sufitu zwisa choinka czubkiem do dołu. DZIEWCZYNA ma długie włosy zaplecione w warkocz, ale nie z tyłu głowy, tylko wokół twarzy. Nosi szpilki, elegancką krótką sukienkę. Po dłuższej chwili rozplata powoli włosy i odrzuca je na ramiona. Ustawia położone na stole lusterko i pochyla się tak, żeby się nim zasłonić. Maluje sobie coś na twarzy. Kiedy się prostuje, widać, że jest to duży znak ryby, który otacza jedno z oczu. „Idzie” palcami po stole, jakby wychodziła. Trochę leniwie, zmysłowo. Odwraca się na stołku tyłem do widowni.

Gaśnie światło.

 

2.

 

DZIEWCZYNA siedzi tyłem. Nadal ma rozplecione włosy i znak na twarzy. Jest poważna i skupiona. Powoli obraca się na stołku w stronę widowni i patrząc przed siebie wyjmuje spod płaszcza figurę Jezuska. Kładzie ją na przeciwnej stronie stołu, sama wraca na swoje miejsce. Robi to wszystko powoli i z rozmysłem. Uroczyście. Zakłada nogę na nogę, trochę nerwowo nimi macha wpatrując się intensywnie w figurkę.

 

GŁOS Z OFFU: słychać kaszel.

 

DZIEWCZYNA idzie w stronę dźwięku i przesuwa w pobliże stołu łóżko z leżącą w nim BABCIĄ oraz stolik z telewizorem. Siada znowu na stołku.

 

3.

 

Przez całą rozmowę DZIEWCZYNA siedzi na barowym stołku. 

 

DZIEWCZYNA: Jestem już.

BABCIA: Chcę mandarynki i turecką chałwę, Coca-Colę i czekoladę z okienkiem, szynkę konserwową na eksport, suszone banany…

DZIEWCZYNA: Jestem już. Mam dla ciebie wszystko.

BABCIA: Nie wiem. Nie pamiętam. Nie pamiętam. Możesz mi dziecko pomóc z tą pościelą? Tyle tu leżę, nie mam już sama siły, albo się za gruba zrobiłam. Ty wiesz, że pięćdziesięcioletnia ważyłam tylko 55 kg? To nie jest dużo. Ty już chyba jakoś tyle ważysz, czy więcej?  Prześcieradło mi się całe pozawijało. Ciężko.

DZIEWCZYNA: Teraz powinno być dobrze.

BABCIA: Dziękuję ci, co ja bym bez ciebie zrobiła. Kocham cię najbardziej na świecie Abrakadabra.

DZIEWCZYNA: Kocham cię najbardziej na świecie Abrakadabra.

 

4.

 

Normalny ton.

 

BABCIA:  Co ty tam masz?

DZIEWCZYNA: Lalkę, babciu.

BABCIA: Ty wolałaś zawsze misie.

DZIEWCZYNA: Ale teraz mam lalkę.

 

Słychać podgłośnione dźwięki telewizora.

 

5.

 

BABCIA: (podnosi Coca-Colę do góry) Niech żyje współczesność!

DZIEWCZYNA: (czyta głośno gazetę) Anglicy nie obchodzą Wigilii, a najważniejszy posiłek spożywany jest pierwszego dnia świąt. Na stołach króluje nadziewany indyk oraz deser Christmas pudding.

BABCIA: O! O!

DZIEWCZYNA: Prezenty przynosi Mikołaj.

BABCIA: (niecierpliwie) Dalej, dalej.

DZIEWCZYNA: Dla naszych zachodnich sąsiadów bardzo ważny jest czas przygotowań do świąt, czyli adwent. W domach pojawiają się adwentowe wieńce udekorowane czterema świecami.

BABCIA: Dalej, dalej.

DZIEWCZYNA: Włochy. We Włoszech w Wigilię przygotowywana jest  u r o c z y s t a  k o l a c j a, pod...

BABCIA: Spróbujmy jeszcze dalej.

DZIEWCZYNA: Węgry. Przygotowanie do Świąt Bożego Narodzenia trwa na Węgrzech  k i l k a  t  y g o d n i.

BABCIA: Nie, nie. Proszę cię, wybierz jakiś normalny kraj.

DZIEWCZYNA: Hiszpania. Boże Narodzenie to także bardzo ważne, rodzinne święto dla Hiszpanów.

BABCIA: Dość. dość. Niech żyje współczesność! Hello! Frohe Weinachten! Feliz navidad! Bonjour!

 

6.

 

BABCIA leży skulona na łóżku.

 

BABCIA: Przepraszam, będę mówić po polsku. Powinniśmy zjeść kolację w restauracji, ale jestem chora. Jest puste nakrycie?

DZIEWCZYNA: Jest tylko puste. Puste.

BABCIA: Jako panienka miałam lekcje francuskiego, potem nauczyłam się po niemiecku, a potem po rosyjsku.

DZIEWCZYNA: Ja miałam mówić po rosyjsku, ale nie chciałam, miałam mówić po niemiecku, ale nie chciałam, miałam mówić po angielsku, ale mnie nie stać na korepetycje.

BABCIA: Niech żyje współczesność!

 

7.

 

BABCIA leży jak w poprzedniej scenie. DZIEWCZYNA znowu wpatruje się w Jezuska. Po chwili podchodzi i przytula go do siebie.

 

DZIEWCZYNA: (trochę szepcząc, trochę śpiewając) Bóg się rodzi.  Moc truchleje. Pan niebiosów obnażony. Ogień krzepnie. Blask ciemnieje. Ma granice Nieskończony. A Słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami.

 

Układa ostrożnie figurkę i przykrywa swoim sweterkiem.

 

DZIEWCZYNA: Abrakadabra. A b r a k a d a b r a.

 

8.

 

DZIEWCZYNA: Miałaś 10 lat…

BABCIA: Nie 7? 

DZIEWCZYNA: …była Wigilia, na stole leżał biały obrus, który haftowała twoja mama, ten, który zabraliście ze sobą z domu do nowego domu. Poszłaś po coś do kuchni…

BABCIA: Po łyżkę. Nie, po widelec. Nie wiem… Mama mi kazała.

DZIEWCZYNA: Mama ci kazała. Zaskrzypiała podłoga, przestraszyłaś się, że to duchy i złamałaś nogę. I był mróz, i śnieg, i ojciec na sankach ciągnął cię w kożuchu do szpitala.

BABCIA: Ze mną problem był zawsze. Ciągle chora i pies mnie pogryzł… Trzy miesiące leżałam w szpitalu. Nauczycielka przychodziła udzielać mi prywatnych lekcji, żebym nie straciła klasy. Wyobrażasz sobie repetować? Ciągle chora. Ale do bólu można się przyzwyczaić. Ona jest chłopcem?

DZIEWCZYNA: Tak, tak, to chłopak.

BABCIA: Jak na nią mówisz?

DZIEWCZYNA: Na wszelki wypadek nic nie mówię.

 

9.

 

Słychać bardzo głośną muzykę techno i widać lasery świetlne zza okna.

 

DZIEWCZYNA: Już. (czyta dalej gazetę) Do wieczerzy wigilijnej zasiadano wraz z zapadnięciem zmroku. Znakiem była gwiazda, która jako pierwsza rozbłysła na niebie tego wyjątkowego wieczoru.  Rozpoczynało go dzielenie się opłatkiem i składanie życzeń. Święto to spędza się w gronie najbliższych ludzi. Wigilię najbardziej lubią dzieci.

BABCIA: Idź.

DZIEWCZYNA: Które piętra?

BABCIA: Tylko z parteru i z drugiego. Może jeszcze Jóźwiakowa z czwartego.

DZIEWCZYNA: Co mam powiedzieć?

BABCIA: Że złamałaś nogę.

 

DZIEWCZYNA przewraca się na ziemię, tak żeby słyszeli sąsiedzi. Głośno, dramatycznie, parodiując samą siebie.

 

BABCIA: Puchnie?

DZIEWCZYNA: Nie! Boli! Cholera!

BABCIA: Nie mów cholera, nie wiesz co to cholera, mów AIDS, jak musisz. Puchnie!?

DZIEWCZYNA: Nie wiem! Cholera. Babcia, ja go nie odniosę. Miałam go odnieść na dwunastą.

BABCIA: Mów normalnym językiem, ja nie rozumiem! Co ty mówisz? Kogo odnieść?

DZIEWCZYNA: Jezuska.

BABCIA: Jezuska?! Kto to jest Jezusek?!

DZIEWCZYNA: Jezusek, ta lalka z szopki. Chciałam go odnieść przed dwunastą.

BABCIA: No idź już, idź, dziecko.

 

DZIEWCZYNA kiwa potakująco głową, podnosi się, poprawia ubrania, chowa Jezuska pod kołdrę BABCI.

 

DZIEWCZYNA: Pilnuj go.

 

DZIEWCZYNA wychodzi.

 

 

AKT 2

 

GRAJĄ:  

BABCIA

DZIEWCZYNA

SĄSIADKA 1, 2, 3, 4

FIGURKI JEZUSKA

DZIELNICOWY

FILOZOF

RADIO

 

 

 

10

Do pomieszczenia wchodzą starsze kobiety. Wszystkie mają rozpuszczone, długie włosy. BABCIA siedzi w łóżku i dzwoni małym złotym dzwoneczkiem przy każdym kolejnym wejściu. Kobiety siadają na rozstawionych krzesłach. Widać, że niektóre coś ukrywają pod ubraniami. Przez chwilę siedzą w milczeniu. Po pewnym czasie SĄSIADKA 2 nieśmiało wyjmuje spod swetra figurkę Jezuska. Udaje obojętną.

 

SĄSIADKA 1: (zagadując) Jak pani na niego mówi?

SĄSIADKA 2: Jezus. Ale to jest normalne imię. To jest normalne dziecko.

SĄSIADKA 3: W kręgu kulturowym języka hiszpańskiego używane jest jako imię własne. Byłam na wycieczce, all inclusive. W Hiszpanii to jedno z najbardziej popularnych imion. Nosi je 13,9/1000 mężczyzn (jako pierwsze imię!), co czyni je co do popularności dziewiątym. W imionach hiszpańskich nadaje się je także kobietom. Zwłaszcza w połączeniu María Jesús.

SĄSIADKA 2: Ja chciałabym, żeby mój był dziewczynką.

SĄSIADKA 1: Ale on jest chłopcem?

SĄSIADKA 2: Tak, tak. Jestem chyba dla niego zbyt wymagająca. Wymagam i nie chwalę.

SĄSIADKA 3: Pani go odda. Z nim będzie ciężko, on się pani nie uchowa.

SĄSIADKA 2: Sama pani odda, jak pani taka mądra.

SĄSIADKA 4: Dając życie, dajemy śmierć. To jest normalne.

SĄSIADKA 3: (wyjmuje spod swetra swojego Jezuska) Tego uczą już na kursach rodzenia. Pani się odsunie, boję się, że mój się od tego pani zarazi. On kichał. (podnosi figurkę do góry, wesoło) Ty mój mężczyzno! Ty zadbasz o mnie, jak będę stara.

(przytula dziecko do piersi)

SĄSIADKA 1: Co pani robi !? Pani g o r s z y. Jest zakaz karmienia piersią w miejscu publicznym!

SĄSIADKA 3: Nikt mnie nie będzie pouczał, jak postępować z dzieckiem. Pani też nie. Ja wiem, że mąż adwokat, że się powodzi, to i świadomość pewnych spraw może większa, ale serce matki wie. Nikt mnie nie będzie pouczał. I w domu jesteśmy, w domu. Żadna publiczność tu pani nie ogląda, sąsiadko Jóźwiakowa.

(odsuwa się, siada dalej od pozostałych kobiet)

 

11.

 

DZIEWCZYNA: Czy któraś z pań ma ochotę na kieliszeczek?

BABCIA: Ja poproszę.

SĄSIADKA 1: Dla mnie też.

SĄSIADKA 2, 3: Dziękujemy, w święta nie pijemy. I przy dzieciach.

SĄSIADKA 4: Ja przepraszam, ja muszę na chwilę wpaść do siebie. Makowiec przyniosę. (wychodzi)

 

DZIEWCZYNA nalewa alkohol do kieliszków i roznosi.

 

BABCIA (popija): To  kim oni są?? Braćmi?

SĄSIADKI 2, 3 wzruszają ramionami.

BABCIA: (bierze swojego Jezuska na kolana) To my jesteśmy też rodziną, prawda? (do SĄSIADKI 3) Niech pani tam sama z nim nie siedzi. Pić pani nie musi, ale może pani być bliżej. Nic się nie stało takiego, żeby się obrażać. Matkom zawsze jest trudno. Wszystkim. Potrzeba trochę wyrozumiałości dla innych.

 

BABCIA, SĄSIADKA 1 i DZIEWCZYNA popijają.

 

SĄSIADKA 1: (do BABCI) Robi pani jeszcze na drutach?

BABCIA: Czasem, rzadko. Nie zawsze mam czas.

SĄSIADKA 1: Przecież pani leży cały czas w łóżku.

BABCIA: Telewizję oglądam. Programy przyrodnicze.

SĄSIADKA 1: Lubi pani patrzeć na zielone?

BABCIA: Nie. Pan Bóg stworzył okrutny świat.

SĄSIADKA 4: (wchodzi energicznie) To i ja się pochwalę. (pokazuje swojego Jezuska) Duży, zdrowy, tylko nie bardzo podobny. Ale to nie szkodzi. Dziecko jest dziecko. Źle u mnie mieć nie będzie. Makowiec też przyniosłam. Proszę się częstować. Sama piekłam, a mam rękę i do ciast, i do dzieci. Smacznego. Tak się cieszę, że nie siedzimy z małym sami w te święta. Tutaj to jak w rodzinie.

SĄSIADKI 2, 3 i BABCIA kiwają głowami.

BABCIA: (bierze kłębek wełny z koszyka i rzuca do SĄSIADKI 4) Mam na imię Helena.

SĄSIADKA 4: (rzuca do SĄSIADKI 1) Mam na imię Maria.

SĄSIADKA 1: (rzuca do SĄSIADKI 2) Antonina.

SĄSIADKA 2: (rzuca do SĄSIADKI 3) Ilona.

SĄSIADKA 3: (rzuca do DZIEWCZYNY) Aleksandra.

DZIEWCZYNA: Mnie wszystkie panie znają. Agusia. (dyga)

 

12.

 

Kobiety połączone splątaną nicią wełny siedzą, jedzą makowiec, popijają. DZIEWCZYNA siedzi na przy łóżku, czesze włosy.

 

DZIEWCZYNA: Jest problem. Mamy 22.30. Trzeba odnieść.

BABCIA: Jeszcze nie…

 

13.

 

DZIEWCZYNA przynosi zegar i stawia na stole.

 

DZIEWCZYNA: (oficjalnie) Nam z babcią jest bardzo miło wszystkie panie tu gościć. Ale oprócz tego, że są święta, że dobrze nam być razem z paniami, z wami…

SĄSIADKA 1: I z dziećmi…

DZIEWCZYNA: …to te „dzieci” trzeba odnieść. Mamy 22. 40.  Trzeba już iść. Ktoś musi. Ja z ł a m a ł a m nogę!

 

14.

 

SĄSIADKA 1: Ja jestem za. Ja jestem niezaangażowana. Ja mogę ustalić plan. Skąd pani brała?

SĄSIADKA 2: Nie powiem.

SĄSIADKA 4: Żadna pani nie powie. Żadna z nas.

 

15.

 

Kobiety siedzą w milczeniu i czeszą swoje długie włosy. Sobie, sobie nawzajem. Trwa to jakiś czas. Nagle słychać pukanie do drzwi. BABCIA dzwoni dzwoneczkiem.

Wchodzą DZIELNICOWY i FILOZOF. Rozglądają się, tropią. DZIELNICOWY ma pod pachą radio. Włącza je głośno:

 

RADIO: W Wigilię przed pasterką ktoś skradł postacie Jezuska ze stajenek w kilku miejskich kościołach. Niestety monitoring miejski nie obejmuje miejsc, w których stoją szopki. W tym roku po raz pierwszy padły one ofiarą chuligana lub grupy sprawców. Nadal są oni poszukiwani.

DZIELNICOWY: Panie są uwikłane.

FILOZOF: To się daje zauważyć.

 

DZIELNICOWY stawia radio na stole i podgłaśnia:

 

RADIO: W Wigilię przed pasterką ktoś skradł postacie Jezuska ze stajenek w kilku miejskich kościołach. Niestety monitoring miejski nie obejmuje miejsc, w których stoją szopki. W tym roku po raz pierwszy padły one ofiarą chuligana lub grupy sprawców. Nadal są oni poszukiwani.

SĄSIADKA 1: Ja jestem świadek.

 

16.

 

SĄSIADKA 1: Ja się z paniami nie identyfikuję. Ja tu się czuję osobna.

DZIELNICOWY: Proszę nie wychodzić.

SĄSIADKA 1: Ja nie zamierzam, ja jestem głos rozsądku.

DZIELNICOWY: Świętej Rodzinie przydarzyło się nieszczęście.

 

SĄSIADKA 1 kiwa głową.

 

SĄSIADKA 4: To jest pułapka.

DZIELNICOWY: Kim panie są?

SĄSIADKA 2: (podnosi kłębek wełny z podłogi i rzuca DZIELNICOWEMU) Ilona.

DZIELNICOWY: (odsuwa się) Ja jestem na służbie.

SĄSIADKA 2: (podnosi kłębek wełny z podłogi i rzuca FILOZOFOWI) Ilona.

FILOZOF: (odsuwa się) Ja mam stanowisko.

DZIELNICOWY: Kim pani jest?

FILOZOF: Kim jest? O istotę pyta. Nie jak na nią mówią, ale jaka jest jej istota.

SĄSIADKA 2: Matka.

SĄSIADKA 4: To było tymczasowo, nikt sobie nie wziął na stałe.

SĄSIADKA 2: Ja zabrałam na zawsze. Do domu wzięłam. On tam leżał w kilku źdźbłach suchej trawy, jemu było zimno. Wiele się nie zastanawiałam, schowałam pod płaszcz, a ci królowie to mi jeszcze grozili, kiwali głowami: zapłać, zapłać - czułam się jak złodziej -  gwiazda mówiła: ja się świecę, ja jestem złota. Mi jego było żal! Dziecko ma być w domu! U mnie będzie miał własny pokój. I rower.

 

DZIELNICOWY spisuje.

 

18.

 

SĄSIADKA 4: Zostało jeszcze kilka kawałków makowca.

DZIELNICOWY: O nie, nie, to jest próba przekupstwa!

 

FILOZOF częstuje się.

 

BABCIA: Niech żyje współczesność.

 

BABCIA wychodzi z łóżka, zwija kłębek, podchodzi do stołu, siada przed lusterkiem i maluje sobie wokół oka znak ryby, rozpuszcza włosy. Na ten widok wszystkie kobiety potrząsają włosami i unoszą dumnie głowy, siadają w kręgu plecami do siebie.

 

SĄSIADKA 2: Człowiek samotny jest czymś niedoskonałym; musi znaleźć drugiego, aby być szczęśliwy.

SĄSIADKA 3: Nie chodzi o to, by ludziom było jak najlepiej, lecz o to, by między nimi było jak najwięcej miłości.

SĄSIADKA 4: Nic smutniejszego, jak przebywać sam na sam ze sobą (…) Tyrani dobrze to wiedzą. Toteż zamykają niekiedy ludzi w czterech ścianach…

DZIEWCZYNA: Ja byłam pijana, to się aż tak nie liczy.

BABCIA: Abrakadabra.

 

19.

 

DZIELNICOWY: (siada przy stole, zakłada nogę na nogę)   W Wigilię. Przed pasterką. Ktoś skradł postacie Jezuska ze stajenek w kilku miejskich kościołach. Niestety monitoring miejski nie obejmuje miejsc, w których stoją szopki. W tym roku po raz pierwszy padły one ofiarą chuligana lub grupy sprawców. Na szczęście parafianie, którzy z o b a c z y l i zniszczenia w szopkach, natychmiast  p o w i a d o m i l i o tym proboszcza. Złodziejom grozi do pięciu lat więzienia.

 

DZIELNICOWY wstaje, podchodzi do figurek, zabiera je kobietom i kładzie wszystkie razem na stole.

 

DZIELNICOWY: Co to jest?

BABCIA: Złota rybka.

FILOZOF: (podnosi palec wskazujący do góry) Znaczenie widzę, znaczenie.

DZIELNICOWY: (pisze) To jest nielegalne zgromadzenie.

FILOZOF: Jest.

SĄSIADKA 3: Jakie zgromadzenie, jakie nielegalne? Zwykła wizyta sąsiedzka, do tego przy pustym stole.

FILOZOF: Rzeczy, rzeczy, rzeczy. Preferuję idee. Stół. Wystarczy gazeta na gołej ziemi i jeden talerz, żeby był stół, jeśli już muszą sobie to panie uzmysławiać. (bierze kolejny kawałek makowca) Proszę zapleść włosy.

DZIELNICOWY: Proszę zapleść włosy.

DZIELNICOWY, FILOZOF (razem): Prawo! Reguły! Zasady! Dobro! Zło!

SĄSIADKA 2: Możemy się jeszcze poczesać? Tak rzadko ktoś mnie czesze.

DZIELNICOWY: Bunt. To jest jawny bunt.

SĄSIADKA 1: Ja jestem świadek.

DZIELNICOWY, FILOZOF: (razem) Prawo! Reguły! Zasady! Dobro! Zło! Prawo! Reguły! Zasady! Dobro! Zło! Prawo! Reguły! Zasady! Dobro! Zło! Prawo! Reguły! Zasady! Dobro! Zło…

Kobiety zaplatają powoli włosy.

DZIEWCZYNA: 23.55. Jest.

 

20.

 

DZIELNICOWY włącza radio. Słychać muzykę. Wszyscy patrzą w napięciu na radio. FILOZOF chodzi, patrzy na zegarek. Nagle muzyka cichnie, słychać sygnał oznaczający pełną godzinę. Robi się ciemno.

 

RADIO: Jest godzina 24.00, 24 grudnia, Boże Narodzenie.

 

21.

 

Po chwili ciszy.

 

FILOZOF: I czymże okazuje się być logos w stosunku do czynu? Wieki subtelnych analiz, dyskursu prowadzonego w największych salach wykładowych świata, tez, argumentów, logicznych wywodów muszą dziś schylić siwą głowę przed gestem. Gestem totalnym. Manifestacją prawdy, za którą poręczyło żywe „ja”. Przed świadectwem, na które zdobyć się mógł jedynie Człowiek, nie dziewczyna, nie kobieta. Człowiek, który słyszy byt i wie, że „Boga nie ma, Bóg umarł”. O Filozofowie, uczniowie Nietzschego! Ubiegły nas Kobiety. Czyż mogły zrobić coś więcej, niż stać się antytezą jego Matki? Zabrać Boga stawiając się w miejsce tej, która Boga dała? Zabrać po to, żeby ofiarować. Nam samych siebie - wiedzę, prawdę, świadomość odartą wreszcie z lat zabobonów. Nikt nigdy nie dał mi nic większego niż ten dziś pusty żłób.

 

Kobiety nucą kolędę.

 

BABCIA: Co za historia, co za niesamowita historia, wszystkie jesteśmy opowieściami. Niech żyje współczesność.

DZIELNICOWY: Dowód jest, dowód.

 

22.

 

Kobiety występują pojedynczo do przodu.

 

SĄSIADKA 1: Antonina.

SĄSIADKA 2: Ilona.

SĄSIADKA 3: Aleksandra.

SĄSIADKA 4: Maria.

BABCIA: Niech żyje współczesność.

DZIEWCZYNA: Agusia.

SĄSIADKI 1, 2, 3, 4 i BABCIA: (mówią po zdaniu, dwóch, zamieniając się lub równolegle) Mam 60 lat, od czterech lat mieszkam sama, jestem rencistką… Mieszkam z mężem i dwójką dorosłych dzieci, a czuję się samotna… Wszystkie wieczory spędzam sama, najbliższy kontakt mam z siostrą, ale ona wyjechała do Irlandii i prawie się nie widujemy… Czy gdyby mój mąż był tu, byłoby lepiej?... Mam 65 lat i chciałam być sama, chyba mi to nie wychodzi,  mówią, że jestem za towarzyska, że powinnam była pracować w barze, a nie w bibliotece. Długo samotność sprawiała mi przyjemność… Zawsze chciałam mieć dzieci, ale nie udało mi się, nie rozumiem, czemu mi jeszcze nie wolno chcieć… W dzieciństwie byłam szczęśliwa, od kiedy 20 lat temu zmarła moja matka, tak naprawdę jestem sierotą, chociaż mam męża i dzieci. Podobno samotność jest potrzebna, ja się boję… Mam  60 lat, od czterech lat mieszkam sama, jestem rencistką… Ktoś mi ciągle powtarza: kup sobie psa. Mieszkam z mężem, dwójką dorosłych dzieci i wnukiem. Czuję się samotna… Wszystkie wieczory spędzam sama… Najbliższy kontakt miałam z siostrą, ale ona wyjechała do swoich dzieci do Irlandii i prawie się nie widujemy… Czy gdyby mój mąż był tu, byłoby lepiej? Czy gdyby jej mąż był tutaj, byłoby lepiej?

DZIEWCZYNA: Agusia.

 

 

AKT 3.

 

GRAJĄ:    

BABCIA

DZIEWCZYNA

SĄSIADKA 1, 2, 3, 4

PIELĘGNIARZ

PSYCHOLOG 

FILOZOF

RADIO

 

 

23.

 

Na scenie stoi pięć łóżek, na których leżą SĄSIADKA 1, 2, 3, 4 i BABCIA. Tyłem do widowni stoi PIELĘGNIARZ w białym, długim fartuchu. Na ścianach pomieszczenia wyświetlane są obrazy lasu, słychać muzykę relaksacyjną.

 

PIELĘGNIARZ: Twoje nogi są ciężkie, zapadają się. Twoje ręce są bezwładne. Czujesz, jak całe ciało odpręża się. Oddychasz głęboko.  Twojej głowy nie zaprzątają żadne myśli. Umysł masz spokojny, spokojny, spokojny…

BABCIA: Wrażenie nawet przyjemne, ale gdzie my właściwie jesteśmy i dlaczego razem?

PIELĘGNIARZ: (monotonnie) Są panie na górze. Już na górze. Staramy się zapewniać naszym pacjentkom maksimum komfortu. Sprawiały panie wrażenie zaznajomionych, a że nie wykazują panie objawów agresji po dwóch dobach, przenieśliśmy panie na górę, razem. Czeka tu panie wiele przyjemności: tworzenie kwiatów z papieru, biżuterii ze styropianu i trochę zajęć ruchowych. Niestety nie na powietrzu. Ale mamy stacjonarny rower i bieżnię do spacerów, a nasza relaksacyjna wizualizacja pomoże paniom wyobrazić sobie, że są panie w lesie (pilotem włącza obraz) albo nad morzem (pilotem włącza obraz). Jesteśmy w stanie wiele zrobić, żeby poczuły się panie szczęśliwe. (klaszcze w ręce, energicznie)

Teraz zapraszam panie do obowiązkowego ważenia, nie dopełniliśmy jeszcze tej formalności.

 

Kobiety po kolei stają na wadze.

 

PIELĘGNIARZ: Antonina 70. Ilona 75! Aleksandra 82! Mario, proszę się nie ruszać… ale pani jest zbyt szczupła, tylko 68 kilogramów. Babcia! 79! Bardzo, bardzo ładnie.
(klaszcze w dłonie) Zatem do zobaczenia na obowiązkowym posiłku. Regularność jedzenia jest jednym z elementów terapii na górze. Stałe pory posiłku zapewnią paniom poczucie stabilności i nadadzą rytm dnia, potrzebny do osiągnięcia emocjonalnej równowagi.

A teraz, odpoczywajcie… (włącza wizualizację z morzem)

 

24.

 

Niektóre kobiety leżą na brzuchu z podpartymi rękoma, udają, że są na plaży, inne przybierają dowolne swobodne pozycje.

 

SĄSIADKA 3: (leży owinięta w pled, ziewa) Czy coś się paniom może ostatnio intrygującego przyśniło? Muszę przyznać, że tutejsza atmosfera rzeczywiście sprzyja długiemu spaniu. Czuję się, jakbym pół dnia werandowała.

SĄSIADKA 3, 4 i BABCIA podnoszą nieśmiało ręce do góry.

SĄSIADKA 2: To była najprawdziwsza prawda.

SĄSIADKA 3: Skoro my wszystkie mówimy, że to był sen, to znaczy, że t o był sen.

SĄSIADKA 2: Bynajmniej.

Leżą, relaksują się, po jakimś czasie dźwięk fal cichnie.

SĄSIADKA 4: Zrobiło się tak cicho.

SĄSIADKA 2: Możemy włączyć radio…

SĄSIADKA 3, 4: Nieee!!!

SĄSIADKA 2: T o była najprawdziwsza prawda.

 

25.

 

Wchodzi PIELĘGNIARZ i rzuca na każde łóżko dresowe spodnie i bluzę.

 

PIELĘGNARZ: Raz, dwa, trzy, cztery i pięć też! Wszystkie nasze kochane panie przebierają się grzecznie do ćwiczeń. W zdrowym ciele zdrowy duch.

Niektóre kobiety naciągają dresy na piżamy, inne starannie się przebierają.

BABCIA: (nieśmiało) Czemu tu jesteśmy i dlaczego razem?

PIELĘGNIARZ: Pani zadała mi jakieś pytanie?

BABCIA: Czemu tu jesteśmy i dlaczego razem?

PIELĘGNIARZ: Słyszymy tylko wyraźne i zdecydowane głosy! Pani zadała mi jakieś pytanie?!

 

BABCIA milczy.

 

PIELĘGNIARZ: (klaszcze) Jeden, dwa, trzy, cztery i pięć też! Właśnie dlatego wymyślono ćwiczenia fizyczne, żeby mowa była mową, a ciało ciałem. Z przyjemnością bierzemy się do roboty. Pokażę kochanym paniom, na co kochane panie stać.

SĄSIADKA 3: Czy nie powinnyśmy spiąć włosów?

PIELĘGNIARZ: (macha lekceważąco ręką) Niekoniecznie, tak naprawdę to nie ma to większego znaczenia. Proszę powtarzać za mną ćwiczenia. Zaczynamy!

 

 Staje w pozycji drzewa z ćwiczeń jogi.

 

PIELĘGNIARZ: Są panie drzewami. Czują panie równowagę? Solidne ugruntowanie? Na pewno.

 

Wykonuje pozycję kota.

 

PIELĘGNIARZ: Są panie w pozycji kota. Czują panie cudowną giętkość swoich pleców? Szeroko pojęta gibkość to podstawa dobrego samopoczucia!

 

Wykonuje pozycję orła.

 

PIELĘGNIARZ: Przechodzimy poziom wyżej. Proszę spróbować pozycji orła!

 

Kobiety chwieją się, asana im nie wychodzi.

 

PIELĘGNIARZ: Próbujemy, próbujemy… Moje orły latają daleko i wysoko, nie zniechęcają ich takie przyziemne bolączki jak przykurcze, znacznie ograniczona ruchomość stawów i tak dalej, i tak dalej.

 

Kobiety próbują nadal.

 

PIELĘGNIARZ: (klaszcze w ręce) Na dziś wystarczy. Mam nadzieję, że poczuły się kochane panie częścią natury. Pożegnam panie pozycją lwa – króla zwierząt. Uklęknij na podłodze, pochyl się do przodu, unieś pośladki, zamknij oczy, weź głęboki wdech przez nos. Na wydechu przechyl się do przodu, otwórz szeroko usta. A teraz wywalamy jak najdalej język!

Dzięki temu z czasem osiągną panie przewartościowanie postawy życiowej, odnalezienie wewnętrznego spokoju, zwiększenie szacunku do siebie, panowanie nad sobą, pełniejsze zrozumienie drugiego człowieka i wszystkie inne wady i zalety ćwiczeń fizycznych. (wytyka im język) Proszę teraz próbować do woli, ja już wychodzę, wychodzę. O, zapomniałem włączyć naszą leśną wizualizację, ale były panie tak przekonywujące, że zupełnie nie była potrzebna. Prawda?

SĄSIADKA 2: Co zrobiliście z naszymi rzeczami?

PIELĘGNIARZ: Nie wiem, nie wiem. Serio. Ja się tym nie zajmowałem.

SĄSIADKA 2: Czy nikogo więcej z nami nie było?

 

26.

 

SĄSIADKI 1, 3, 4 i BABCIA siedzą na łóżkach z talerzami na tacach,  tacami na kolanach, kończą posiłek. W tle wizualizacja z morzem. SĄSIADKA 2 leży zwinięta na łóżku, obok taca z nieruszonym posiłkiem.

 

BABCIA: Możecie to wyłączyć? Czuję się, jakbym była bardzo, bardzo chora. Możecie to wyłączyć?!

 

Wchodzi PSYCHOLOG i PIELĘGNIARZ. PSYCHOLOG staje z boku przygląda się kobietom, PIELĘGNIARZ zbiera tace na stół na kółkach, zatrzymuje się przy SĄSIADCE 2. Patrzy znacząco na PSYCHOLOGA. PSYCHOLOG podsuwa sobie krzesło pod łóżko SĄSIADKI 2 i siada na nim.

 

BABCIA: Co się nam zarzuca?

PSYCHOLOG: Niczego się nie zarzuca, my paniom niesiemy pomoc. Wyciąga karty pacjenta i czyta. Utrata orientacji w rzeczywistości,  nastawienie urojeniowe… Właściwie o wszystkich paniach mogę tu przeczytać to samo.

SĄSIADKA 2: Możemy włączyć radio?

PIELĘGNIARZ: Chce pani posłuchać, czy front idzie?

SĄSIADKA 2: Nasza Wigilia się odbyła. I było na niej Dzieciątko Jezus.

PSYCHOLOG: Rozumiem… Ale muszą panie wiedzieć, że zespoły urojeniowe to częsta reakcja na sytuację zbyt trudną. Widocznie Święta są dla pań zbyt trudną sytuacją.

SĄSIADKA 1, 3, 4 i BABCIA: Myśmy go ukradły.

SĄSIADKA 2: Gdyby pan włączył radio, usłyszałby pan komunikat.

 

PSYCHOLOG włącza radio. Słychać kawałek bieżącej audycji.

 

SĄSIADKA 3: Jak to? Wszystko jest w porządku? Święta minęły i wszystko jest normalnie?

PSYCHOLOG: Oczywiście. I muszę panie dodatkowo zmartwić, t o byłoby niemożliwe. To byłoby przed Wigilią, według zwyczaju Jezus kładziony jest do szopki uroczyście dopiero podczas pasterki. Panie zostały tu przywiezione z domu, w porze mszy. Nigdzie panie nie wychodziły, ani nikogo innego z paniami nie było. Panie były s a m e!

SĄSIADKA 2 zwija się na łóżku. Słychać podgłośnioną wizualizację morza.

PIELĘGNIARZ: (kładzie palec na ustach) Psss… Psss… Psss…

 

Obaj z PSYCHOLOGIEM  wychodzą.

 

27.

 

Do sali wkrada się FILOZOF.

 

FILOZOF: Diagnoza, jaka padła diagnoza?

BABCIA: Powiem panu. Utrata orientacji w rzeczywistości i  nastawienie urojeniowe.

FILOZOF: A pozostałe panie?

BABCIA: Wszystkim nam zarzuca się dokładnie to samo.

FILOZOF: (śmieje się) Kiedy to słyszę, przypominają mi się słynne niegdyś grupy palaczy opium. Z jakichś niezrozumiałych dla mnie względów są panie traktowane jak dżentelmeni zażywający tych specyfików. Czy jeśli założymy, że rzeczywiście znajdują się panie w stanie permanentnego odurzenia, to czy w tym wypadku jest to przyjemne? Przepraszam, że pytam tak wprost, może trochę zbyt wprost, ale temat opium fascynuje mnie od dawna. Zwłaszcza problem jego upowszechnienia, dlatego mając na uwadze, że posądza się panie bądź co bądź o zbiorowe halucynacje, chciałbym nie stracić takiej okazji i dopełnić mojej wiedzy w tym zakresie.

SĄSIADKA 3: Panie, wam tu wszystkim padło na mózg.

SĄSIADKA 1: Ja jestem świadek.

FILOZOF: Wiem. Pamiętam to i owo.

SĄSIADKA 3: Nie, nie, nie.

FILOZOF: Przyprowadziłem kogoś z sobą. Agusiu, Agusiu!

 

Wchodzi DZIEWCZYNA.

 

SĄSIADKA 3: Ty znasz tego człowieka?

DZIEWCZYNA: Dzień dobry paniom.

FILOZOF: Powiedz, Agusiu.

DZIEWCZYNA: Ja mam syndrom. Wyimaginowana kradzież stanowiła rekompensatę dojmującego poczucia braku. Niepełna rodzina, dominująca opiekunka. Dokonałam projekcji oraz przejęłam rolę nieobecnej matki.

FILOZOF: Agusia sama posądziła się o kradzież. Ale dzięki wprowadzeniu odpowiedniego dyskursu, sprawa, rzec by można, wyjaśniła się. Z korzyścią dla niej.

SĄSIADKA 3: Ja tu naprawdę zwariuję.

SĄSIADKA 4: Może chodźmy spać. Po drzemce zawsze przejaśnia mi się w głowie.

BABCIA: Bardzo dobry pomysł. Dobranoc, dobranoc paniom.

 

Kobiety układają się do snu.

 

FILOZOF: Granica między jawą a snem jest tak płynna. Pozwolą panie, że będę nad nimi czuwał w tych mało zrozumiałych chwilach. Przycupnę tu sobie skromnie i będę strzegł odpoczynku drogich mi pań. Kolorowych snów. (kładzie palec na ustach) Psss… Psss….

 

28.

 

FILOZOF siedzi i czyta książkę, kobiety leżą. Po pewnym czasie któraś z nich przeciąga się, inna siada na łóżku. Nie rozmawiają ze sobą, wszystko odbywa się w milczeniu. FILOZOF przygląda im się.

 

FILOZOF: Witamy, witamy. Ktoś musi czuwać, aby spać mógł ktoś. Przez tych kilka nudnych chwil nic się nie zmieniło. Miejsce zostało miejscem. Mamy tu łóżka, mamy krzesło i wszystkie inne rzeczy, które zapewne już panie polubiły. Co prawda przyszło mi do głowy, że i one są wytworem wyobraźni, ale w swojej praktyce staram trzymać się faktów. A u szanownych pań coś się w tej kwestii zmieniło?

 

Kobiety milczą.

 

FILOZOF: Zmieniło się?

 

Po chwili.

 

FILOZOF: Zmieniło? Nie zamierzają panie o tym mówić, zamierzają panie o tym milczeć? Pewnie, pewnie, bardzo szacowna taktyka.

 

Wchodzi PIELĘGNIARZ i wnosi tace z jedzeniem i pudełeczkami z lekami. Rozdaje każdej porcję leków i szklankę wody do popicia.

 

FILOZOF: Pigułki, dają tu zwykłe pigułki?

PILĘGNIARZ: To witaminy. Trzeba te sieroty przede wszystkim wzmocnić.

 

PIELĘGNIARZ rozdaje tace z posiłkami, kobiety jedzą, nadal nic nie mówiąc.

 

FILOZOF: Dobre?

DZIEWCZYNA: Czy ja mogę stąd zabrać babcię?

PIELĘGNIARZ: Jasne. Miały wypełnić jeszcze jakieś testy po południu, ale ich jest tu tyle, że jak jedna ubędzie, to się nic nie stanie.

 

 

AKT  4.

 

 

 

GRAJĄ:    

BABCIA

DZIEWCZYNA

 

 

29.

 

Scena jak w Akcie 1, 9. Wchodzi DZIEWCZYNA. 

 

BABCIA: Przyjdą?

DZIEWCZYNA: Nie. Jóźwiakowa ma syna z synową, tamtych dwu w ogóle nie ma, albo już poleciały do kościoła, albo śpią, bo pewnie nie mają jak zwykle dokąd pójść. Pani Ilona była tak wystraszona, kiedy mnie zobaczyła, że chyba w ogóle nie zrozumiała, o co mi chodzi. No nic. Babcia, będziemy dziś wieczorem same.

 

BABCIA i DZIEWCZYNA stają nad łóżkiem. BABCIA odchyla kołdrę.

 

DZIEWCZYNA: Babcia. Ja pierdolę. Ja go naprawdę ukradłam.

BABCIA: Wiem, dziecko, wiem. Spokojnie. Każdemu może się zdarzyć.

DZIEWCZYNA: Piękne dziecko. Gipsowa, malowana Lala z tajemniczym uśmiechem. Lalu, Lalu, słyszysz Ty mnie? Znasz moje sekrety? Moje marzenia i tajemnice? Lalu? Ja też tu jestem. Szłam przez śnieg, przez całą dzielnicę. Po Colę, ale trafiłam do ciebie. Chciałam zanucić kolędę, chciałam się pomodlić. Ale tylko patrzyłam  i myślałam, jak musi być ci zimno. Nie planowałam i nie zastanawiałam się. Podeszłam, wzięłam lekkie gipsowe ciałko na ręce, schowałam pod ciepły płaszcz, w jedną rękę chwyciłam zakupy i szybko, zanim się rozmyślę, ruszyłam w stronę domu. Im dalej byłam od kościoła, im bliżej domu, tym większa radość. Jezus czy Święty Mikołaj? Wszystko było już jednym i znaczyło tylko jedno - w dzień prezentów i radości ja mam swoją Lalę. Która mnie kocha i rozumie, która mi dziś pomoże…

BABCIA: Wesołych Świąt.

 

 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry