Wyszukiwanie

:

Treść strony

Media

Zobaczyć boskie widmo, czytając komiksy

Autor tekstu: Dawid Śmigielski
09.10.2019

Gdy rozsunęły się przede mną drzwi hali EXPO, od razu na myśl przyszło mi skojarzenie z budynkiem Textilimpexu, witającego niegdyś w swoich progach fanów kolorowych zeszytów i gier. Z dziesiątkami innych spragnionych wrażeń gośćmi podążam szerokim holem ku bramkom, przy których ochrona (w końcu!) czasem dokładniej, innym razem mniej – jakby od niechcenia lub nie do końca wiedząc, z czym się mierzy (o co chodzi w tych komiksach?) – sprawdza plecaki i torby.

Szybki przemarsz między przestronną strefą kolekcjonerów a ciasną strefą wydawców w celu ogólnego rozpoznania terenu i ruszam na pierwsze spotkanie, zainaugurowane przez ekipę Asocjacji Komiksu w Toruniu, która przyjechała do Łodzi z premierowym 22. numerem swojego pisma („AKT”). Na sali garstka słuchaczy, mimo to spotkanie trwa w najlepsze. Obok tłumy gniotą się na panelu z Tomaszem Kołodziejczakiem. Tradycyjnie już zabrakło miejsc siedzących. Ciekawe, czemu nie można tego oczekiwanego przez wielu fanów/czytelników punktu programu zorganizować w auli przeznaczonej dla największych gwiazd festiwalu? Wszak Tomasz Kołodziejczak przyciąga tłumy. Oczywiście cała rozmowa z naczelnym Klubu Świata Komiksu została nagrana i udostępniona w Internecie. Spotkanie z AKT-em nie. Tym cenniej było posłuchać przybyszy z grodu Kopernika, szczególnie tego, co mają do powiedzenia o sobie i o piśmie tworzonym z zapałem od wielu lat.

Strefa kolekcjonerów i wystawców kipi życiem. Anna Krztoń do godziny 12.00 wyprzedaje cały przywieziony ze sobą nakład premierowego „Sezonu festiwalowego”, ale nagrody za komiks roku („Weź się w garść”) nie zdobywa. Zwycięża „Brom” Unki Odyi. Za to nagroda dla najlepszego wydawnictwa w końcu trafia w ręce Pawła Timofiejuka. Po latach dziwnych wyborów i uzasadnień w tej kategorii. Zwycięska statuetka przez całą niedzielę dumnie prezentuje się na stoisku Timofa. Gdyby stała tam już w sobotę, to z dużym prawdopodobieństwem znalazłaby się na podłodze, strącona przez próbującego przedostać się dalej przechodnia. Tego dnia trudno było swobodnie maszerować między stoiskami i boksami wydawców. Co chwilę ktoś kogoś szturchał, popychał, przepraszał, krzywił się. Z każdą godziną ścisk stawał się coraz większy – do tego stopnia, że kursowanie między zatłoczonymi uliczkami odbierało chęć do poszukiwań. I tylko dzięki niezwykłej sile woli parło się tam i z powrotem, próbując przejrzeć festiwalowe nowości, coś kupić, przywitać się ze znajomymi. Oby za rok organizatorzy poszerzyli uliczki, bo miejsca na taki zabieg nie brakowało.

Czas ruszyć na clou tegorocznej imprezy, Jima Lee 30. Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier, czyli na wystawę „Sztuka DC. Świt superbohaterów”. Wzywamy taksówkę (razem z kolegami Gumienikiem i Fiukiem) i czekamy. Czekamy jak na zbawienie. Za naszymi plecami uśmiecha się widoczna na wielkim bilbordzie podobizna Jacka „Jokera” Nicholsona. I tak przez kilka minut. W końcu jest. Pani taksówkarz pyta tylko: „Co tu się dzisiaj dzieje?”. „Komiksy” – odpowiadamy. „Aaaa, komiksy, to dzisiaj”. I ruszamy do EC1. Wita nas służbista klasy światowej. Przyjemny jak Jodie Foster grająca siostrę Assumptę w „Ministrantach”. Ale wchodzimy. Mijamy wielkie zasłony z datami i okładkami najważniejszych komiksów DC. Przynajmniej jeden z nas chciałby mieć takie w domu. Po chwili jesteśmy w jaskini rozmaitości. W gablotach majaczą kostiumy. Strój Supermana noszony przez Christophera Reeve’a („Superman” 1978) przykuwa swoją prostotą i elegancją, zapraszając nas na superbohaterskie salony. Jednak dopiero stając naprzeciw manekina ubranego w kostium z „Człowieka ze Stali”, noszonego przez Henry’ego Cavilla, czuję boską potęgę przybysza z Kryptona. Po drodze moją uwagę skupia przepiękna makieta redakcji „Daily Planet” z niedocenianego dzieła Bryana Singera – „Superman Returns”. Nie mogę się napatrzeć.

Ruszam dalej. Zatrzymuję się przy niepozornym garniturze Człowieka Zagadki z campowego serialu o Batmanie. Obok niego znajduje się mały telewizor, na którym wyświetlany jest fragment odcinka. Zabrakło tylko kanapy. Trudno było oderwać wzrok od tej maestrii kiczu. Staram się przeczytać wszystkie onomatopeje błyskające na ekranie. Szkoda, że tylko tyle pokazano z tego okresu filmowej świetności Człowieka Nietoperza. Po dłuższej chwili patrzę na obiekt westchnień, na coś, co ukształtowało wielu fanów komiksów. Na kostium, który nosił Michael Keaton w „Batmanie” Tima Burtona. I zamiast zachwytu jedna myśl nie daje mi spokoju: „Hej, on naprawdę jest taki mały?”. Ale prawdziwa ekstaza przychodzi za chwilę. Cudowna, niepowtarzalna i podniecająca kreacja Michelle Pfeiffer – choć tu i ówdzie zniszczona, to zachowuje pełną grację niczym Scarlett O’Hara w sukni uszytej z rodowych zasłon w „Przeminęło z wiatrem”. Catwoman nadal hipnotyzuje. Oddziałuje na wszystkie zmysły. Cóż znaczy przy niej wspaniale brzydki Pingwin Danny’ego DeVito czy stary, dobry Jack w swoim fioletowym wdzianku? Idźmy dalej. Mijam Vala Kilmera miażdżącego posturą Michaela Keatona. Rzucam okiem (sorry Val, nie jesteś moim ulubionym Batmanem) i kieruję się dalej. George Clooney uśmiecha się zza maski Nietoperza, a patrzący na niego uśmiechają się do sutków na kostiumie z „Batmana i Robina”. To silniejsze od nich. Ciekawe, że WB/DC tak chętnie pokazuje rekwizyt, który przyczynił się do tysięcy niewybrednych żartów na temat filmu, z którego pochodzi… Dalej wdzięczą się do odwiedzających kolorowe jak bombki na choince, przaśne przebrania reszty ferajny grającej w Schumacherowskich widowiskach. Jeden z chłopców woła zachwycony do ojca: „Zobacz, człowiek śnieg!”. Tak, Mister Frizi.

Ponure gadżety, makiety i kostiumy z batmanowej trylogii Nolana nie przyciągają większej uwagi, poza jednym. Efektowny Batpod – podświetlony na czerwono, kręcący się w kółko na platformie – robi ogromne wrażenie. Każdy gość stara się zrobić jak najlepsze zdjęcie, bo jest to jeden z nielicznych eksponatów, od którego w dokuczliwy sposób nie odbija się światło. Przydałby się jeszcze „prawdziwy” Batmobil, jakikolwiek. W końcu natrafiamy na Batfleka przygniatającego swoją posturą, by wkrótce stanąć oko w oko z monumentalną bojową zbroją do walki z Supermanem. Wspaniała. Wspaniała! Jakby dla rozładowania wrażenia, jakie niosły ze sobą ostatnie kostiumy, obok pojawiają się powabne kreacje Wonder Woman, w którą wcielały się Lynda Carter i piękna Gal Gadot. I nagle rozum zaprząta nam pytanie, na które niełatwo odpowiedzieć: Gal Gadot czy Brie Larson?

Kostiumy niosą ze sobą setki wspomnień. Tak prawdziwe, a jednak tak sztuczne, nierealne. Szczelnie ukryte w szklanych gablotach. Nieskazitelne boskie atrybuty. Wręcz nudne w swojej doskonałości. Nieosiągalne dla zwykłego śmiertelnika. Stajemy przed historią, która kształtowała kino, ale i przed kinem, które kształtowało historię. Spoglądamy na wzloty i upadki WB/DC. Na alternatywne rzeczywistości, spełnione marzenia i złudne nadzieje. Jeszcze więcej historii zaklętej zostało w oryginalnych planszach, okładkach, szkicach koncepcyjnych czy storyboardach. Setki prac, za które niejeden fan dałby się pokroić. Neal Adams, Jerry Robinson, Frank Miller, Alex Toth, Bill Sienkiewicz, Jim Lee, Alex Ross… To właśnie te wszystkie dzieła wiszące na ścianach i zamknięte w gablotach zachwycają najbardziej. Za ich sprawą wyraża się komiksowe medium, o lata świetlne wyprzedzające kino superbohaterskie. I nawet jeżeli – jak twierdzi Zack Snyder – w tej chwili kadry filmowe są w stanie oddać wszystko, co przez dekady przelewali na papier scenarzyści i rysownicy, to jednak nigdy nie osiągną tego specyficznego życia cechującego sztukę komiksu.

Wracamy do hali EXPO na spotkanie z Katarzyną Niemczyk i Marianną Strychowską, które opóźnia się znacząco. Bohaterki są na auli, lecz z niewiadomych powodów jeszcze nie zasiadły przy mikrofonach. W międzyczasie obsługa wlewa do szkła sok jabłkowy. W końcu! Panie przepraszają, ale osoba, która miała prowadzić z nimi ten punkt programu, nie przybyła i nie odbiera telefonu. Zatem artystki przejmują pałeczkę i zaczynają przepytywać się nawzajem. Na początku trochę niepewnie, skromnie i może nieco bojaźliwie. Katarzyna Niemczyk z czasem wyraźnie się rozkręca, a wraz z nią publiczność mająca wiele pytań. Jest zabawnie, luźno i szczerze. Prowadzący nie dotarł, ba, nawet nie wiadomo, co się z nim stało. Nie ma to jednak znaczenia, skoro było to najlepsze i najświeższe spotkanie z gośćmi od niepamiętnych czasów na MFKiG. Panie zaskarbiły sobie serca publiczności, a pod wpływem ich uroku niejedna osoba postanowiła kupić „Mockingbird”, „Nie przebaczaj” czy „Wiedźmina”.

Podążam na strefę targową. Mijam stoisko Scream Comics i widzę, jak John Layman zachwyca się „Wędrówką przez Morze Czerwone”. Przeciskam się dalej i próbuję zajrzeć do kosza z przecenionymi komiksami na stoisku Gildii. Wyciągam pierwszy tom „Kompletnych akt”. Bez żadnych zniszczeń. Zakup tym cenniejszy, że już wkrótce Mike McMahon zostawi w nim cenną pamiątkę. W koszu leży jeszcze kilka znakomitych tytułów, a w portfelu coraz mniej pieniędzy. Mijając z powrotem stoisko Scream Comics, słyszę, jak jeden ze sprzedawców argumentuje zakup „Incala” tym, że już za niedługo będzie „chodził za grube pieniądze na Allegro”. W tym czasie patrzę na „Księcia Nocy”, który wyprzedał się już dwa lata temu, a jednak za każdym razem wydawca ma go ze sobą na festiwalu w Łodzi czy Warszawie. Z kolei na stoisku Kultury Gniewu można „wyrwać” „Krzesło w piekle” już za 50 procent ceny okładkowej – podejście do klienta zupełnie na innym poziomie. W końcu kupuję numer 2/1992 „Binky’ego” z TM-Semic. Komiks, który towarzyszył mi w dzieciństwie i przepadł w pewnej chwili wraz z nadejściem dorosłości. To nic, że okładka odpadła. Nie takie rzeczy się kleiło.

Wychodzimy z hali EXPO, aby udać się na coroczny rajd po Piotrkowskiej. Na zewnątrz ustawia się kolejka po numerki. Tylko 14 godzin czekania do otwarcia okienka wydającego upragnione karteczki z inicjałami autora i liczbami porządkowymi. W większości te same osoby co poprzedniej nocy. Dumnie będą stały na podium, zbierając przez dwa dni wrysy i autografy od tych samych gwiazd. Kolekcjonerstwo nie zna przyzwoitości, raczej nie. Na Piotrkowskiej tłum. W antykwariacie znajdujemy tego samego „Binky’ego”, też z oderwaną okładką. Cena jak u konkurencji – 3 zł. Oczywiście kupujemy. W knajpie wisi plakat „Dwunastu Kanistrów”. Wracamy na afterparty przy akompaniamencie Warszawskiego Comba Tanecznego. Na szczęście klub jest pod hotelem, w którym śpimy. W barze wybór, nie jak w ostatnich latach. Ktoś tańczy na scenie, ale to epizod. Przez didżejski set przebija się parę razy Kraftwerk. Noc mija na komiksowych pogaduchach.

Wstaję przed kogutem i zastanawiam się nad długością kolejki. Idę sprawdzić. O dziwo, nie za długa. Staję. Jestem 23., ale tak naprawdę 34., bo te kilkanaście osób ma przerwę. Moja pozycja daje mi solidny numer do Mike’a McMahona. W środku hali ludzi wyraźnie mniej. W końcu można poruszać się po strefie wydawców, nie przepraszając co chwilę. John Higgins, który ma swoje stoisko, nie jest specjalnie oblegany, a przynajmniej nie tak, jakby był oblegany, gdyby nie miał swojego stoiska, a tylko oficjalne dyżury autografowe. Cennik jego usług wisi w widocznym miejscu. Są chętni na rysunki i na rozmowę. I tak dzieli się swoimi przemyśleniami na temat filmowych przygód Batmana – na przykład o tym, że lubi filmy Tima Burtona, ale nie podoba mu się makijaż Jacka Nicholsona. Jednak najbardziej ceni trylogię Christophera Nolana i rolę Heatha Ledgera, który zdecydowanie wypadł najlepiej w „Mrocznym Rycerzu”. Wydaje się, że właśnie w tę stronę zmierza festiwal. Artyści będą – o ile znajdą chęć i czas – przyjeżdżać na MFKiG, aby rozkładać swoje kramy i zarabiać. Katarzyna Niemczyk pojawia się na stoisku Egmontu przed czasem. W kolejce poruszenie – czy trzeba płacić za rysunek, czy nie? Chwilowe zamieszanie wywołane brakiem puszki charytatywnej i zaraz wszystko rusza. To z pewnością cicha bohaterka 30. edycji festiwalu. Swoją energiczną postawą i skromnością zyskała masę fanów.

Na spotkaniu z przesympatycznym Mikiem McMahonem dość spora liczba słuchaczy, ale aula nie wypełniła się nawet do połowy. Zresztą nie było tak ani na spotkaniu z Kasem i Grazą, ani z Johnem Higginsem. Radosław Pisula przygotował rzeczowe pytania i świetną prezentację ukazującą dorobek i ilustratorski kunszt McMahona. W międzyczasie jestem tam, gdzie życie. Fani drżą o albumy z wrysami Cyrila Pedrosy. Farba nie chce schnąć. Jednak najpiękniej portugalski autor wrysowywał się w „Trzech cieniach”. Mike McMahon nagle zaczyna rysować „duże głowy” Dredda w „Kompletnych aktach” i następuje ekscytacja wśród oczekujących. Niektórzy martwią się o pofalowane od wilgoci strony swoich drogich albumów. Na stoiskach nadal ruch. Dziewiąty tom „Sagi” szybko wyprzedaje się. Nic dziwnego, to kandydat do komiksu roku 2019. Czas mija błyskawicznie. Sobota i niedziela zlewają się w jeden dzień i jedną noc. Najlepsze pociągi już odjeżdżają, a ja staram się uszczknąć coś jeszcze dla siebie z festiwalowej atmosfery. Ciąg pożegnań i drzwi hali EXPO zasuwają się za mną. W drodze powrotnej mój pociąg ledwo dociąga do Ostrowa Wielkopolskiego. Coś się w nim spaliło – wnioskuję po zapachu. Trza czekać na zastępczy. Nie ma co narzekać, w końcu mieszka tu Marianna Strychowska. Widocznie tak miało być – komiksowo do samego końca. To był dobry festiwal.

 

Zdjęcia: Filip Fiuk, Szymon Gumienik, Dawid Śmigielski

 

30. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi

28-29 września 2019

EXPO Łódż

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry