Wyszukiwanie

:

Treść strony

Galeria

Kontemplacja dzieła sztuki

Autor tekstu: Kajetan Giziński
30.10.2015

Od dłuższego już czasu zastanawiałem się, czego brakuje mi we współczesnej sztuce. Odczuwałem to bardzo mocno, jednak nie potrafiłem uświadomić sobie, jakiego obszaru dotyczy ów brak. Dopiero teraz zrozumiałem, że brakuje czasu. Nie chodzi tu wcale o rzeczywisty jego niedostatek, ale o wszechobecny pośpiech. Coraz rzadziej odbiorcy są w stanie poświęcić popołudnie na dokładne zapoznanie się z nową wystawą. Nie należy się też dziwić takiemu zjawisku, bo same dzieła coraz rzadziej tworzone są z myślą o kontemplacji i stwarzają korzystne dla niej warunki. Zatrzymam się na chwilę przy słowie „poświęcić”, ponieważ w nim kryje się zalążek problemu.

Hans Georg Gadamer uważał, że sztukę i święto łączy właśnie specyficzny sposób doświadczania czasu, w którym skupia się wokół czegoś, o czym trudno powiedzieć, dlaczego się przy tym skupia. W ten sposób filozof uznał za analogiczne obrzędy związane z obchodzeniem święta i doświadczanie sztuki. Przyjęcie tej perspektywy sprawia, że kontakt ze sztuką jest czymś odświętnym, czymś na co się czeka, przez co czas ulega zatrzymaniu. Tą drogą zachęca też człowieka do zatrzymania się. Święto nie jest też sposobem „spędzania” czasu, gdyż w takim sformułowaniu kryje się negatywne nacechowanie, chęć pozbycia się czasu wraz z jego zawartością. W święto angażuje się całym sobą, a skoro świętuje się dla samego święta, to zawieszeniu ulega czas praktyczny, ponieważ jest celowością bez celu.1 Podobny stosunek do aktu twórczego miał Mikołaj Bierdiajew, który ujmował go jako metahistoryczny, czyli pozaczasowy. W tym właśnie czasie zawieszonym spotykają się autor dzieła i jego twórca, którzy, przyjmując słownictwo Gadamera, razem świętują.

Aby wspólne świętowanie mogło dojść do skutku potrzebne jest spełnienie sprzyjających ku niemu warunków. Przede wszystkim potrzebna jest chęć uczestnictwa, włączenia się do świętującej wspólnoty. Na tę sposobność nie ma niestety wpływu odbiorca dzieła/wystawy, ponieważ zależna jest od nastawienia artystów i osób odpowiedzialnych za aranżację. Bardzo rzadko zresztą zdarza się, aby sami twórcy mieli decydujący wpływ na warunki, w jakich się ich prezentuje, a jeszcze rzadziej mają chęć wprowadzić widza w stan wyciszenia. Potrzebny jest także wspólny kod komunikacji bądź przynajmniej płaszczyzna, w której doświadczenie artysty i widza częściowo się pokrywają. Dlaczego są aż tak duże problemy ze znalezieniem tej więzi? Przede wszystkim dlatego, że dzieła są coraz bardziej zdehumanizowane, nieludzkie, wyzute z doświadczenia. Chcą tylko spekulować na temat jakichś problemów, unikają jednak spraw osobistych. Nie widać po nich, żeby artysta autentycznie je przeżywał, dzielił się czymś dla siebie bliskim.

Oczywiście nie twierdzę, że postawa przeze mnie prezentowana jest jedyną słuszną, jednak uważam, że należałoby jej poświęcić więcej miejsca w rozważaniach na temat sztuki. Jest mi zupełnie obce bezosobowe, czysto problemowe podejście do dzieła. Nawet jeśli pisze się tekst naukowy, np. z dziedziny historii sztuki, to aby stworzyć autentyczny obraz omawianego tematu, potrzebne jest coś, co przekracza dyskurs i obiektywne fakty. Aby dojść do czegoś nowego, coś odkryć, nie ma innej drogi, jak zdać się na eksperyment. To samo tyczy się recepcji sztuki, wszystkiego co związane z odbiorem. Aby nie zatrzymać się na najbardziej powierzchownych sprawach, konieczne jest zagłębienie się w sobie, zdanie się na intuicję, która znosi dystans między poznającym podmiotem a poznawanym przedmiotem. Jak proponuje Piotr Domeracki, sytuację tę można nazwać samotnością, która w wielu źródłach filozoficznych, ale także mistycznych, jest bardzo bliska z kontemplacją. Jak przekonuje: „Integralnym elementem, a zarazem warunkiem sine qua non [koniecznym; przyp. wł.] samotności kontemplacyjnej jest milczenie, bezgłos, zawieszenie komunikacji, a także możliwie zupełna, wszechogarniająca cisza”.2 Taką samotność kontemplacyjną dawniej, gdy jeszcze sztuka nie była oddzielana od kultu, osiągano w sposób naturalny we wnętrzu świątyni. Panujący w niej półmrok, delikatny blask ciepłego światła świec, zapach kadzideł oraz otaczające dzieła sztuki wspólnie składały się na to, że można było przejść ze sfery profanum do sacrum i zatopić się w kontemplacji. Konieczna do tego jest umiejętność wyciszenia się podobna praktykom ascetycznym mistyków. W czasach Arystotelesa sądzono nawet, że wszelki rozwój osobowości, intelektualny czy duchowy, możliwy jest niemal wyłącznie poprzez samotność kontemplacyjną. Obecna tendencja kulturowa jest dokładnie odwrotna, mamy uczyć się szybko, skrótowo, brnąć do przodu bez specjalnego zastanowienia. Odbieramy ogromną liczbę bodźców, które także z konieczności postrzegamy w uproszczonej formie. Stąd moja propozycja, aby nauczyć się zatrzymać i zastanowić, obojętnie czego myśli miałyby dotyczyć.

Nie jestem zwolennikiem myśli Schopenhauera czy Nietzschego, ale uważam, że mieli oni ogromne znaczenie właśnie dla rozwoju koncepcji samotności kontemplacji. Klinga słów wymierzona w ludzi poszukujących towarzystwa dla oddalenia od siebie własnej wewnętrznej pustki była tak ostra, że wywołała rodzaj lawiny. Zachodnioeuropejska metafizyka, ale też cała myśl rosyjska zaczęła poszukiwać konstrukcji mogących skutecznie rozbić nieznośną świadomość, że rację może mieć człowiek, który z całą stanowczością stwierdził, że Bóg umarł i od dziś człowiek musi sobie poradzić absolutnie sam. Chciałbym też zaznaczyć, że ta bolesna filozofia samotności była nie tylko jakimś systemem pojęć, ale także po prostu świadectwem uzasadnionego doświadczeniem, skrajnego pesymizmu. W ten sposób przedstawieni autorzy stanowili wyzwanie dla nastawionych pozytywie Sołowjowa i jego duchowego spadkobiercy, Bierdiajewa, którzy poszukiwali odpowiedzi na egzystencjalne problemy w dowartościowaniu twórczości człowieka ujmowanej teurgicznie.* Ich koncepcje stanowią, moim zdaniem, węzeł wiążący model życia kontemplacyjnego z twórczością. Szczególnie Bierdiajew cenił Nietzschego i uważał, że był on prorokiem nowych czasów. Nie zgadzał się z jego poglądami, ale uważał, że dla rozbudzenia „nowej świadomości religijnej” potrzebny był tak skrajny myśliciel, który stworzyłby ostateczną cezurę między starymi a nowymi czasami.3 Bierdiajew sądził, że „Duch jest aktywny wtedy, kiedy wyrzeka się świata w kontemplacji, a także wtedy, gdy twórczo przekształca świat. Są to dwie formy twórczej aktywności ducha. Zakłada ona, że umocnił się w kontemplacji, zakorzenił się w wieczności, ale sama kontemplacja zakłada twórczą aktywność ducha.”4 W tej interpretacji okazuje się, że kontemplacja jest twórczością par excellence. To ona aktywizuje człowieka, otwiera na przeżycie i umożliwia intuicyjne poznanie, które zdaniem Bierdiajewa nie jest pasywne. Kontemplacja to nawet nie odsunięcie od siebie bodźców zewnętrznych, bo jest zdaniem się na Logos, Mądrość Bożą. „Poznanie nie jest tylko odbiciem bytu we mnie jako poznającym, ono w nieunikniony sposób jest także twórczą reakcją mojej wolności na byt, a to oznacza zmienienie bytu.”5 Poznanie nie jest więc jedynie recepcją, przyjęciem czegoś, a za każdym razem interpretacją, przetworzeniem danego materiału. W odniesieniu do kontemplacji dzieła sztuki bliski jest więc Bierdiajew hermeneutyce. W dużej mierze wpisuje się w ten sposób do szeroko dziś przyjmowanej teorii poznawczej, w której nie ma obiektywnej i pasywnej recepcji dzieła. Każdorazowe spojrzenie wywołuje określone reakcje, pobudza uczucia i myśli do tego stopnia, że nie sposób oddzielić je od ich przedmiotu. Bierdiajew uważał, że akt kontemplacji można osiągnąć samodzielnie i że podobnie jak akt twórczy przenosi on człowieka z czasu linearnego do egzystencjalnego, dzięki czemu w konsekwencji można dojść do czasu wiecznego (metahistorii).6

Równie istotną rolę odegrał o. Paweł Florenski, doskonały znawca kultury zarówno zachodnioeuropejskiej, jak i rosyjskiej. Szczególnie bliskie było mu dziedzictwo ikony, jednak swoje, legendarne już dziś, pisma estetyczne dedykował całemu malarstwu, które rozpatrywał w charakterystyczny duchowy sposób. Sądzę, że przedstawione przez niego w postaci dialogu rozważania na temat obrazu rozbijają wątpliwości dzisiejszych formalistycznych teoretyków: „Przecież charakter owego ruchu, którym nakłada się farbę, ów charakter wielokrotnie powtarzanych ruchów wiąże się ściśle z życiem wewnętrznym człowieka. [...] Artysta albo powinien podporządkować się płaszczyźnie, albo znaleźć w świecie odpowiednią płaszczyznę, nie jest bowiem w stanie zmienić metafizyki istniejącej powierzchni.”7 Jak widać, Florenski uważał, że malarz nie musi być nawet świadomy metafizyczności tego, co robi, ponieważ taka jest po prostu natura jego sztuki. Doszedł do takiego wniosku, dokładnie badając proces tworzenia ikony, w którym każdy najmniejszy fizyczny element ma odniesienie do teologii. Odrzucał też możliwość „świeckiej” kontemplacji, uważał, że możliwa jest ona jedynie poprzez przeżycie religijne. „Kościół odrzuca duchowe znaczenie myśli, nie odwołującej się do konkretnego doświadczenia i uznaje metafizyczność życia i życiowość metafizyki. Zwłaszcza, gdy rzecz dotyczy metafizycznej treści jakiegoś widzialnego zjawiska wizualnego, pojmuje się to jako paralelizm i powiązanie dwóch części jednego i tego samego konkretnego doświadczenia.”8 Był człowiekiem, który autentycznie przeżywał sztukę i doskonale zdawał sobie sprawę z jej misteryjnych źródeł.

Dziś, kiedy panuje pluralizm doprowadzony do granic możliwości, chciałem zaproponować perspektywę oglądu sztuki, która powstała już bardzo dawno temu, jednak nie miała czasu, by wybrzmieć. Jestem świadomy sposobności zastosowania jej jedynie w odniesieniu do niektórych dzieł, niemniej sądzę, że warto postarać się znaleźć w sobie ascetę, aby artyści, którzy przemawiają ciszej, mogli być usłyszani w panującym zgiełku.

 

 

1 L. Sosnowski, Sztuka jako świętowanie, [w:] „ Estetyka i Krytyka 5” (2/2003), s. 6.

2 P. Domeracki, Związki samotności z kontemplacją w perspektywie filozoficznej, [w:] "Kultura i edukacja", nr 1/2008

3* Termin wytłumaczony w tekście Czym jest abstrakcja?

M. Bierdiajew, Sens twórczości. Próba usprawiedliwienia człowieka, Kęty 2001, s. 74-75.

4 M. Bierdiajew, Rozważania o egzystencji, Kęty 2002, s. 43.

5 Tamże, s. 44.

6 J. Jakubowski, Akt twórczy jako akt metahistoryczny. Koncepcja Mikołaja Bierdiajewa, [w:] „Filo-Sofija”, nr 22 (2013/3), s. 176-177.

7 P. Florenski, Inonostas i inne szkice, wyd. II, Warszawa 1984, s. 154.

8 P. Florenski, op. cit., s. 193.

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry